Sentenced - "Amok" (1995)

Faza na techniczno-melodyjny (?) death/black metal trwała u fińskiego Sentenced jeszcze krócej niż etap grania po szwedzku, przez co kwartet nie za bardzo dał czasu się oswoić z zawartością "North From Here", bo już zza widnokręgu nadchodziła następna, skrajnie inna płyta (poprzedzona epką "The Trooper" z 1994 roku). Wyglądało to więc na niepokojącą, muzyczną bipolarność, którą trudno było okiełznać i przewidzieć gdzie doprowadzi następnym razem. Wiadomo, gusta i guściki, jedni lubią taką dawkę doznań, natomiast pozostałe grono woli już jakąś stabilizację i określenie się. Po jeszcze przeciwnej stronie, trudno się dziwić, że na trzecim albumie Skazańcy postanowili zaskoczyć kolejnym, nowym wcieleniem. Moda na szwedzki death metal minęła, na własnej interpretacji Atheist i At The Gates Finowie pociągnęliby znacznie znacznie krócej, toteż skok w dużo przystępniejsze granie pomógł podtrzymać następny szum wokół kapeli i - najwidoczniej upragnione - zyski. Trzeba jednak przyznać, że z początku, za sprawą "Amok" z 1995 roku, Skazanym taki ruch niegłupio wyszedł i - po przygotowaniu się na kolejny tabun zmian - miał swój sens.

Z poprzedniego death metalowania nie pozostało tu praktycznie nic, ale zespół pokazał, że w totalnie innej przegródce potrafi zabrzmieć na wysokim poziomie i dość oryginalnie. Trójka to wyłam w stronę heavy metalu z elementami hard rocka, gothic metalu i melo-deathu, aczkolwiek nie tak oczywisty co do przypisania go w kierunku jednej, konkretnej kapeli. Można niby wobec "Amok" szukać odniesień do pomostu pomiędzy Iron Maiden a The Sisters Of Mercy zawierającego deathowaty/pochrypujący wokal, ale to ogólniki, które nie wyczerpują całości tematu. Zespół na bazie znanych składowych, ulepił coś swojego, z własnymi pomysłami na hity i z innym typem wokalisty - nawet patrząc przez pryzmat ich ówczesnej konkurencji pokroju Paradise Lost, Tiamat czy - najbliższych bohaterom tematu - Amorphis. Na "Amok", siła tkwi w czaderskich melodiach i rock'n'rollowym luzactwu, choć ubarwiona ona jest dla kontrastu pewną dawką melancholii oraz nieco tajemniczego klimatu. W teorii, nic specjalnie odkrywczego, ale w praktyce, sprawa ta dla Finów wygląda inaczej, dużo korzystniej i - jak wspominałem - całkiem oryginalnie. 

Rzecz rozbija się o wyszukane melodie, młodzieńczą energię połączoną z dostojnością, zabójczą chwytliwość (bez względu czy to refren czy inny element kompozycji) oraz sposób, w jaki gitary generują przejmujący klimat, na czele z wysmakowanymi solówkami i leadami Miiki Tenkuli, w których znajduje się miejsce zarówno dla stosownej trzepanki, jak i prostszych dźwięków, dających się nucić i podążających za wokalami. Układanka w wykonaniu Sentenced jest jedyna w swoim rodzaju, czego potwierdzenie znajdziemy w zadziornym i ultra-hiciarskim "The War Ain't Over!", nie mniej wpadającym w ucho i z rockowym pazurem rodem z wczesnego Guns N' Roses "Phenix", bardziej gotyckim "New Age Messiah", mocno trzymającym w napięciu i poczerniałym "Moon Magick", luzackim i przesiąkniętym wczesnym Alice In Chains "Funeral Spring" czy ze śpiewnymi gitarami "Dance On The Graves (Lil' Siztah')".

Mniej jednoznaczne odczucia wywołują za to wokale na "Amok". Taneli Jarva z jednej strony prezentuje coś na kształt growlu (dlatego mówiłem, że jest deathowaty aniżeli w pełni deathowy), z drugiej, chrypę a la podkręcony Lemmy, a z trzeciej...pana Mietka spod monopolowego. Już doprecyzowuję o co mi chodzi. Przeważają dwa pierwsze typy, z czego najbardziej przekonują niby-growle, aczkolwiek gdy pojawiają się próby emocjonalnego śpiewu to wypada to...jakoś tak...dziwnie/nienaturalnie/groteskowo? Do uszu napływa poczucie jakby ktoś stroił sobie z nas żarty albo - co najbardziej prawdopodobne - niezbyt wysokiego warsztatu w tych rejestrach. Na szczęście, to dosłownie kilka niezbyt przekonujących partii wokalnych rozsianych na albumie, a generalnie Jarva spisuje się dość dobrze, ale zupełnie inaczej niż na "North From Here". Są też wprawdzie gościnne, kobiece wokale w wykonaniu Virpi Rautsiali, które udanie dodają gotyckiego klimatu, aczkolwiek te przytrafiają się okazjonalnie - jako dodatek.

W ramach naciąganych minusów na myśl jeszcze nasuwa się mniej gęsta praca perkusji Vesy Ranty i ledwo odczuwalny bas, co może z lekka rozczarowywać po zakręconym "North From Here", aczkolwiek zrozumiałe to jest o tyle, że w kontekście bardziej piosenkowej i melodyjnej formuły na "Amok", skomplikowana sekcja mogłaby odwracać uwagę od gitar, które tutaj prowadzą całość płyty. Niezła jest też produkcja krążka, która poszła w stronę sterylności i wyrachowania, aczkolwiek nie w kierunku plastikowego, sztucznego dźwięku. Wszystko na "Amok" brzmi naturalnie, nie brakuje mu mocy i odpowiedniej klarowności.

"Amok" to zatem bardzo dobry krążek, mimo że może sprawiać problemy w ogólnej ocenie. Na jednym biegunie, łatwo go przekreślić oraz uznać za pomyłkę po death metalowych płytach, na drugim, prezentuje on dość indywidualne podejście do heavy/gothic metalu i zawiera sporo hitów bliskich klasyków z ubiegłej dekady, na których Finowie prawdopodobnie się wzorowali. Największy problem "Amok" tkwi jednak w szyldzie, pod którym go wydano. To dobry album, który stopniem oryginalności stoi wyżej nawet niż "Shadows Of The Past" (pomimo kompletnie różnych stylistyk), aczkolwiek brakuje mu punktów wspólnych z wcześniejszymi longplayami, które lądowały pod nazwą Sentenced. A jeśli ktoś myślał, że na "Amoku" grupa postawiła się wreszcie do pionu i wykrystalizowała swoje brzmienie, to raptem rok później nastąpił następny ważny, choć nie aż tak radykalny przewrót.


W ramach uzupełnień i dodatkowej wnikliwości można sięgnąć po wspomnianą epkę "The Trooper" z 1994 roku, która poza wiadomym i całkiem udanym coverem Iron Maiden oraz powtórzonym "Awaiting The Winter Frost", zawiera premierowe "Desert By Night" i "In Memoriam" brzmiące niczym odrzuty z "North From Here". Za to niedługo po wydaniu "Amok", jeszcze w 1995 roku, ukazała się epka "Love & Death" z całkiem udanym coverem Billy'ego Idola "White Wedding" oraz premierowymi "The Way I Wanna Go", "Obsessions", "Dreamlands" i "Love And Death" brzmiące niczym...odrzuty z "Amok".

[English version]

The phase of technical-melodic (?) death/black metal lasted even shorter for the Finnish Sentenced than the phase of playing in Swedish death metal style, which is why the quartet didn't really give themselves time to get used to the content of "North From Here", because another, extremely different album was already coming from behind the horizon (preceded by the ep "The Trooper" from 1994). So it looked like a disturbing, musical bipolarity, which was hard to tame and predict where it would lead next time. Of course, everyone has different tastes, some like such a dose of sensations, while the rest of the group prefers some stabilization. On the other hand, it's hard to be surprised that on the third album, Sentenced decided to surprise with another, new incarnation. The Swedish death metal style had passed, the Finns would have lasted even shorter on their own interpretation of Atheist and At The Gates, so the leap into much more accessible music helped sustain the next hype around the band and - apparently desired - profits. It must be admitted, however, that at first, by "Amok" from 1995, such a move went well for Sentenced and - after preparing for another horde of changes - it made sense.

