Napalm Death - "Harmony Corruption" (1990)

Mówi się, że to trzeci album w dyskografii jest tym najważniejszym i najlepiej stanowiącym o jakości danego zespołu. Tiaaa... Napalm Death na trójce przeszedł szereg zmian i mógł zaskakiwać odejściem od swoich słynnych, grindcore'owych początków. Prawdą jest, że trzecia porcja hałasu w typie "Scum" i "From Enslavement To Obliteration" zawęziłaby formułę i odbiorców zespołu, natomiast samych muzyków zaczęłoby się posądzać o stosowanie formatu jednej sztuczki. Oba te albumy pokazały, że na tamtą chwilę w kontekście skrajnie brutalnego i nieuporządkowanego łomotu Napalm Death powiedział już wystarczająco dużo, a jedynym sensownym rozwiązaniem utrzymania zainteresowania wokół kapeli będą wyraźne modyfikacje stylu. Gdy temat zmian nadszedł, z Napalmami pożegnali się Lee Dorrian oraz Bill Steer, kolejno skupiając się na Cathedral i Carcass, a do Shane'a Embury'ego i Micka Harrisa dołączyli wokalista Mark "Barney" Greenway (podebrany z Benediction), gitarzysta Mitch Harris (o dziwo, niepowiązany rodzinnie z Mickiem) oraz drugi gitarmen Jesse Pintado (tak, to ten sam gitarzysta z kultowego "World Downfall"), przez co Napalm Death oficjalnie stali się kwintetem. Nowy skład bardzo szybko wziął się do pracy, bo już w 1990 roku wydali oni trzeci longplay pt. "Harmony Corruption", który okazał się nie mniej ważny co poprzednie krążki, choć z początku może on wprawiać w pewną konsternację.
Trójka u Napalm Death to bowiem przejście w death metal wykonywany po amerykańsku. Ba, w celu realizacji "Harmony Corruption" zespół udał się do kultowego studia Morrisound i produkcję powierzył samemu Scottowi Burnsowi. Rezultaty natychmiast słychać, bo muzyka zyskała charakterystyczny dla tamtego miejsca ciężar, głębię i selektywność, którymi jeszcze przed chwilką świat oczarowali Death i Obituary. Nie obyło się, rzecz jasna, bez zmian czysto kompozycyjnych. Zespół zawęził ilość utworów do tylko dziesięciu, wydłużając ich czas trwania do mniej więcej 3-4 minut, ale najwięcej zamieszał pod kątem struktur kawałków, które razem z epką "Mentally Murdered" (o niej nieco szerzej w sekcji ciekawostek), odsłoniły u Napalm Death skłonność do tworzenia realnych kompozycji, a nie huraganowej i kilkusekundowej porcji hałasu. Nie ulega wątpliwości, grindcore'owe składowe również nie wyparowały na "Harmony..." całkowicie, bo intensywne blastowanie i rozszalałe zrywy gitarowe wciąż dają o sobie znać, to jednak stanowią one dalszy plan. Na trójce, grupa postawiła na wgniatający, średnio-szybki death metal, który ma jasny podział na zwrotkę, refren i punkt kulminacyjny.
To, że w deathowym obliczu Napalm Death odnaleźli się jak ryba w wodzie zasługą jest oczywiście nowego składu i ich wysokiego warsztatu kompozytorskiego. Mick Harris znalazł złoty środek pomiędzy maniakalnymi blastami a precyzją i interesującą grą w średnich tempach, Mitch Harris i Jesse Pintado opanowali chaos poprzedników oraz dodali sporo chwytliwości przy jednoczesnym zwiększeniu techniki (w paru miejscach pojawiają się nawet dość finezyjne - jak na Napalm Death - solówki), Shane Embury nieźle rzęzi basem w tle, zaś Barney growluje w guście rozwścieczonego niedźwiedzia grizzly, tj. czytelnie i brutalnie zdzierając gardło (a jego rrroooaaarrr już za moment upodoba sobie Kam Lee). Potwierdzenie tych słów towarzyszy w każdym momencie owej płyty. "Harmony Corruption" to kopalnia death metalowych hitów, na które składają się same konkretne strzały, świetnie obrazujące na ile udana jest to wolta stylistyczna, np. "Malicious Intent", "Unfit Earth" (tutaj Barneya gościnnie wsparli John Tardy z Obituary i Glen Benton z Deicide), "Suffer The Children", "Vision Conquest" czy "If The Truth Be Known".
Odejście od grindcore'owych brzmień na rzecz death metalu wyszło zatem Napalm Death wyśmienicie. Co prawda, z początku zespół dostał trochę zjebek i pogróżek za zmiany stylistyczne, to jednak w dość szybkim czasie kierunek doceniono i stał się on odniesieniem na dużo późniejszych płytach Napalmów, ale też dla innych wykonawców łączących death metal i grindcore. Na "Harmony Corruption" nowy skład bowiem spisał się należycie, nie dość, że sensownie wyszli oni poza grindcore'owy łomot oraz pokazali, że potrafią grać i komponować normalne piosenki, to jeszcze nie zatracili na tym tożsamości z poprzednich płyt. Takim kompromisom tylko więc przyklaskiwać.
Ocena: 9/10
Pomiędzy "From Enslavement To Obliteration" a "Harmony Corruption" ukazało się oczywiście trochę pomniejszych wydawnictw m.in. splity, kompilacje i epki, ale najsensowniejszą i najciekawszą w tym przypadku zdaje się być mini-płytka "Mentally Murdered" z 1989 roku, na której znalazły się 4 premierowe utwory, nagrane jeszcze przez skład z dwójki. To co najbardziej przykuwa tu uwagę tyczy się tego, że już ekipa z "From Enslavement..." próbowała skusić się na klasyczne czasy trwania utworów i nadać muzyce nieco dłuższe struktury, ale wciąż zachowując dość intensywny charakter muzyki.
[English version]
It's said that the third album in a discography is the most important and best defining the quality of a band. Yeeeah... Napalm Death has undergone a number of changes on the third album and could surprise with a departure from their famous grindcore beginnings. It's true that the third portion of noise like "Scum" and "From Enslavement To Obliteration" would have narrowed the band's formula and audience, while the musicians themselves would have started to be suspected of using a one-trick format. Both of these albums showed that at that moment in the context of extremely brutal and disordered music Napalm Death had already said enough, and the only sensible solution to maintain interest in the band would be clear modifications of style. When the topic of changes came up, Lee Dorrian and Bill Steer left the band, focusing on their bands like Cathedral and Carcass respectively, and Shane Embury and Mick Harris were joined by vocalist Mark "Barney" Greenway (picked up from Benediction), guitarist Mitch Harris (surprisingly, not related to Mick's family) and second guitarist Jesse Pintado (yes, the same guitarist from the iconic "World Downfall"), making Napalm Death officially a quintet. The new lineup got to work very quickly, because in 1990 they released their third longplay entitled "Harmony Corruption", which turned out to be just as important as the previous albums, although it may cause some consternation at first.
Napalm Death's third album is a transition into American-style death metal. What's more, to record "Harmony Corruption" the band went to the iconic Morrisound studio and entrusted the production to Scott Burns himself. The results are immediately audible, because the music gained the heaviness, depth and selectivity characteristic of that place, with which Death and Obituary had delighted the world just a moment ago. Of course, there were some purely compositional changes. The band narrowed down the number of songs to only ten, extending their duration to about 3-4 minutes, but they mixed up the most in terms of the structure of the songs, which together with the "Mentally Murdered" ep (about it, in the trivia section) revealed Napalm Death's tendency to create real compositions, not a hurricane and a few seconds of noise. Of course, the grindcore elements didn't completely evaporate on "Harmony...", because the intense blast beats and frenzied guitar inserts still make their presence felt, but they are in the background. On "Harmony...", the group focused on crushing, medium-fast death metal, which has a clear division into verse, chorus and climax.
The fact that they found their place in the death metal face of Napalm Death is of course due to the new line-up and their high compositional skills. Mick Harris found the golden mean between manic blast beats and precision and interesting playing in medium tempos, Mitch Harris and Jesse Pintado mastered the chaos of their predecessors and added a lot of catchiness while increasing the technique (in a few places there are even quite sophisticated - for Napalm Death - solos), Shane Embury pretty cool wheezes with the bass in the background, and Barney sings in the style of an angry grizzly bear, i.e. clear and brutal growling (and his rrroooooaaarrr will soon be liked by Kam Lee). Confirmation of these words accompanies every moment of this album. "Harmony Corruption" is full of death metal hits, perfectly illustrating how successful this stylistic volte-face is, e.g. "Malicious Intent", "Unfit Earth" (here Barney was guest-supported by John Tardy from Obituary and Glen Benton from Deicide), "Suffer The Children", "Vision Conquest" or "If The Truth Be Known".
The departure from grindcore sounds in favor of death metal turned out great for Napalm Death. Although at first the band got some dissatisfactions and threats for stylistic changes, the direction was quickly appreciated and became a reference on much later Napalm Death albums, but also for other artists combining death metal and grindcore. On "Harmony Corruption" the new lineup did a good job, not only did they sensibly go beyond grindcore noise and show that they can play and compose normal songs, but they also did not lose their identity from previous albums. Such compromises should only be applauded.
Rating: 9/10
Between "From Enslavement To Obliteration" and "Harmony Corruption" there were of course a few smaller releases, including splits, compilations and eps, but the most sensible and interesting in this case seems to be the mini-album "Mentally Murdered" from 1989, which features 4 new songs, recorded by the band members from second album. What is most noteworthy here is that the "From Enslavement..." line-up tried to tempt themselves with classic song durations and give the music slightly longer structures, but still maintaining a fairly intense character.
Najlepszy album Napalma
OdpowiedzUsuńmożna w sumie było dać 10, ten album na pewno był mega-ważny dla starszych kolegów, bo cały czas o nim gadali, nie o Scum, nie o FETO, ani niczym innym. Ale spoko. Jeśli chodzi o produkcję Scotta Burnsa to tutaj trzeba zrobić jedno ad vocem. Oczwiście, jestem fanatykiem płyt, które Scott Burns wyprodukował (dość powiedzieć, że zacząłem przygodę od Malevolent Creation i Sepultury), ALE z tą jego produkcją to jest tak, że ona świetnie brzmiała na kasetach i winylach, natomiast w wersji CD to była masakra, bo była zbyt cicha i źle zremasterowana.
OdpowiedzUsuńMiałem kupioną wersję Ten Commandments z Pasażu Hetmańskiego w Krakowie (RIP), oryginalna wersja z '90 roku z tym słynnym logo "Stop The Madness" i musiałem naprawdę bawić się z pokrętłami, żeby to było słyszalne. Obecnie posiadam remastera od Hammerheart i to już jest wersja, którą polecam, dość wspomnieć intro, gdzie jest grzmot burzy i brzmi on tak jak powinien - czyli jakby był za oknem, a nie z głośników. Tak więc jest moc, ale to trzeba brać remastery, nie oryginały.
To nie znaczy, że Burns był złym producentem - co to to nie, ale wtedy, mastering płyt był czymś nowym, gdzie jednocześnie on robił bardziej pod inne formaty i dopiero późniejsze remastery jego płyt brzmią tak jak należy. Jest to natomiast ciekawe z historycznego punktu widzenia, bo jak się popatrzysz na recenzje płyt Scott Burns'a to znajdziesz właśnie skrajne opinie - jedni będą go wychwalać pod niebiosa, a inni będą mówić, że jest ona skopana - i w mojej ocenie, to wynika z różnicy formatów, w jakiej ktoś słuchał muzyki wyprodukowanej przez Scotta.
Był zresztą fajny filmik na youtube, jak ekipa ND słuchała w aucie na kasecie swojej nowej płyty i faktycznie, mimo kiepskiej jakości filmiku (240p), było zajebiście słychać muzę, ale nie jestem w stanie znaleźć filmiku. Wyszła też książka o samym bohaterze mojego posta i na razie jest tylko po angielsku i droga jak cholera. Liczę, że będzie przetłumaczona, ale to marzenie ściętej głowy, tak samo jak marzenie, że zobaczę książkę o holenderskiej scenie Death Metalowej.
Zapomniałem dodać, kupiłem Ten Commandments w 2006 r., więc 19 lat temu. Wbrew pozorom, remastery to jest stosunkowo nowa rzecz, od jakiś 10 lat. I chyba Metalmind to zapoczątkował to całe poprawianie dźwięku.
OdpowiedzUsuńO ile mnie pamięć nie myli, pierwsze remastery wypuszczał Led Zeppelin, chyba jeszcze pod koniec lat 90.
UsuńOooo, dobrze żeś mi powiedział. Miałem nawet chyba pisać o tym. Otóż Led Zeppelin nie tylko jako pierwszy wypuszczał remastery, ale też chyba jako pierwszy ucyfrowił swoją dyskografię w tym sensie, że późniejsze tłoczenia winyli są oparte nie na taśmach matkach, tylko na ich cyfrowej konwersji.
UsuńWięc jeśli ktoś chce kupować winyle, to musi szukać starszych pressingów / tłoczeń, dla pełnego klimatu, ponieważ późniejsze tłoczenia winyli są właśnie oparte na cyfrowych remasterach, czyli tak naprawdę jest to droższy CD. To tak a propos ludzi, co to lubią szpanować, że mają dobry gust, bo kupuję winyle.
Ja sam zresztą jestem zwolennikiem CD, ale to jest temat na inny raz.
Uwielbiam ten album, i taki paradox że innych płyt tego zespołu nie trawie,tak Harmonia Korupcji to album idealny 10/10
OdpowiedzUsuńhellalujah :::
OdpowiedzUsuń"... zaś Barney growluje w guście rozwścieczonego niedźwiedzia grizzly,"
Lepiej nie dało się tego ująć :)