Massacre - "Promise" (1996)
Pierwszy (i niestety nie ostatni) upadek Massacre, który przez dość długi czas...można było traktować jako zupełnie inny twór, niepowiązany z twórcami "From Beyond"! Ba, sam barrrdzo późno zacząłem "Promise" wliczać do ich oficjalnej dyskografii i w ogóle wnikać szczegółowo w jego zawartość. Lećmy jednak po kolei. Tuż po wydaniu "Inhuman Condition" Amerykanie z Massacre chwilowo wstrzymali działalność, a zaledwie rok później powrócili w nowym składzie, któremu przewodzili już w większości Rick Rozz i Kam Lee (Bill Andrews i Terry Butler wykruszyli się w 1993 roku). Wkrótce potem dołączyli do nich Syrus Peters na stanowisko pałkera oraz Pete Sison w roli basisty. W tym oto składzie powstał "Promise" - jeden z najcięższych w ocenie albumów z szeroko pojmowanego nurtu ekstremalnej mocniejszej muzyki.
Podobno o takiej płycie głównodowodzący marzyli już za czasów debiutu. Cóż, jaka by prawda nie była, "Promise" doskonale odzwierciedla kryzys, z jakim większość death metalowych kapel borykała się w połowie lat 90. Zazwyczaj, jedni zmieniali styl z myślą o pozyskaniu nowych słuchaczy i wystrzeleniu się w trendy, drudzy twardo stali przy swoim i grali dla skromnego grona odbiorców. Bohaterowie recki wybrali pierwszą drogę, z tym, że podobnie jak znaczna większość tego typu śmiałków, nie wyszła na takich przeobrażeniach zbyt okazale. Wcale, prawdę mówiąc. Na "Promise" kwartet bowiem zanurzył się w tzw. alternative death metal - hybrydę, która już mogła odstraszać samą nazwą (wszak takie sformułowanie nie przetrwało na dłużej). No a mówiąc bardziej po ludzku: ekipę Ricka Rozza i Kama Lee wzięło tu na skoczny groove metal doprawiony niby-deathowym ciężarem.
Instrumentalnie, "Promise" byłby jeszcze jako tako do odratowania. Gitary mogą poszczycić się dość masywnym soundem (oczywiście jak na ten styl), gary nie mniejszą selektywnością, a i sam bas wyjątkowo tłustym brzmieniem. Niestety, w przypadku tej płyty przyzwoite instrumentarium na niewiele się zdaje. Całość albumu doszczętnie pogrążają tu cudaczne wokalizy Kama, przesadna jednorodność i wspomniane skoczne rytmy. W efekcie, znaczna część z utworów po prostu leci na jedno kopyto, irytuje wymęczonymi wrzaskami/zaśpiewami Kama Lee i poraża groove'owymi banałami. Jakby tego jeszcze było mało, "Promise" zawiera cover Concrete Blonde ("Bloodletting"), którego interpretacja brzmi niczym parodia Type O Negative. Tak więc krwotok uszu gwarantowany.
Wspominałem, że "Promise" to jeden z cięższych w ocenie albumów. No i nawet jeśli jest w tym stwierdzeniu gruba przesada, to i tak Amerykanie nie powinni byli tego wydawać pod szyldem Massacre, zwłaszcza po krążku formatu "From Beyond". Pod innym szyldem, "Promise" nie odbierałoby się tak surowo.
Ocena: 2/10
[English version]
The first (and unfortunately not the last) fall of Massacre, which for quite a long time...could be treated as a completely different band, not related to the creators of "From Beyond"! Indeed, very late I started including "Promise" to their official discography and in general to listen to its content in detail. But let's not anticipate the facts. Immediately after the release of "Inhuman Condition", the Americans from Massacre temporarily have splitted-up and just a year later they returned with a new line-up, led mostly by Rick Rozz and Kam Lee (Bill Andrews and Terry Butler left band in 1993). Soon, Massacre was joined by Syrus Peters as drummer and Pete Sison as bassist. This line-up was the source of "Promise" - one of the heaviest albums to give a rational opinion from the broadly trend of extreme heavy music.