There is practically nothing left of the previous death metal here, but the band showed that in a completely different style they can sound at a high level and quite original. "Amok" is a huge step into heavy metal with elements of hard rock, gothic metal and melodic death metal, although it's not so obvious as to assign it to one particular band. One can supposedly look for references to "Amok" to the bridge between Iron Maiden and The Sisters Of Mercy with death-like/raspy vocals, but these are generalities that do not summarize the whole subject. The band, based on known patterns, molded something of their own, with their own ideas for hits and a different type of vocalist - even looking through the prism of their then competition like Paradise Lost, Tiamat or - closest to the discussed band - Amorphis. On "Amok", the power locates in the energetic melodies and rock'n'roll ease, although it's colored by a lot of melancholy and a slightly mysterious atmosphere for contrast. In theory, nothing particularly groundbreaking, but in practice, this matter looks different for the Finns, much more beneficial and - as I mentioned - quite original.

Well, I'm talking about sophisticated melodies, youthful energy combined with dignity, killer catchiness (regardless of whether it's the chorus or another element of the composition) and the way the guitars generate a thrilling atmosphere, led by Miika Tenkula's tasteful solos and leads, in which there is space for both appropriate technical skills and simpler sounds that can be hummed and follow the vocals. The Sentenced's vision of music is one of a kind here, as confirmed by the feisty and ultra-hitty "The War Ain't Over!", the no less catchy and early Guns N' Roses-inflected "Phenix", the more gothic "New Age Messiah", the intensely suspenseful and blackened "Moon Magick", the easy-going and early Alice In Chains-infused "Funeral Spring" and the melodious "Dance On The Graves (Lil' Siztah')".

The vocals on "Amok" evoke less clear feelings. On the one hand, Taneli Jarva presents something like a growl (that's why I said they are death-like rather than fully in death metal style), on the other, a hoarseness a la cranked up Lemmy, and on the third...a sot from under the shop. Let me clarify what I mean. The first two types predominate, of which the most convincing are the pseudo-growls, although when there are attempts at emotional singing, it comes off as...somehow...strange/unnatural/grotesque? The feeling comes to the ears as if someone was making fun of us or - most likely - not very good at these registers. Fortunately, these are just a few not very convincing vocal parts scattered across the album, and in general Jarva does quite well, but completely differently than on "North From Here". There are also guest female vocals performed by Virpi Rautsiala, which successfully add a gothic atmosphere, although these appear only occasionally - as an addition.

As exaggerated disadvantages, Vesa Ranta's less dense and technical drum work and barely perceptible bass come to mind, which may be slightly disappointing after the twisted "North From Here", although it's understandable insofar as in the context of the more song-oriented and melodic formula on "Amok", the complicated section could distract attention from the guitars, which here lead the entire album. The album's production is also not bad, which went towards sterility and calculation, although not towards a plastic, artificial sound. Everything on "Amok" sounds natural, it does not lack power and appropriate clarity.

"Amok" is therefore a very good album, although it may cause problems in the overall rating. On the one hand, it's easy to cross it out and consider it a mistake after death metal albums, on the other, it presents a rather individual approach to heavy/gothic metal and contains many hits close to classics from the last decade, on which the Finns probably modeled on. The biggest problem with "Amok" lies in the name under which it was released. It's a good album, which in terms of originality stands even higher than "Shadows Of The Past" (despite completely different styles), although it lacks common points with earlier longplays, which landed under the name of Sentenced. And if someone thought that on "Amok" the group finally crystallized their final sound, then only a year later another important, although not as radical, revolution took place.

Rating: 8,5/10

As a supplement and additional insight, you can reach for the aforementioned "The Trooper" ep from 1994, which, apart from the well-known and quite successful Iron Maiden cover and the repeated "Awaiting The Winter Frost", contains the new "Desert By Night" and "In Memoriam" that sound like b-sides from "North From Here". In turn, shortly after the release of "Amok", still in 1995, the "Love & Death" ep was released, with a quite successful cover of Billy Idol's "White Wedding" and the new "The Way I Wanna Go", "Obsessions", "Dreamlands" and "Love And Death" that sound like...b-sides from "Amok".

Komentarze

Popularne posty