Massacre - "Resurgence" (2021)
Moje Massacre jest mojsze niż twoje! Czyli parafrazując Kazika, podziałów u Massacre cz. 727363. Przykładem właśnie "Resurgence" - ich drugi powrotny album. Cóż, panowie w przeciągu 15-u lat aż do premiery omawianego krążka schodzili i rozchodzili się tak często jak tylko się dało, niemal do porzygu. Najpierw, usilnie próbując wskrzesić line-up z "From Beyond", a później, szargając swoją nazwą (odsyłam do epizodów pt. Massacre X i Gods Of Death) i nadwyrężając cierpliwość najwierniejszych fanów (a okazuje się, że tych ostało się niemało). Niestety, "Resurgence" na tym tle nie jest chlubnym wyjątkiem. Podejrzewam, że gdyby nie szyld i wsparcie ze strony Nuclear Blast, szum wokół tej płyty byłby raczej znikomy.
Od czasu "Back From Beyond" Massacre przeszło oczywiście wiele zmian. Najbardziej odczuwalne to te odnośnie składu, z którego...nie pozostał nikt z poprzedniej płyty. Tym razem zespołem postanowił poprzewodzić wokalista Kam Lee, ściągając basistę Mike'a Bordersa (udzielającego się w Massacre jeszcze za czasów demówek sprzed debiutu), perkusistę Brynjara Helgetuna oraz gitarzystów...w liczbie trzech. Uprzedzając fakty, owszem, zdarzają się momenty, gdzie Jonny Pettersson, Scott Fairfax i Rogga Johansson faktycznie odbiegają od klasycznych, dwóch ścieżek gitar, ale całościowo jednak niewiele z tego dobrego. Nie dostały one bowiem na tyle dużo miejsca, by uznać to za coś znacząco odświeżającego styl grupy.
Brak dobrych pomysłów, zwyczajowość i mało masakrowy klimat - w tym właśnie upatrywałbym się największych wad "Resurgence". Utwory nie porywają, brzmieniu brakuje większej mocy, a całość oparto o tak przeorane i aż nazbyt prostawe (nawet jak na nich) patenty, że większość innych, podtatusiowatych kapel parających się death metalem potrafi ciekawiej przyłoić. Całości słucha się - jak na ironię! - dość sprawnie i bez tylu negatywnych odczuć ile wynika z tekstu powyżej, aczkolwiek to już wyłącznie zasługa niewygórowanych oczekiwań i niedosytu po "Back From Beyond". Inna sprawa, że po zawartości "Resurgence" wcale nie jest się jakoś bardziej nasyconym...
Problematyczne też, że kawałki z "Resurgence" niespecjalnie się osobno wyróżniają. Wskazałbym na poszczególne fragmenty "Into The Far-Off Void", "Eldritch Prophecy" czy "Innsmouth Strain" jako te najbardziej interesujące, ale i w nich trochę trzeba się natrudzić, by je szerzej wyszczególnić (np. że potrafią się sensownie rozwijać...ponad jeden/dwa motywy!). Z pozostałymi, niewymienionymi jest - jak łatwo się domyśleć - jeszcze ciężej. W nich już niestety zbyt często wkrada się monotonia, kurczowe trzymanie zbliżonych temp czy ogólny brak pomysłów na granie. Odnosi się wrażenie jakby płytowy powrót Massacre pod dowództwem Kama Lee powstał tylko po to, by (jakkolwiek) odpowiedzieć byłym kolegom z Inhuman Condition, nie zważając na końcowy efekt i byleby jakoś to się wpisywało w oldschoolowe, death metalowe ramy. Na osłodę, trzeba jednak zaznaczyć, że sequel "Corpsegrinder" umieszczony na samym końcu płyty, w przeciwieństwie do pozostałej części longplaya nie nasuwa aż tylu ambiwalentnych odczuć. W tym miejscu można było się przecież spodziewać największej wtopy.
Ocena: 5/10
[English version]
My Massacre is more mine than yours! So to paraphrase Kazik's words (Polish musician), this is the reunions of Massacre part. 727363. An example is "Resurgence" - their second comeback album. Well, over the course of 15 years, until the premiere of the discussed album, the band were splitting up as often as possible, almost to the exaggeration. First, trying hard to revive the line-up from "From Beyond", and then, by tarnishing its name (I refer to the episodes entitled Massacre X and Gods Of Death) and straining the patience of the most loyal fans (and it turns out that there are quite a few of these left). Unfortunately, "Resurgence" is not a glorious exception. I suspect that if it wasn't for the known name and support from Nuclear Blast, the hype around this album would be rather negligible.
Of course, Massacre has undergone many changes since "Back From Beyond". The most noticeable ones are those with regard to the line-up from which...no one from the previous album has remained. This time the band was led by vocalist Kam Lee, bringing bassist Mike Borders (who played in Massacre even in their demos times, before debut), drummer Brynjar Helgetun and guitarists...in the number of three. In anticipation of the facts, yes, there are moments where Jonny Pettersson, Scott Fairfax and Rogga Johansson actually deviate from the classic two-track guitar parts, but overall it's not much of a good thing. They did not get enough space to consider it something significantly refreshing the style of the group.
