Sceptic - "Internal Complexity" (2005)
Wszystko co dobre, szybko się kończy, chciałoby się rzec w kontekście "Internal Complexity" i ogólnych zmian, jakie Sceptic przeszedł po ukazaniu się "Unbeliever's Script". Tymczasem, "Internal..." to rzeczywiście owy koniec (bo to ostatni longplay Sceptic na dłuuugie lata), ale w tym najgorszym znaczeniu - jako początek zepsucia się i przedobrzenia. Po przyjęciu wokalistki Weroniki Zbieg i basisty Marcina Halerza, krakowski zespół bowiem zdecydował się odrzucić znaczną część wpływów Death, a na ich miejsce upchnąć te - jak na tamten czas - nowomodne, tj. rwane, prostsze i niespecjalnie wymagające.
Powiem jednak szczerze, że zwrot w takim kierunku...da się jeszcze jakoś zrozumieć! - przynajmniej z tego finansowego punktu widzenia. Wszystkie trzy poprzednie płyty Sceptic - choć zdecydowanie warte uwagi - nie znalazły należytego zainteresowania, a kolejne krążki wydane po "Blind Existence" niestety nie zmieniły w tej kwestii absolutnie nic. Tak więc, czwarta porcja podobnej muzyki na tle wyraźnie zbliżonych do siebie poprzedniczek, mogłaby jeszcze bardziej pogrążyć zespół w takiej okołomuzycznej stagnacji. No i wszystko się zgadza, tyle że...chyba nie do końca o taki rozwój chodziło.
Wspomniane uproszczenia i chęć uczynienia muzyki bardziej ludzką to jeszcze nic złego, wszak nie polecieli z tym zbyt daleko, a nawiązań na "Internal..." do poprzednich krążków nie brakuje. Prawdziwą katastrofą okazało się obsadzenie w stylistyce Sceptic kobiecego głosu! Niestety, już na etapie otwierającego całość "Alteration Of Destiny" jest z tym bowiem na tyle źle, że słuchanie dalszej części krążka zakrawa na wyczyn. Okej, jak na standardy grania pod późniejsze Arch Enemy czy innego tego typu tworów, wokal Weroniki może i sprawdzałby się nieźle, no ale nie u Sceptic!, którego styl - pomimo licznych uproszczeń - wciąż do najprostszych nie należy. Przez to też, tj. głównie jałowe krzyki frontwoman, muzyka stała się totalnie jednowymiarową i pozbawioną dawnej mocy, a najlepiej na krążku wypadają...utwory instrumentalne (dokładniej to jeden - "Hidden In The Light") i te, w których gościnnie zaśpiewał Marcin Urbaś (cover Coroner "Paralyzed, Mesmerized" oraz autorski "Those Who Remember")! Pozostałe rzecz jasna również zawierają jakieś tam fajne pomysły, aczkolwiek cała fajność idzie się jebać, w chwili, gdy - niestety bardzo często - do głosu dobiera się wokalistka. Coś jakby zderzyły się ze sobą dwa zupełnie nieprzystające do siebie światy.
Czas dobitnie pokazał gdzie u Sceptic wszystko co dobre, szybko się kończy. Szkoda tylko, że stało się to na etapie "Internal...", aniżeli w momencie ewentualnego zakończenia działalności po "Unbeliever's Script". Możliwe, że wtedy poziom ich ogólnej dyskografii byłby znacznie równiejszy.
Ocena: 3,5/10
Na szczęście, istnieje wersja "Internal Complexity" z wokalami Urbasia. Obecnie jest to dodatkowy dysk, gdzie we wszystkich kawałkach (poza oczywiście "Hidden In The Light") śpiewa Marcin - co najważniejsze, w starym stylu.
[English version]
"All good things must come to an end" I would like to say in the context of "Internal Complexity" and the general changes that Sceptic went after "Unbeliever's Script" came out. Meanwhile, "Internal..." is really that end (because this is the last Sceptic lp for loooong years), but in the worst sense - as the beginning of deterioration. After accepting vocalist Weronika Zbieg and bassist Marcin Halerz, the Cracow band decided to reject a large part of Death's influences and replace them with those - for that time - newfangled ones, i.e. simpler and not particularly demanding.
To be honest, the turn in this direction...can still be understood somehow! - at least from a financial point of view. All three previous Sceptic albums - although definitely very good - did not find sufficient attention, and the next albums released after "Blind Existence" unfortunately did not change anything in this matter. Thus, a fourth portion of similar music against the background of clearly similar predecessors, could plunge this group even further into such music-related stagnation. And everything is correct, except that...it was probably not the end of such progression.
The above-mentioned simplifications and the desire to make music "for people" are still nothing wrong, after all, they did not go too far with it, and "Internal..." references to the previous albums are not lacking. Buuut a female voice in the Sceptic style turned out to be a real catastrophe! Unfortunately, already at the opening "Alteration Of Destiny" it's so bad to the listening to the rest of the album. Okay, by the standards of playing like later Arch Enemy or other such creations, Weronika's vocal might work well, but not to the Sceptic band!, whose style - despite numerous simplifications - is still not the simplest. Due to this, i.e. mainly sterile screams, the music has become totally one-dimensional and devoid of old power, and the best on the disc are...instrumental songs (more precisely, one - "Hidden In The Light") and those in which sang as a guest Marcin Urbaś (cover of Coroner "Paralyzed, Mesmerized" and original "Those Who Remember")! Of course, the rest of them also have some nice ideas, although all the "cool" ones are wasted when - unfortunately very often - the vocalist sings. It's as if two completely incongruous worlds collided with each other.
Time has clearly shown where Sceptic's "all good things must come to an end". It's a pity that it happened at the "Internal..." period, rather than at the time of possible termination after "Unbeliever's Script". It's possible that then, the level of general discography would be much more equal.
Rating: 3,5/10
Fortunately, there is a version of "Internal Complexity" with Urbaś' vocals. Currently, it's a bonus disc, where Marcin sings in all songs (except "Hidden In The Light" of course) - most importantly, in the old style.
Ta płyta im nie wyszła, ale w kontekście twórczym żaden album im nie wyszedł. Rżnięcie na początki na potęge z Death to było to, co odrzucało. Z resztą nie znam nikogo, kto Sceptic lubił i cenił, najczęściej słyszalem cos na wzór - to ta polska kalka Death. Nie wiem, ale np jakbym był kompozytorem w kapeli, nigdy w życiu nie chiałbym być kalką n ikogo, zwlaszacza tak nachalną jak to było w przypadku Sceptic, czy Hate na początku polskie Deicide. Rozumiem inspirację, ale rżnięcie a inspiracja to zasadnicza różnica. Tak subiektywnie do kosza.
OdpowiedzUsuń