Immolation - "Close To A World Below" (2000)
Od połowy lat 90. XX w. amerykański Immolation - jak mało kto - rozszerzał swoją ekstremalną formułę o coraz to radykalniejsze środki. W związku z tym, od czasu wydania "Here In After" przerwy wydawnicze u ekipy Roberta Vigny uległy wyraźnemu skróceniu, ale co najważniejsze, ich muzyka jeszcze bardziej zyskiwała na brutalności, ekspresji i sponiewieraniu słuchacza. Jednym z najbardziej istotnych momentów tego etapu okazał się być właśnie "Close To A World Below"; longplay, który choć rozszerzył ich charakterystyczną, rozpaczliwą melodykę i ponury klimat, barrrdzo znacząco zwiększył u Immolation stopień intensywności i grzania na najwyższych obrotach, a przy tym pokazał wyraźnie odmienny feeling względem poprzedników.
Taki też znak rozpoznawczy wielkich kapel, gdy potrafią utrzymywać znajomy styl, a przy tym co album zaskakiwać. Na "Close To A World Below" muzyka stała się zdecydowanie brutalniejsza od tej z "Failures For Gods" (mimo że tamta do jakkolwiek lekkich również nie należała), a jej sound - choć nie tak brudny jak na trójce - zyskał więcej mięcha, ale i...pewnej przestrzenności, przez którą można się tu delektować dosłownie każdym akcentem instrumentów (a zwłaszcza wirtuozerią Alexa Hernandeza)! Można nadmienić tu o takich ciosach jak z miejsca zapadającym w pamięć, mega rozpoznawalnym "Father, You're Not A Father", szalonym w solówkach "Lost Passion", bujającym "Unpardonable Sin" czy świetnie poprowadzonym i o blackowej melodyce (!) utworze tytułowym, ale najdobitniej pokazuje to połamany "Higher Coward", który przy produkcji z poprzednika mógłby stracić na sile uderzenia. Jak wspominałem, zespół także podniósł zagęszczenie i stopień chaosu, czego przykładem "Furthest From The Truth" (najbrutalniejszy utwór jaki Immolation stworzyło w swojej karierze!), "Put My Hand In The Fire" (ten jeszcze niszczy klimatem) czy "Fall From A High Place" (znów obłędne tempa). Spisali się oczywiście sami muzycy, tj. gitarzyści Robert Vigna i Tom Wilkinson (ponownie, masa świetnych riffów i solówek), Ross Dolan z jeszcze bardziej ekspresyjnymi growlami, no i wymieniany Alex Hernandez, którego partie i ogólny feeling gry po prostu wymiatają - absolutnie wszyscy przeskoczyli poprzednio ustawioną poprzeczkę.
Zaskakuje więc to wszystko w kontekście, że "Close To A World Below" powstawał w bardzo szybkim tempie (zaledwie rok). W końcu, wielu w ten sposób potrafiłaby wypuścić coś na szybko lub wpisującego się w typową kontynuację poprzedniego albumu. No a z tym na "Close..." nie ma się do czynienia. To longplay, który przynosi kolejny, wielki przełom w dyskografii Immolation, a przy tym album, który przewyższa stopniem ekstremy swoich poprzedników i którego - mimo dużej dawki brutalności - znakomicie się słucha. Można powiedzieć, że wraz z wydaniem "Close To A World Below", Amerykanie przesunęli czeluści szczyt z "Failures..." i "Here..." jeszcze niżej wyżej.
Ocena: 10/10
[English version]
From the mid-1990s, Immolation - like few others - expanded its extreme formula with more and more radical measures. Therefore, since the release of "Here In After", the release breaks of Robert Vigna's band has been significantly shortened, but most importantly, their music has gained even more brutality, expression and abuse of the listener. One of the most significant moments of this period turned out to be "Close To A World Below"; longplay, which, although it retained the characteristic, desperate melodies and gloomy atmosphere, significantly increased the level of intensity and blasting at the highest speed, and at the same time showed a distinctly different feeling compared to its predecessors.
This is also the hallmark of great bands, when they can maintain a familiar style, and at the same time surprise with every next album. On "Close To A World Below" the music became definitely more brutal than on "Failures For Gods" (well, the latter was not light either), and its sound - although not as dirty as on the "Failures..." - gained more fleshy overtone, and...a certain spaciousness through which you can enjoy literally every accent of the instruments (especially the virtuosity of Alex Hernandez)! I can mention here such hits as the instantly memorable, mega recognizable "Father, You're Not A Father", "Lost Passion" crazy in solos, very concert rhythmic "Unpardonable Sin" or the title track brilliantly led and with great black metal melodics (!), but it's most clearly shown by the intricate "Higher Coward", which in the production of its predecessor could lose its impact strength. As I mentioned, the band also increased the density and degree of chaos, as exemplified by "Furthest From The Truth" (the most brutal track that Immolation has created in their career!), "Put My Hand In The Fire" (this one still destroys with the hellish atmosphere) or "Fall From A High Place" (again insane tempos). Of course, the musicians themselves did a great job, i.e. guitarists Robert Vigna and Tom Wilkinson (again, a lot of great riffs and solos), Ross Dolan with even more expressive growls, and Alex Hernandez, whose parts and general feeling of the playing are simply amazing - absolutely everyone have surpassed the previously set bar.
So all this is surprising in the context that "Close To A World Below" was created at a very fast pace (only a year). After all, many in this way would be able to release something quickly or fit into the typical continuation of the previous album. Well, that's not the case with "Close...". This is a longplay that brings another major breakthrough in Immolation's discography, and at the same time an album that surpasses the extremes of its predecessors and which - despite a large dose of brutality - is great to listen to. You could say that with the release of "Close To A World Below", the Americans from Immolation pushed the abyss the greatness of "Failures..." and "Here..." even lower higher.
Rating: 10/10
W tamtych czasach Immolation, Moonspell, Malevolent Creation i Satyricon były odpowiedzialne za to, że ludzie słuchający rocka i alternatywnego metalu przechodzili bardziej na ostrzejsze rzeczy. Ten album jest kultowy właśnie też m.in. przez nostalgię, bo to jedna z moich pierwszych Death Metalowych rzeczy jakie słyszałem
OdpowiedzUsuń