Fredrik Thordendal's Special Defects - "Sol Niger Within" (1997)

W okolicach 1997 roku, a dokładniej pomiędzy sukcesami "Destroy, Erase, Improve" a "Chaosphere", Fredrik Thordendal postanowił porealizować się w nieco odmiennym wydaniu, tj. pod swoim własnym nazwiskiem jako Fredrik Thordendal's Special Defects. Do owego projektu zaprosił on perkusistę Morgana Ågrena i rzeszę gości sesyjnych, wśród których znaleźli się m.in. Tomas Haake, Mats Samsarga Öberg, Kantor Magnus Larsson, Jonas Knutsson oraz wiele innych znajomków tego jegomościa i to właśnie z nimi stworzył on materiał na "Sol Niger Within". To co jednak się znalazło na owym krążku, dość znacząco różniło się od muzyki, z jaką macierzysta formacja tego Szweda jest kojarzona - mimo że z początku "Sol..." może sprawiać odwrotne wrażenie.

Otóż, "Sol Niger Within" celuje w barrrdzo pokręcone brzmienia, takie gdzie absolutnie nie ma żadnych barier gatunkowych. Miesza się więc tu ze sobą djent, awangarda, prog metal czy nawet jazz fusion (!), i co najlepsze, pomimo tak wielkiego stężenia dziwactw w przeciągu tych ponad czterdziestu minut...nie ma się wrażenia, że obcuje się z czymś wykonanym w myśl sztuki dla sztuki! Wiadomo, nie jest to muzyka dla każdego, ba!, powiedziałbym, że z takiego misz-maszu najbardziej zadowoleni będą jedynie megalomani. Z tym, że nawet będąc większym ignorantem niż zwykle, bardzo trudno nie dostrzec, iż wszystkie te motywy i przejścia spajają się w mega spójny koncept, rewelacyjnie odzwierciedlający futurystyczno-schizolską pomysłowość Fredrika, przy której 99% innych śmiałków porywających się na tak cudaczne połączenie poległaby na etapie wczesnych szkiców kompozycyjnych.

"Sol Niger Within" to rzecz genialna w całej swojej rozciągłości. Począwszy od djentowania, gitarowego wymiatania (zwłaszcza że poziom trzepanki przekracza ten z Meshuggah), skrzecząco-kosmicznych wstawek, futurystycznego klimatu, mówionych intr, szaleństw z kościelnymi organami aż na saksofonowych solówkach skończywszy. Tym dwóm Szwedom wyszła tu na tyle wybuchowa mieszanka, że nawet próbując ją jako tako ogólnie opisać, nie wyczerpuje ona bogactwa, jakie płynie z tej płyty w każdej sekundzie - tak wiele się tu dzieje. W przyswojeniu geniuszu tego wydawnictwa nie przeszkadza też fakt, że oryginalnie album był podzielony na 29 utworów. W końcu, niegdyś problem załatwiała wersja fizyczna, dziś - idąc na łatwiznę - serwisy streamingowe. Z tego względu, nie ma co gdybać nad ostateczną oceną. "Sol Niger Within" to album idealnie łączący djentowe i skrajnie eksperymentalne patenty.


Istnieje też inna wersja "Sol Niger Within" - z dopiskiem "version 3.33", która wydana została w 1999 roku. Jej zasadnicza różnica względem oryginału to: pominięcie części z kościelnymi organami (co moim zdaniem jest sporym nietaktem) oraz dwa bonusowe utwory (niezbyt ciekawe, a drugi nawet nie został nagrany przez ten projekt) i parę pozmienianych partii w tych już znanych. Ponadto, duet nagrał w 2001 dwa nowe kawałki w wersji demo, co mogło budzić nadzieje na drugi longplay. Te jednak się nie spełniły, ponieważ Fredrik Thordendal postanowił całkowicie skupić się na Meshuggah.

[English version]

Around 1997, and more precisely between the successes of "Destroy, Erase, Improve" and "Chaosphere", Fredrik Thordendal decided to realize himself in a slightly different edition, i.e. under his own name as Fredrik Thordendal's Special Defects. He invited drummer Morgan Ågren and a crowd of session guests to this project, including Tomas Haake, Mats Samsarga Öberg, Kantor Magnus Larsson, Jonas Knutsson and many other friends of this musician and with them he created the material for "Sol Niger Within". However, what was on that disc, quite significantly differed from the music with which the formation of this Swede is associated - even though at the beginning, "Sol..." may give the opposite impression.

Well, "Sol Niger Within" focuses at very twisted sounds, where there are absolutely no genre barriers. So there is a mix of djent, avant-garde, prog metal or even jazz fusion (!), and best of all, despite such a great concentration of quirks over these forty minutes...you do not have the impression that you are dealing with something made in accordance with art for art's sake! Of course, this is not music for everyone, well, I would say that only megalomaniacs will be most satisfied with such a mish-mash, but even being more ignorant than usual, all these motifs and transitions combine into a mega coherent concept, sensationally reflecting the futuristic ingenuity of Fredrik, with which 99% of other daredevils wanting such a bizarre combination would fall on the period of early compositional sketches.

"Sol Niger Within" is a really genius cd in its entirety. Starting with djent, guitar solos technique (especially since the level of the sweeping exceeds that of Meshuggah), screeching-cosmic interludes, futuristic atmosphere, spoken intros, madness with church organs and ending with saxophone solos. These two Swedes created such an explosive mixture that even trying to describe it in general terms, it does not show the richness from this album. The fact that originally the album was divided into 29 tracks does not hinder the absorption of the genius of this release. After all, once the problem was solved by the physical version, today - by taking the easy steps - streaming services. For this reason, there is no point in dwelling on the final assessment. "Sol Niger Within" is an album that perfectly combines djent and extremely experimental patents.

Rating: 10/10

However, there is also another version of "Sol Niger Within" - with a note "version 3.33", which was released in 1999. Its main difference from the original is: the omission of the church organ part (which in my opinion is quite indecent) and two bonus songs (not very interesting, and the second one was not even recorded by this project) and a few changed parts in the already known ones. In addition, the duo recorded two new demo songs in 2001, which could raise hopes for a second lp. These did not come true, because Fredrik Thordendal decided to focus entirely on Meshuggah.

Komentarze

  1. "pominięcie części z kościelnymi organami (co moim zdaniem jest sporym nietaktem) "

    Panie,co pan.Teraz to się robi nie takie rzeczy i są one ogólnie akceptowalnym trendem,co świadczy najlepiej o poziomie mentalnym współczesnej subkultury metalowskiej.

    Osmose wydało niedawno "reedycje" Absu,fantastyczna sprawa,powycinali "niepotrzebne" sample aby każdy mógł posłuchać "oryginału" jak kiedyś :D i co?Zamiast bojkotu hura optymizm,zachęta do płodzenia kolejnych potworków/"reedycji".

    Satyricon - no tym to już dawno nikt do dupy nie nakopał chyba :)
    Tyle lat czekania na wznowienie pierwszych dwóch albumów a te kuźwa ciołki pozmieniali oprawę graficzną bo co to,w końcu reedycja,to tak jakby w starym albumie rodzinnym pozmieniać osoby na zdjęciach.Ten już nie żyje to go wytniemy,a ten brzydko wyszedł to go zamienimy na coś innego,kotka albo pieska tam wstawimy,albo moje nowe zdjęcie paszportowe,a najlepiej to zróbmy od nowa te zdjęcia,teraz jest lepsza technologia,aparaty cyfrowe,poprawimy co się da.

    Nemezis D. zostało właśnie tak uhonorowane z okazji jubileuszu a właściwie jublu.
    Fragmenty tekstu wycięto bo po co komu oryginał,po co komu zdjęcie dziadka który nie żyje.
    Tu wycięto,tam skrócono,jest git,mamy reedycje,zaaajebiście,trza kupić
    i to trza się spieszyć bo kolejne jubileuszowe wydania będą coraz bardziej "ulepszane" i z godzinnych albumów zrobią się kwadransowe słuchowiska,zwrotka refren już nie będzie się powtarzać bo po co?Chcesz żeby się powtarzało to se przewiń,co za problem kuźwa,ludzie to mają zachcianki,godzinna płyta...kto ma czas żeby godzinę siedzieć i słuchać jak się riffy powtarzają po kilka razy...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po co się czeka na wznowienie pierwszych albumów,

      Usuń
    2. Żartujesz? :)
      Po to się czeka żeby nie płacić kilkaset złotych za płytę
      a czeka się dlatego że urodziło się zbyt późno by kupić pierwszą edycję.

      Usuń
    3. No wiadomo na tle tego co wymieniłeś to ta zmiana u Fredrika nie jest jakaś bolesna czy wybijająca z rytmu, aczkolwiek mnie takie decyzje generalnie nigdy nie podchodziły. No chyba że coś wyjściowo było bardzo słabe, z tym że to już trafia się raz na ruski rok.

      Usuń
  2. jakościowy komentarz Kuka, liczę na częstsze pojawianie się

    mutant

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko będzie o czym to się wypowiem :)
      np Krysiuk,podobno dwie osoby z zagranicy.dostały zwrot pieniędzy za preorder nieistniejącego wydawnictwa.

      Dwie osoby na 250 osób...a wracając do "reedycji" Satyricona


      The first cut part is that starting at 1:01. It ends at 2:27 in the original release
      and at 1:45 (42 seconds less) in the reissue when he says
      "Forever in warfare my heart is".

      It is a repetitive instrumental part, so actually nothing has been omitted here, you may call it a shortcut. - tak jest!!! :D

      Skróty! Chciałbym kupić płytę.Jaką?No ja słucham bardzo różnej muzyki,najbardziej lubię przeboje,może najnowszą wersję jubileuszowej reedycji w wersji dla zabieganych i aktywnych,niech będzie ta na skróty.Który skrót,2,4,8 krotny?
      Hmmm...może sześć....albo nie,wersję Streszczenie poproszę bo w tym roku bardzo dużo premier było a ja mam mało czasu.