Lack of good ideas, customary and not enough a Massacre atmosphere - this is where I would see the biggest flaws of "Resurgence". The songs do not captivate, the production lacks more power, and the whole cd is based on patents that are too simple (even for them) that most of the other, daddy death metal bands can be sound more interesting. The whole album is listened to - ironically! - quite efficiently and without as many negative feelings as can be seen from the text above, but this is only due to the low expectations and insufficient satisfaction after "Back From Beyond". Another thing is that after the content of "Resurgence" you are not somehow more saturated...
It's also problematic that the tracks from "Resurgence" do not stand out separately. I would point out the particular fragments of "Into The Far-Off Void", "Eldritch Prophecy" or "Innsmouth Strain" as the most interesting ones, but they also require some effort to list them more broadly (e.g. that they can develop meaningfully...over one/two themes!). With the others, not mentioned, it's - as it's easy to guess - even harder. Unfortunately, monotony, clinging to similar tempos or a general lack of ideas for playing, occurs too often here. So, the impression is that Massacre's return, under the command of Kam Lee, was created only to (in anyway) reply to a former ex-friends from Inhuman Condition, regardless of the final effect and as long as it fits in with death metal style - that I will allow myself to speculate. However, it should be noted that the sequel of "Corpsegrinder" placed at the very end of the album, unlike to the rest of the longplay, does not evoke so many ambivalent feelings. After all, there could be expected the biggest decrease.
Rating: 5/10
Nie jest zła ta płyta. Jak człowiek tak sobie patrzy, że słuchał ich xxx lat temu... pomyśli... to cud, że oni wciąż żyją. Dla kasy tego nie robią, bo ile kurna na graniu peryferyjnego DM można dzisiaj zarobić? Nie wiem dlaczego ta płyta miałaby być słabsza od piku kapel grających ale tamte czasy. Otyłe, zmęczone ale szczere granie.
OdpowiedzUsuńDaję siedem.
Spójrz ile u nich podziałów i jechania na sentymentach - na pewno nie chodzi o pieniądze? Massacre niestety świetnie wpisuje się w taką narrację. Zresztą, to ogólnie częsta przypadłość "wielkich" powrotów zasłużonych nazw.
UsuńOk, daddy metal really? I listen to alot of dm and whatever genres you want to call them. I support alot of the underground in physical purchases merch and going to shows. To even put back from beyond in this review is just shit. Not relevant to the current lineup at all. Which you mentioned. Its not a terrible album. And nuclear blast didn't promote it that well. Massacre did. Anyway. I respect anyone's opinions on music. But, to give it a 5 out of 10 that's just ridiculous. And it was written way before inhuman condition. The lyric side was. Rozz left on his own. Mazz along with him. Fact. Please have some facts straight at least .
OdpowiedzUsuńBut what does supporting alot of the underground in physical purchases merch and going to shows have to do with it? Can't you then criticize any album?
UsuńYeah, it's not terrible album. It's just average.
Slabiutka plyta. Po kilku przesluchaniach nic nie odkrywasz nowego. Nuda. Teksty slabe oparte na mitach lovecraftowskich. Powrot corpsegrindera to jedyny jasny punkt tej płytki.
OdpowiedzUsuńBrutalna ocena. Ja powiem tak, posiadać Massacre w kolekcji jak najbardziej trzeba, nawet jeśli ich najlepsze rzeczy powstawały w okresie 1986-1988. Gdy nagrywali pierwszą płytę, już wtedy mieli problem, bo chcieli odchodzić od DM, ale szefu Earache powiedział, że albo nagrają DM, albo niech spadają. To co Buttler i Rozz chcieli pierwotnie zrobić, ostatecznie zrobili na Promise i wiadomo jak to wyszło. Wrócili z iście hip-hopowym tytułem Back From Beyond i wydali niewymagające przyzwoite granie. I o ile nowsza płyta jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej, to zastanawia mnie na ile to jest Massacre, a na ile to jest Kam Lee & Friends. Album mi się podoba, miejsca w historii im się nie odmówi i nie mam nic przeciwko, jeśli więcej tego typu albumów powstanie (nigdy nie dość DM), ale na pewno lepiej by to wyglądało, gdyby był ten właściwy skład. Jak dla mnie 7/10
OdpowiedzUsuńskąd ta wiedza dziwaczna, odejśc od DM na fali niejako New Metalu chciał głównie Kam Lee chęcią zarobienia szybkich pieniedzy w połowie lat 90. Butler nie miał nic wspólnego z chęcią odejścia od DM, podobnie jak Rozz. Czego efektem jest jak w przypadku Butlera wypełnianie skladow na SFU i kilku podziemnych bandów z Tampy, wszystko to DM. Ostatecznie to głównie Kam dał dupy z odejściem od DM i pokazaniu że w sumie nie bardzo wie, co chce robić, miotał się i obarczał często winą byłych kolegow z zespołu za zdradę hehe, ktorej notabene sam dokonał. Co do posiadania Massacre, to głownie From Beyond i Inhuman Condition. To płyty z rozkwitu DM. już klasyki
Usuńzaponiałem dodać, ze na Promise z 96 roku nie ma Butlera, to gwoliścisłości
Usuń