Supposedly, the leaders dreamed of such a cd already at the time of their debut. Well, whatever the truth, "Promise" perfectly reflects the crisis that most death metal bands struggled with in the mid-90s. Usually, some changed their styles to attract new listeners and go into new trends, while others stood firm with their old style and played for a modest audience. Americans from Massacre chose the first path, but like the vast majority, they did not come out very well with such transformations. By no means, to be honest. On "Promise" the quartet plunged into the so-called alternative death metal - a hybrid that could scare you off with the name itself (after all, such a phrase did not exist for a long time). And speaking more humanly: the band of Rick Rozz and Kam Lee went here into saltatory groove metal with a quasi-deathy heaviness.
Instrumentally, "Promise" would still be salvageable. The guitars boast a fairly massive sound (of course for this style), drums are very selective, and the bass itself has an exceptionally heavy sound. Unfortunately, in the case of this album, decent instruments are not enough to please this music. The whole album is completely immersed in Kam's bizarre vocals, exaggerated homogeneity and the aforementioned saltatory rhythms. As a result, most of the songs are samey, irritate with tired screams/clean singing of Kam Lee and shock with groove banalities. As if that was not enough, "Promise" includes a cover of Concrete Blonde ("Bloodletting"), whose interpretation sounds like a Type O Negative parody. So ear-rape guaranteed.
I mentioned that "Promise" is one of the hardest albums to rate. And even if this theory is a gross exaggeration, the Americans should not have released it under the Massacre name, especially after the "From Beyond" album. Under a different name, "Promise" would not be so badly received.
Rating: 2/10
hellalujah:::
OdpowiedzUsuńSkończyłeś Monstrosity, CC już z górki...
To może fr Massacra? ;)
A co do "Promise", to takie to złe, że aż zęby chrzęszczą.
Będzie, bo to jeden z ulubionych europejskich death/thrash.
Usuńprawidłowo, jestem dumnym posiadaczem ich re-edycji + kompilacji dem. Massacra było z tego co mi wiadomo stosunkowo popularna w Polsce. Chyba ze względu na to że grali na którejś z pierwszych metalmanii? Czy coś pomyliłem?
Usuńanyway, Francja dla mnie to właśnie Massacra, Mercyless, Agressor oraz Loudblast
mutancik
To chyba mamy podobne wydania, o ile nie te same: od "Final Holocaust" do "Signs Of The Decline".
UsuńZ tego co kojarzę, grali trochę gigów z Vaderem więc pewnie stąd ta popularnośc. W którejś z książeczek było o tym jakieś info, muszę poszukać.
Uwielbiam brzmienie gitar na Promise, idealnie tłusty sound, fajnie brzmią tłumienia, co do basu, za głośno, z uwagi na metaliczny i czysty sound basu, dalbym go ciszej względem gitar, bębny extra. Co do samej muzy, nie bede się bypowiadał, ale kilka fajnych riffow jest np w tytułowym 04. Promise otwierający riff jak i w środku tłumione zwolnienie. Co do samego bmienia pisze o numerach 01, 02, 04, 06, 07, 10. Co do reszty to brzmia jak jakaś przedprodukcja. Także reasumując tak, jestem wytrwały co do tej plyty, bo slucham jej dla brzmienia gitar, muza do dupy, nie ma co ukrywać tego faktu. Pozdro
OdpowiedzUsuńKam Lee do dzisiaj mowi, ze to nie byl on na tych zdjeciach zespolu (z klata na wierzchu) tylko inny Kam Lee. To ja napisalem ze Promise mial byc Massacre 100%, ale nie dodalem, ze w zamysle, oni chcieli robic gothic/doom. Tak wiec, drogi czytelniku, czytaj bloga, bo sie dowiesz wielu ciekawych rzeczy
OdpowiedzUsuńDla podtrzymania ploteczek, dodam jeszcze, że sam Kam Lee obecnie nienawidzi powyższej płyty.
UsuńA komentarze czytać razem z treścią recki ;)