Dark Angel - "Time Does Not Heal" (1991)
9 utworów, 67 minu...a chwila, o tym to już chyba każdy mający ponadprzeciętnie styczność z thrashowym młóceniem zdążył usłyszeć w kontekście "Time Does Not Heal". Wszak czwarty album Dark Angel tu i ówdzie szczyci się niewiele mniejszym kultem co sam "Darkness Descends". W każdym razie, wkrótce po wydaniu "Leave Scars", ekipa Erica Meyera pożegnała się z gitarzystą Jimem Durkinem, a do składu dokooptowano Bretta Eriksena, z którym to grupa już w 1990 roku zaczęła nagrywać nowy materiał, z jednej strony ukierunkowując się w bardziej zakręcone rejony (246 riffów z zapowiedzi do czegoś zobowiązywało - dla tych z nadmiarem czasu: jazda do liczenia!), z drugiej, poszerzając ten styl...o szereg przystępniejszych rozwiązań. Z zadaniem kwintet oczywiście całkiem sprawnie sobie poradził (przede wszystkim, dość spójnie - o czym zaraz), choć nie na tyle zjawiskowo, by mowa tu była o zdeklasowaniu poprzednich krążków.
Podobnie jednak jak na trójce, czwarty longplay Dark Angel to dobry pokaz jak zmieniała się wówczas metalowa muzyka; w przypadku "Time Does Not Heal", gdy nastąpiła fala komercyjnego thrash metalu za sprawą czarnego albumu Metalliki. Nie inaczej to wygląda na czwórce. Wyraźnie bowiem to słychać po nawiązującym do Mety, selektywnym i mięsistym soundzie autorstwa Terry'ego Date'a, ale także pod kątem samej muzyki, która sensownie zyskała na dopuszczeniu wolniejszych, nieco kroczących temp (mimo że gnania po staremu również nie brakuje) oraz sporej przebojowości. Po drugiej stronie, jak wcześniej wspominałem, to co wyraźnie odróżnia "Time..." od rzeszy innych zespołów, które zafascynowały się pierwszą, większą woltą stylistyczną Jamesa Hetfielda i spółki, to znacznie częstsze tendencje do kombinowania, co mniej więcej w podobnym czasie uskuteczniały takie załogi jak Coroner, Watchtower, Death czy Toxik. Jasne, muzyka Dark Angel nie należy do tak zaawansowanych jak ww., aczkolwiek warsztatem i wyczuciem między nagłymi przejściami a piosenkowością, Amerykanie nieraz potrafią tu wprawić w osłupienie.
Mimo olbrzymiej ilości gitarowych patentów i długiego czasu trwania kawałków (najkrótszy ma tylko 5 minut!), kwintetowi udało się tu uniknąć tzw. riffowej sałatki, tj. zjawiska, gdzie poszczególne zagrywki zupełnie z siebie nie wynikają. Wręcz przeciwnie, pomimo olbrzymiego rozmachu, wszystkie te motywy spinają się w jedną, spójną całość. Warto przytoczyć chociażby "Trauma And Catharsis", tytułowca, "Pain's Invention, Madness", "A Subtle Induction" czy "Act Of Contrition". Drugi bardzo istotny atut krążka - solówki. Powiedzieć, że wyrywają z kapci, to jak nic nie powiedzieć. Serio, panowie Eric Meyer i Brett Eriksen wymiatają tu do tego stopnia, że za samą ich ilość (wysoką - a jak!) i wyczucie (bo bez zbędnych popisówek) ocena powinna uplasować się na szczycie. No właśnie...powinna. Największy problem, jaki nasuwa się co do "Time Does Not Heal" to zmiana stylistyczna w wokalach Rona, na bliższe tradycyjnego heavy metalu. I nie to żeby to była odgórnie zła decyzja. Po prostu wykonanie tutaj zalatuje totalną amatorszczyzną - Rinehart przeważnie śpiewa na jednym wydechu lub w ogóle nie trafia w tonację. W małych dawkach jeszcze da się te braki wokalne przeboleć, ale w większych, gdy przysiądzie się do całości (a już zwłaszcza "Sensory Deprivation" czy "An Ancient Inherited Shame"), można odbić się od krążka z niemałym absmakiem. I to bez względu na zajebistość płynącą z pozostałych instrumentów.