      The second cut part is that immediately after he says "I feel strangled". You can find it at 4:18 in the original release and it lasts 21 seconds, until 4:39. Now, if you go at 3:36 in the reissue you won't find this part at all.

      Tyle w temacie kultowych reedycji klasycznych albumów.

      Usuń
    2. Chciałbym zauważyć, że takie akcje tyczą się głównie Black Metalowych grup. Posiadam obie nowe re-edycje Satyricona. Co prawda, nie byłem może jakoś bardzo rozczarowany, choć mogli wszystko wydać po prostu lepiej. Nawet nie wiedziałem że aż tyle powycinali, to chyba można by napisać artykuł na ten temat, ale najbardziej to mnie chyba irytują zmiany na Nemesis Divina (poza usunięciem kontrowersyjnego krzyżyka z logo, innym -gorszym- zdjęciem Frost'a), to usunęli z minutę z "Immortality Passion" bo "too repetitive".

      Ostatnio kupiłem sobie re-edycję Everdawn z 2012 r. (taki tam klon ATG) i czytając liner notes się dowiedziałem że koleś nagrał na nowo wokale - ale w tym wypadku dobrze to wyszło, bo oryginalne były żenująco amatorskie, więc tutaj akurat rozumiem.

      Nazxul – Totem – re-edycja bez ambientowego outro. I uboższą oprawą graficzną. To chyba tylko Ildjarn miał prawidłowo zrobione re-edycje.

      Ale to też chyba pokazuje różnicę mentalności między Death a Black - Death Metalowcy nie wstydzą się swojej przeszłości, bo nie robili siary za młodu i nie bawili się w ideologię, tylko koncentrowali się na robieniu jak najlepszej muzyki i dlatego taki Paradise Lost po latach wrócił do ekstremy i wysmażył najlepszą płytę w swojej karierze - Medusa. Czekam aż Therion się przeprosi ze swoimi początkami, bo wiem że umieliby zrobić coś na miarę klasyków. Ale każda re-edycja Death Metalowej płyty jest co najmniej na wysokim poziomie, z szacunkiem dla oryginalnej oprawy graficznej, z wywiadami, zdjęciami i bonusowymi demami.

      Z kolei Black Metalowcy to bardzo szybko się odcinają od Black Metalu i idą w jakąś elektronikę/eksperymenty (Kovenant, Ulver, Samael, Satyricon, Moonspell, Burzum, Mayhem), albo cofają się do lat ’80 (Immortal, Darkthrone), ale żaden z nich po latach jakoś specjalnie nie podpisuje się pod Black Metalowym etosem.

      Takie moje 3 grosze

      Usuń
    3. To co się dzieje z "reedycjami" to wina wydawców moim zdaniem.

      Wynika z tego że w tym zestawie zespołów bardziej poważnych i dojrzałych
      to właśnie słynny Dimmu Borgir postąpił najlepiej :)
      ten cukierkowy i przesłodzony DB który obecnie gra disnejowski black metal.

      Chcieli poprawić to co zrobili i poprawiali,nagrali od nowa Stormblasta
      a oryginał został oryginalny.
      Po prostu nie ma sensu poprawiać starych fotografii,stara fotografia jest po to by można było zobaczyć przeszłość,jaką ma wartość takie poprawione zdjęcie?

      Totem Nazxula ma jeszcze jedno "ulepszenie",nie ma już burzy i deszczu...

      Darkthrone...mam wywiad z Fenrizem jak opowiada ze nigdy w życiu nie wydadzą płyty kompilacyjnej,nie zagrają koncertu,nie nakręcą video :) mam też inne stare wywiady i najbardziej pojebani byli w nich właśnie black metalowcy,nie wszyscy ale głównie oni.

      Enthroned w Novum Vox Mortis pokazał klasę :D ale np Necrophobic w tym samym NVM udowodnił że są autentyczni,poważni i nie ma znaczenia jaki wywiad z nimi czytamy,czy ten wczorajszy czy ten sprzed 20 lat.

      Nie wiem czy głupota to kwestia gatunków muzyki,może po prostu BM jest atrakcyjniejszy dla idiotów bo zawsze można grać jak kaleka i zasłaniać się konwencją,ideologią etc :D weźmy np Emperora i Fadades ,niby black metal w obu przypadkach ale jaka przepaść ich dzieli w kwestii jakości :)

      Jeszcze mi się Unlord przypomniał z Morbidnojsa,jak wydali Schwarzwald,
      "nagraliśmy najlepszy album BM" :D
      sami się uznali za muzyczny szczyt całej sceny bm :)
      album nudny jak flaki z olejem ale z wywiadu można wywnioskować że mamy do czynienia z Bachami black metalu

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty