Purtenance - "Buried Incarnation" (2020)

Od okresu "...To Spread The Flame Of Ancients" do wydania "Buried Incarnation", Finowie z Purtenance przeszli przez kilka istotnych zmian personalnych, w których najlepiej połapać się można przeglądając historię składu na metalowych archiwach - na tyle byłby to przydługi wstęp. Ostatecznie, skończyło się na tym, że fundament Purtenance, czyli Harri Salo i Juha Rannikko, zwerbował dwóch, nowych nabytków pod postacią wokalisty/basisty Aabega Gautama oraz drugiego gitarzysty Tery Aaltego, i to właśnie w takiej odświeżonej odsłonie powstał czwarty album. Ten co prawda wydano dopiero w nieszczęsnym 2020 roku, ale pomimo pandemicznych warunków, Finom udało się zaznaczyć swoją obecność pośród wydawanej ówcześnie ekstremy i generalnie przetrwali oni kowidowy cyrk.

Czy zatem coś się pozmieniało u Purtenance czysto muzycznie? A no, zaskakująco sporo, choć bez odkrywania nowych horyzontów (czy czegokolwiek z tym związanego). Tak się ciekawie bowiem składa, że wraz z obecnie mocno wzrastającym kultem wobec "Member Of Immortal Damnation", Finowie postanowili na "Buried Incarnation" zanurzyć się właśnie w te klimaty. W porównaniu więc do trójki, muzyka stała się bardziej pierwotna, nieco uproszczona (mimo że poprzednio przecież też nie wywijali łamańcami) i - przede wszystkim - znacznie mocniej nastawiona na chłodny, grobowy klimat. I jak zazwyczaj nie jestem za takimi sentymentalnymi zwrotami akcji, tak tutaj Finowie poradzili sobie bardzo dobrze i nie przegięli z wspominkami. Muzyka Purtenance od początku urzeka klimatem trupa i wyśmienitym przechwyceniem fińskiej melodyki, brzmieniowo nie sili się na przesadny oldschool, a nowy gardłowy (i basowy!) growluje jak przystało na gatunek: nisko i rasowo. Częściej również pojawiają się charakterystyczne, łkające partie gitarowe na tle mocno obskurnego łojenia w średnich tempach. A że to wszystko mało odkrywcze i przemielone już któryś raz z rzędu? Nie ma to specjalnie znaczenia, gdy zespół sypie takimi strzałami jak "The Malicious Moon", "Deathbed Confession" czy "Under The Pyre Of Enlightenment" - pełnymi mocy i klimatu.

Podsumowanie jest tu zatem całkowicie zbędne. "Buried Incarnation" dowodzi, że kultowe kapele są w stanie wypuszczać po latach niebytu nową, sensowną muzykę. Wystarczy, że towarzyszą im szczere intencje, ma to powiązanie ze starszymi nagraniami, a muzykom pikawa nie siada. Z tym, że o tym już wspominałem w poprzednich reckach, także temat jest oczywisty.

Ocena: 7/10


[English version]

From the times of "...To Spread The Flame Of Ancients" to the release of "Buried Incarnation", the Finns from Purtenance went through several significant personnel changes, which can be best understood by looking through the history of the lineup in the metal archives - that would be a too long introduction. Ultimately, Purtenance's mindmasters Harri Salo and Juha Rannikko ended up recruiting two new additions in the form of vocalist/bassist Aabeg Gautam and second guitarist Tero Aalto, and it was in this refreshed version that the fourth album was created. This one was released in the unfortunate 2020, but despite the pandemic conditions, the Finns managed to mark their presence among the extreme released at the time and generally survived the covid circus.

So has anything changed with Purtenance purely musically? Well, surprisingly a lot, although without discovering new horizons (or anything related to it). It's so interesting that with the currently growing cult towards "Member Of Immortal Damnation", the Finns decided to immerse themselves in these climates on "Buried Incarnation". Compared to their third album, the music became more primal, a bit simplified (although they didn't go through technical twists) and - above all - much more focused on a cold, grave atmosphere. And as usual, I am not for such sentimental turns, but here the Finns did very well and did not overdo it with memories. Purtenance's music captivates from the beginning with the atmosphere of a corpse and an excellent capture of Finnish melodies, the sound does not try to be exaggerated oldschool, and the new vocalist (and bassist!) growls as befits the genre: low and racy. Characteristic, tearful guitar parts appear more often in the background of very dingy heaviness in medium tempos. And that all this is not very revealing and has already been re-mixed several times in a row? It doesn't really matter when the band throws shots like "The Malicious Moon", "Deathbed Confession" or "Under The Pyre Of Enlightenment" - full of power and atmosphere.

A summary is therefore completely unnecessary here. "Buried Incarnation" proves that cult bands can release new, sensible music after years of non-existence. It's enough that they are accompanied by sincere intentions, it's related to older recordings, and the musicians are still healthy. Well, this is the fact that I have already mentioned in previous reviews, so the topic is obvious.

Rating: 7/10

Komentarze

Popularne posty