Trudno więc jednoznacznie ocenić "Time Does Not Heal", tak by nie przesadzić w żadną ze stron. Instrumentalnie to wyśmienity krążek, idealnie wpisujący się w realia metalu 1991 roku i sensownie rozszerzający formułę z poprzednich wydawnictw Dark Angel. Wokalnie natomiast, jest mizernie, ba!, przez liczną ilość fałszowania, wręcz odpychająco. Szkoda, bo gdyby powstał następny album, a Ron Rinehart pokusił się o lekcje śpiewu, być może Dark Angel stworzyliby swoje kolejne, szczytowe osiągnięcie. Tymczasem ekipa Erica Meyera raptem rok później zakończyła działalność na długie lata.
Ocena: 7,5/10
[English version]
9 songs, 67 min...wait a moment, probably everyone who has above-average contact with thrash metal has heard about it in the context of "Time Does Not Heal". After all, the fourth Dark Angel album in some groups boasts a little less cult than "Darkness Descends" itself. Anyway, shortly after the release of "Leave Scars", Eric Meyer's band said goodbye to guitarist Jim Durkin, and Brett Eriksen was added to the line-up, with whom the group began recording new material in 1990, on the one hand, heading towards more twisted regions (246 riffs from the announcement obligated to something - for those with excess time: count it!), on the other hand, expanding this style...with a number of more accessible solutions. Of course, the quintet coped quite efficiently with the task (above all, quite coherently - about which in a moment), although not so phenomenal that it was about outclassing previous albums.
However, similarly to the third album, the fourth Dark Angel lp is a good example of how metal music was changing at that time; in the case of "Time Does Not Heal", when there was a wave of commercial thrash metal by Metallica's black album. Dark Angel's fourth longplay is no different. This is clearly audible in the selective and meaty sound by Terry Date, referring to Metallica, but also in terms of the music itself, which has sensibly gained from allowing slower, slightly rolling tempos (although there is also thrashing in the old way) and a large pugnacity. On the other side, as I mentioned earlier, what clearly distinguishes "Time..." from the multitude of other bands that were fascinated by the first, larger stylistic twist of James Hetfield and co., are much more frequent combination tendencies, which more or less resulted in such bands as Coroner, Watchtower, Death or Toxik. Of course, Dark Angel's music is not as advanced as the above-mentioned ones, although Americans can sometimes stun with their skills and intuition between sudden transitions and songwriting.
Despite the huge number of guitar patents and the long duration of the songs (the shortest is only 5 minutes!), the quintet managed to avoid the so-called riff salad, i.e. a phenomenon where individual motives do not result from each other at all. On the contrary, despite the enormous momentum, all these motifs intertwine into one coherent whole. It's worth quoting, for example, "Trauma And Catharsis", the title track, "Pain's Invention, Madness", "A Subtle Induction" or "Act Of Contrition". The second very important advantage of the album - solos. To say that they are orgasmic is like saying nothing. Seriously, Eric Meyer and Brett Eriksen delight here to such an extent that for the sheer amount of them (very large!) and intuition (because without unnecessary flaunt) the rating should be at the top. Well... should be. The biggest problem that arises with "Time Does Not Heal" is the stylistic change in Ron's vocals, closer to traditional heavy metal. Not that it was a bad decision at all. It's just that the performance here is total amateurism - Rinehart usually sings in a single breath or does not hit the key at all. In small doses it's still possible to get over these vocal deficiencies, but in larger doses, when you focus more (especially "Sensory Deprivation" or "An Ancient Inherited Shame"), you can bounce off the disc with a considerable abstaste. And this regardless of the awesomeness coming from the other instruments.
So it's difficult to clearly rate "Time Does Not Heal", so as not to exaggerate in either direction. Instrumentally, this is an excellent album, perfectly fitting into the realities of metal in 1991 and sensibly extending the formula from previous Dark Angel releases. Vocally, it's really poor, well!, because of the numerous falsifications, even repulsive. It's a pity, because if the next album was made, and Ron Rinehart was tempted to take singing lessons, perhaps Dark Angel would create their next, peak masterpiece. Meanwhile, Eric Meyer's band just a year later split-up for many years.
Rating: 7,5/10
Komentarze
Prześlij komentarz