Marduk - "Wormwood" (2009)

Jeśli miałbym wskazać miejsce, gdzie Marduk zatracił polot i pomysłowość w tworzeniu muzyki, byłby to chyba właśnie "Wormwood" z 2009 roku. Prawda wobec tej płyty jest niestety bardzo bolesna, Szwedzi nie wysilili się przy jej tworzeniu praktycznie wcale i pokusili się wyłącznie o nagranie odtwórczej kontynuacji "Rom 5:12" (który to sam w sobie był już kontynuacją z wcześniejszych płyt). Co gorsza, nawet odgórnie nastawiając się na powierzchowną/minimalną/słabo odczuwalną ilość zmian, "Wormwood" nie zyskuje na tym absolutnie nic. Przez caluteńki czas obcowania z nim, ma się wrażenie, że zespół już znacznie wcześniej nagrał bardzo podobną muzykę i to o co najmniej 2x wyższym poziomie. Inna sprawa, że nawet jak na black metalowe standardy łojenia, krążek ten nie ma zbyt wiele do zaoferowania i nie słychać na nim pasji z prawdziwego zdarzenia.

Na pewno mogę powiedzieć, że - pomimo sporych oporów - jakimś cudem jestem w stanie przysiąść do całości i jak już się odpowiednio nastawię, wysłuchać jej od deski do deski. Tyle, że to wszystko co można powiedzieć in plus! Najgorsze, że rzeczy, które wcześniej mogły się u Marduk podobać, na "Wormwood" zdają się być totalnie irytującymi i wymuszonymi - na czele z całym tym wojennym klimatem. Zawodzą zarówno utwory buchające ekstremą (niestety potwornie nudną), klimatyczne (tu jakby odrobinę mniej), ale też te wciśnięte w roli czegoś na kształt interludiów (w typie plumkania z "Unclosing The Curse")! Tam gdzie królują blasty, brakuje pomysłów na riffy, ciekawych motywów i sensownego pierdolnięcia, w tych stawiających na klimat...idei jak zagospodarować czas na stworzenie tejże atmosfery! Takie utwory jak "Phosphorous Redeemer", "Chorus Of Cracking Necks", "As A Garement" czy "Funeral Dawn" przeważnie dłużą się, sztucznie budują klimat i nie oddają takiego chłodu jak niektóre utwory z ich poprzednich albumów. Może jeszcze, gdyby całość trzymała się poziomu "Into Utter Madness" (najmniej w nim mielizn) oraz "To Redirect Perdition" (tutaj z kolei udało się osiągnąć klimat na miarę "Plague Angel"), to całość "Wormwood" odbierałoby się lepiej. Tymczasem krążek poraża nudą, powtarzalnością oraz - co za tym idzie - (auto)zrzynkami z poprzednich albumów. Wcześniej, miało to swój urok, szczerą złość i paradoksalnie przynosiło trochę "odmieńców" na tle podobnych do siebie utworów (w typie "Deathmarch" czy "Blackcrowned" chociażby). Na "Wormwood" gdzieś ten element zaginął i pozostała jedynie bezmyślna sieczka lub wymuszone klimatowanie.

No więc jeśli miałbym się określić, który z longplayów Morgana i spółki leży mi najmniej, "Wormwood" byłby prawdopodobnie jednym z tych, który przodowałby w takim zestawieniu. Wadzi na nim niemal wszystko, począwszy od brutalności, klimatu, budowania napięcia, skończywszy na takich bzdetach jak...oprawa graficzna. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej odpalić któryś z ich poprzednich longplayów.

Ocena: 4/10

[English version]

If I had to point out a place where Marduk lost his panache and ingenuity in creating music, it would probably be "Wormwood" from 2009. The truth about this album is the Swedes did not make any effort to create it, and they were only tempted to record a reproductive continuation of "Rom 5:12" (which in itself was a continuation from earlier albums). Worse still, even by focusing on a superficial/minimal/hardly perceptible amount of change, "Wormwood" gains absolutely nothing. For all the time spent communing with it, you get the impression that the band has recorded very similar music much earlier, at least twice as high. Another thing is that even by black metal standards, this disc does not have much to offer and you can not hear real passion on it. 

I can say for sure that - despite considerable resistance - by some miracle I am able to properly, listen to it from "Nowhere, No-One, Nothing" to "As A Garment". It's just all that can be said in a plus! The worst thing is that the things that Marduk might have liked before on "Wormwood" seem totally irritating and forced - especially with the whole war atmosphere. The songs that explode with extreme blasting (unfortunately, monstrously boring) and the atmospheric ones (a bit less here), but also those pushed in as something like interludes (like the ambient from "Unclosing The Curse") fail! Where blasts reign, there are no ideas for riffs, interesting motifs and sensible blasting, in those that focus on the atmosphere...ideas how to spend time to create this atmosphere! Such songs as "Phosphorous Redeemer", "Chorus Of Cracking Necks", "As A Garement" or "Funeral Dawn" usually lengthen, artificially build the atmosphere and do not reflect such coldness as some of the songs from their previous albums. Maybe if the whole cd kept to the level of "Into Utter Madness" (the least shallows in it) and "To Redirect Perdition" (here, in turn, they managed to achieve the "Plague Angel" atmosphere), then the whole "Wormwood" would feel better. Meanwhile, the disc is striking with boredom, repetition and - thus - (auto)copying from previous albums. Previously, it had its charm, sincere anger and, paradoxically, it brought some different songs compared to similar ones (such as "Deathmarch" or "Blackcrowned", for example). On the "Wormwood", this element was lost somewhere and the only thing left was mindless blasting or forced atmosphere of war. 

Well, if I had to determine which of Morgan's and rest of the band lps I like the least, "Wormwood" would probably be one of the leaders in such a statement. It disappointes with almost everything, from brutality, climate, building tension, ending with such crap as...graphic design. It's definitely better to listen to one of their previous lps.

Rating: 4/10

Komentarze

Popularne posty