Hypocrisy - "Abducted" (1996)

Skoro raz wypaliło, to czemu by nie brnąć w to dalej. Do takich właśnie wniosków najwidoczniej doszli Szwedzi z Hypocrisy zabierając się za tworzenie następcy "The Fourth Dimension". "Abducted" to bowiem klasyczne rozwinięcie poprzedniej formuły, tj. kontynuacja melo-deathowej stylistyki i jeszcze odważniejszy skok w kierunku przypodobania się większej ilości słuchaczy. No i tutaj pierwszy plus...bo takie podejście u Hypocrisy to o dziwo nic wstydliwego - tzn. na ten czas. Otóż, trójka Szwedów za sprawą omawianej płyty zdołała utrzymać wcześniejszy bardzo wysoki poziom i zachować odpowiednie proporcje - mimo że w mocniejszych rejonach (przynajmniej na mnie) ich muzyka robiła jeszcze większe wrażenie.

Przede wszystkim, podobać się może na "Abducted", znakomity, skandynawski klimat (podobnie chłodny co na "The Spectral Sorrows" Edge Of Sanity) oraz że zespół nie zaniechał szybszego czy nawet brutalniejszego grania na rzecz tego lajtowego. Okej, pod koniec albumu bardziej przyjaznych momentów jest znacznie więcej (co może średnio przekonywać przy dość sennym "Slippin' Away" i rozlazłym w refrenach "When The Candle Fades" - chociaż taki "Drained" już pod tym względem wypada dobrze), to jednak ogólny schemat przełamywania melodyjnego utworu szybszym/brutalniejszym sprawdza się tutaj doskonale. Po jednej stronie, "Paradox", "Roswell 47", "Buried", "The Arrival Of The Demons (Part 2)" - niesamowicie chwytliwe, ale nieprzedobrzone, po przeciwnej "Killing Art", "Point Of No Return", tytułowy - mocniejsze i nawiązujące do starszego stylu.

Niestety, nie wszystko sprawia na "Abducted" dobre wrażenie. Niezbyt przekonuje mnie brzmienie (zwłaszcza perkusji - mocno plastikowe), wspomniane smęcenie pod koniec, ale najbardziej!, zredukowanie growli na rzecz wysokiego skrzeczenia (z okazjonalnym, ale dość niezłym śpiewem na czysto). No i o ile przez produkcję i balladowe utwory jeszcze da się przemóc, tak ostatnie z wymienionych istotnie odbiera mocy całości i zdaje się być wstrzelonym na pół gwizdka. Bo o mocarnych growlingach z "The Fourth..." w przypadku "Abducted" nie ma mowy...Co nie zmienia faktu, że to wciąż bardzo udany materiał i ogólnie jedna z ciekawszych pozycji w dorobku Tägtrena i spółki! Mimo swoich wad, "Abducted" przecież tak mocno nie ustępuje poprzednikom.

Ocena: 8,5/10

[English version]

If it worked out once, why not go any further. These are the conclusions apparently reached by the Swedes from Hypocrisy who set about recording the successor to "The Fourth Dimension". "Abducted" is a classic development of the previous formula, ie. a continuation of the melo-death style and an even bolder step to gain more listeners. And here is the first plus...because this approach for Hypocrisy is surprisingly nothing embarrassing - for this time. Well, the three Swedes, by "Abducted", managed to maintain the previous very high level and keep the appropriate proportions - despite the fact that in stronger regions (at least for me) their music made an even greater impression. 

First of all, on "Abducted", there is a great, Scandinavian climate (similarly cold as on "The Spectral Sorrows" Edge Of Sanity) and that the band did not give up faster or even more brutal playing in favor of this light one. Okay, at the end of the album, there are many more friendly moments (which is average for the rather sleepy "Slippin 'Away" and the exhausted choruses of "When The Candle Fades" - although "Drained" is already doing well in this respect), nevertheless the general scheme of breaking a melodic song with a faster/more brutal one works perfectly here. On one side, "Paradox", "Roswell 47", "Buried", "The Arrival Of The Demons (Part 2)" - incredibly catchy, but not redrawn, on the opposite - "Killing Art", "Point Of No Return", the title track - stronger and referring to the older style. 

Unfortunately, not everything makes a good impression on "Abducted". Moderately convincing sound (especially plastic drums), the aforementioned sleepy atmosphere at the end, but most importantly!, reducing growls in favor of high-pitched screeching (with occasional, but fairly good, clean singing). And while the production and ballad songs can still be overcome, the last of the mentioned ones does take away the power of the whole. Because of the very good growlings from "The Fourth..." in the case of "Abducted" there is no comparison...Which does not change the fact that this is still a very successful cd and generally one of the most interesting albums in the discography of Tägtren's band! Despite its defects, "Abducted" is not so much inferior to its predecessors.

Rating: 8,5/10

Komentarze

  1. Ta płyta ma jeszcze jeden drobny defekt a mianowicie plastikową i sztuczną produkcję, z jakiej miał w przyszłości zasłynąć Peter Tangren. Choć na szczęście w macierzystym zespole nie wypuszczał takiego dziadostwa produkcyjnego jak Infernal Edge Of Sanity. A muzycznie to trochę błędna ścieżka futurystycznych eksperymentów w death metalu, które w latach 90-ych mogły się podobać a dziś brzmią mocno naiwnie. Później Peter to rozwinął też z różnym skutkiem w ramach Pain.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tle niektórych melodyjek i wokali na tej płycie, ta produkcja to jeszcze pikuś. Tutaj jeszcze na tyle daje radę, że aż o niej nie wspominałem. Gorzej, że wiele kapel, które u Petera nagrywało sporo na takim (lub przeważnie jeszcze większym) wypolerowaniu mocno straciło. Mnie ten rozwój kapeli ogólnie nawet odpowiada, ale zawsze jednak jak chcę posłuchać go w tym najlepszym wydaniu to zawsze sięgam po "The Fourth Dimension".

      Usuń
    2. Bo Hypocrisy to jest ogólnie taki mocny średniak, którego się nawet przyjemnie słucha oczywiście z założeniem, że nie jest to żaden to żaden geniusz czy przełomowa dla gatunku kapela. Do poziomu Edge Of Sanity, At The Gates, Dark Tranquility czy z nowszych Insomnium sporo im brakuje.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty