Pestilence - "Spheres" (1993)

Linia (r)ewolucyjna holenderskiego Pestilence do 1993 roku mogła robić naprawdę olbrzymie wrażenie jak genialny był to zespół, począwszy od thrash/deathu skończywszy na technicznym death metalu. W każdej z tych stylistyk powstawały im dzieła znakomite, kapitalnie skomponowane i wyróżniające się sporą oryginalnością. Na tle omawianego "Spheres"...poprzednie trzy płyty jednak jawią się jako raptem wierzchołek możliwości Holendrów! Czwarty longplay Pestilence przeniósł muzykę Patricka Mameli i reszty zgrai bowiem w tak nietypowe i pomysłowe rejony, że album z miejsca spotkał się z totalnym niezrozumieniem i olaniem zewsząd, ale też ze zwątpieniem ze strony muzyków w dalszą działalność zespołu.

Sensu (i racjonalnych odpowiedzi) nie zamierzam się w tym na siłę doszukiwać, ale jedno jest pewne, po dziś dzień to mój ulubiony album od Pestilence, absolutnie niesłusznie niedoceniony i pokazujący sporą zaściankowość wydawcy/słuchaczy w tamtym czasie! Owszem, muzyka Holendrów stała się tu cholernie wymagająca, nietuzinkowa i niełatwa w odbiorze, toteż rozczarowani "Testimony Of The Ancients" zupełnie nie zrozumieją głównej idei "Spheres", to jednak jest na tej płycie to "coś" co niemal natychmiast przykuwa uwagę i sprawia, że ma się do czynienia z czymś unikalnym, przez co chce się katować swój słuch bardziej i bardziej. Holendrom udało się po prostu wnieść do swojej muzyki sporo ryzykownych i intrygujących nowości, a przy tym nie zapomnieć, gdzie tkwi sedno ich stylu.

Pierwsze co się rzuca w słuch dotyczy brzmienia. Te stało się klaustrofobiczne, (pozornie) nieprzyjazne, wyalienowane - wprost idealnie wstrzelone w koncept okładki. Odnosi się wrażenie jakby zespół zupełnie na serio zamknął się w jakiejś kapsule i tam nagrywał całość materiału. Druga rzecz - syntezatory gitarowe. Doskonale imitują klawisze (o czym wyraźnie nakreśla dla niedowiarków notka w książeczce: "there are no keyboards on this album") i świetnie wykorzystano je także w formie solówek (!). Efekt jest powalający. Kolejne - pojawienie się basisty Jeroena Paula Thesselinga. Jego partie wyszły znacznie ciekawiej od Choya, dużo wyraźniej towarzyszą one pozostałym instrumentom i jeszcze fajniej ozdabiają muzykę jazzowymi patentami. Idąc dalej, geniusz "Spheres" objawia się od strony większej ilości pomysłów oraz klimatu z progresywnego metalu (cuś jakby nawiązując do Voivod), bardziej histerycznych wokali Mameliego, dających kosmiczne wytchnienie interludiów (w takim "Personal Energy" jednak też coś podobnego występuje), zakręconych solówek gitarowych obu Patricków i nieco bardziej "mechanicznego" bębnienia Marco Foddisa. No a wszystko to bez wyparcia death metalowego oblicza muzyki Pestilence (podobnie jak u Nocturnus), czego przykładem chociażby "Soul Search", "Changing Persepctives", "The Level Of Perception" czy "Demise Of Time".

Na "Spheres", Holendrzy po raz ostatni objawili się jako zespół zjawiskowy i tak odważnie modyfikujący swój styl. Mimo ogólnego pominięcia i rzekomych zarzutów o przekombinowanie, "Spheres" to - podobnie jak "Focus" czy "Elements" - dzieło genialne, świetnie łączące kosmos z deathem i przy tym mocno wyprzedzające swój czas. Aż szkoda, że tak wyjątkowy krążek położył działalność zespołu na długie lata.

Ocena: 10/10

[English version]

The (r)evolution line of Dutch Pestilence until 1993 could make a really huge impression how brilliant the band was, ranging from thrash/death to technical death metal. In each of these styles, they created brilliant cds, perfectly composed and distinguished by considerable originality. Against the background of the discussed "Spheres"...the previous three albums, seem to be like the substitute of the Dutch possibilities! The fourth Pestilence lp brought the music of Patrick Mameli and the rest of the band in such unusual and imaginative regions, that the album was immediately met with a total incomprehension and disapproval from everywhere, but also with doubts on the part of the musicians in the further activity of the band. 

I am not going to try to find the meaning (and rational answers) in it, but one thing is certain, to this day it's my favorite album from Pestilence, absolutely underestimated and showing a lot of parochialism of the publisher/listeners at that time! Yes, the music of the Dutch has become very demanding, extraordinary and not easy to listen to, so disappointed listeners by "Testimony Of The Ancients" will not understand the main idea of ​​"Spheres" at all, but there is "something" on this album that almost immediately attracts attention and makes that you are dealing with something unique, which makes you want to torture your hearing more and more. The Dutch simply managed to bring a lot of risky and intriguing novelties to their music, and at the same time, not to forget where the essence of their style was. 

The first thing that catches the ears is the sound. These became claustrophobic, (seemingly) unfriendly, alienated - perfectly shot into the concept of the cover. One has the impression that the band seriously closed themselves in a capsule and recorded all the material there. Second thing - guitar synthesizers. They perfectly imitate keyboards (which is clearly indicated for doubters in the note in the booklet: "there are no keyboards on this album") and they were also perfectly used in the form of solos (!). The effect is amazing. Another - the appearance of bassist Jeroen Paul Thesseling. His parts are much more interesting than Choy, accompanies other instruments much more clearly and decorate the music with jazz patents even more nicely. Going further, the genius of "Spheres" manifests itself from the more hysterical Mameli vocals, more ideas and the atmosphere of progressive metal (something as if referring to Voivod), giving a cosmic respite to interludes (in such "Personal Energy" something similar also occurs), twisted guitar solos by both Patrick's and a slightly more "mechanical" drumming by Marco Foddis. And all this without displacing the death metal face of Pestilence's music (similar to Nocturnus), such as "Soul Search", "Changing Persepctives", "The Level Of Perception" or "Demise Of Time" show. 

On "Spheres", the Dutch revealed for the last time as a phenomenal band and so boldly modifying their style. Despite the general omission and alleged accusations of over-combining, "Spheres" is - similarly to "Focus" or "Elements" - a brilliant cd, perfectly combining space with death metal sound, and at the same time well ahead of its time. It's a pity that such a unique album put out the band's activity for many years.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Wciąż mam problem z brzmieniem tego albumu. Z muzyką już dawno się zgodziłem.

    OdpowiedzUsuń
  2. nowy album będzie w tym klimacie ,Mameli zna się na rzeczy widzi co się odwala na świecie a mówienie ,że jest foliarzem ,ok ,lepiej być foliarzem niż naiwniakiem ,który łyka jak pelikan polityczne kłamstwa za każdym razem , dobre recenzje piszesz gościu I pytanie czy będziesz opisywał płyty BOLT THROWER? Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po singlach to tak, ale zobaczymy jak wyjdzie całość - na razie jest spoko. Patrcik Mameli to swego czasu dość intensywnie wyrażał swoje poglądy i "krzyczał" w postach/komentarzach na swoich hejterów, ale z drugiej strony, pewnie dopiero wchodził w internet czy coś. Płyty w każdym razie nagrywa bez obciachu, a to chyba najważniejsze.

      Mam w planach Bolt Thrower, pewnie jak skończę z tymi progresywnymi/technicznymi kapelami to coś się pojawi. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. ja może nie na temat, ale czy recenzje na stronie inrock. pl dotyczące morbid angel to jest strona tego samego blogera co subiektywnymetal? bo artykuł jest z 15 kwietnia 2021 , i to trochę wygląda jakby ktoś skopiował Twoje recenzje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to są dokładnie tego samego blogera. Od pewnego czasu współpracuję z InRock ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty