Obituary - "The End Complete" (1992)

Po sukcesach związanych z ukazaniem się pomnikowych "Slowly We Rot" i "Cause Of Death", Amerykanie z Obituary nie kazali długo czekać na kontynuację. Najpierw co prawda zaszły istotne zmiany na stanowisku drugiego gitarzysty, gdzie z grupą rozstał się James Murphy, a którego z powrotem zastąpił dobrze znany z poprzednich lat Allen West, aczkolwiek z kolejną, całkowicie premierową muzyką bracia Tardy i spółka uwinęli się zaskakująco szybko, bo raptem w 2 lata. Ta ukazała się już w 1992 roku pod postacią trzeciego albumu "The End Complete" i spowodowała...jeszcze większą sprzedaż oraz zainteresowanie wokół zespołu! Ba, jakby to jeszcze nie brzmiało wystarczająco imponująco, o Obituary zaczęto szerzej pisać nawet na łamach ówczesnych pisemek młodzieżowych.

Cała ta nagonka wobec "The End Complete" była jednak barrrdzo zaskakująca. Na swoim trzecim longplayu Amerykanie z Obituary bowiem nie dokonali żadnego przełomu i nie zdołali przebić poziomu z "Cause Of Death". Wiadomo, nie oznacza to z miejsca, że "The End Complete" jest gniotem czy powodem do wstydu. Największe zdziwienie wobec kolejnego wzrostu popularności wokół Obituary wynika tu z czegoś znacznie prostszego. Album ten w zasadzie bazuje tylko na patentach z dwóch poprzednich krążków! Z początku wywołuje to pewien niedosyt, a nawet rozczarowanie, ale im dalej w las, mimo braku przeskoczenia wcześniejszej poprzeczki, "The End Complete" potrafi zaleźć za skórę i może poszczycić się niemałym wygarem. Przede wszystkim - wokale. Za swoją wymiotność i ekspresję (przebijającą tę z poprzednich albumów) absolutnie zasługują na Nobla! Bo nawet jeśli trafia się jakiś gitarowy, dosyć monotonny fragment, John Tardy sprawia, że tego typu partia nie traci nic na dynamice. Przykładem chociażby "Sickness", "I'm In Pain", "In The End Of Life", tytułowiec czy "Dead Silence", jak bardzo te ryki urozmaicają ogólną mielonkę (z okazjonalnym dołowaniem). Dalej, podobać się mogą solówki Westa (który bardzo znacząco podciągnął się od czasów debiutu, zbliżając się do wirtuozerii Murphy'ego), ponury klimat albumu i dosyć soczyste, choć nieco suche brzmienie. Generalnie, to bardzo równe granie, jak na tak mielący death metal.

Trzeci album Obituary to zatem jeden z ostatnich krążków braci Tardy i spółki, który utrzymywał jednakowo spójny i wysoki poziom, a przy tym - paradoksalnie - pierwsza oznaka kryzysu, jaki dotknie zespół już niebawem. "The End Complete" nie przynosi tak wielkich zmian co "Cause Of Death", choć udało mu się osiągnąć gigantyczny sukces komercyjny i pokazać, że nawet przy takim bezpiecznym podejściu do komponowania nowych kawałków, Amerykanie są w stanie stworzyć album, którego świetnie się słucha. No właśnie, największą zaletą "The End Complete" jest to, że tego po prostu świetnie się słucha, nawet jak na dość wyrachowany materiał.

Ocena: 8,5/10


[English version]

After the successes associated with the release of the monumental "Slowly We Rot" and "Cause Of Death", the Americans from Obituary did not make us wait long for the continuation. First, there were significant changes in the position of the second guitarist, where James Murphy left the group, and was replaced by Allen West, well-known from previous years. Next. Completely new music from the Tardy brothers and the co. was released 2 years later. So "The End Complete" came and caused...even more sale and interest around the band! Well, as if it didn't sound impressive enough, journalists started to write about the Obituary more extensively, even in the youth magazines in those days.

All this campaign in the context of "The End Complete" was, however, verrry surprising. On their third longplay, the Americans from Obituary did not make any breakthrough and not beat the level of "Cause Of Death". Of course, this does not mean that "The End Complete" is crap or a reason to be ashamed. The biggest surprise here is much simpler. This album is basically based on the patterns from the two previous albums! At first, it causes some insufficiency, and even disappointment, but the further into this music, "The End Complete" can get under your skin and can boast of a considerable amount of time. First of all - vocals. For their vomiting style and general expression (even better than of previous albums) they absolutely deserve a Nobel! Because even if there is a coarse guitar ideas, John Tardy makes this type of part not lose any of its dynamics. Examples include "Sickness", "I'm In Pain", "In The End Of Life", the title track or "Dead Silence". These growls diversify the overall brutality (with the occasional doom metal-like slowdowns)! Next, West's solos (who has significantly improved since his debut, approaching Murphy's virtuosity), gloomy atmosphere and juicy, though somewhat dry production can be liked. Generally, it's a very well-balanced proportions for such coarse death metal.

The third album of Obituary is therefore one of the last albums by the Tardy brothers and the co., which maintained an equally consistent and high level, and at the same time - paradoxically - the first sign of the crisis that will soon affect the band. "The End Complete" does not bring such great changes as "Cause Of Death", although it achieved a huge commercial success and show that even with such a safe approach to composing new songs, Americans can create an album that is great to listen to. Well, the biggest advantage of "The End Complete" is that it's just great to listen to, even for a fairly calculated material.

Rating: 8,5/10

Komentarze

  1. noo to chyba był faktycznie koniec kompletny hehehehe

    OdpowiedzUsuń
  2. hellalujah :::
    Dobra okazja na Disincarnate.
    Wątki by do siebie nawiązywały hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hellalujah :::
      The End Complete - jest bardzo dobrą płytą,

      Usuń
    2. Jak najbardziej, Disincarnate będzie

      Usuń
  3. Przykre, że ludzie tak podchodzą do tego, bo The End Complete było bestsellerem w chwili wydania - 300 tys. sprzedanych egzemplarzy. Owszem, Covenant, Deicide i Tomb of the Mutilated przebiły, ale dopiero po czasie. The End Complete miał ten wynik od razu.

    mutant

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wartość artystyczną nie oblicza się wynikami sprzedaży płyt. Raczej ich przyswajalnością i lekkoscią podczas słuchania. Dlatego wszelkie rekordy sprzedaży bili wykonawcy muzyki pop. Tym samym w prosty sposob można ocenić wartość artystyczną w/w wykonawcow. Dlaczego Bleeding Cannibal tak zajebiścię sie sprzedał i nigdy nie powtorzyli tego sukcesu, bo muza była łatwa w odbiorze, nawet melodyjna jak na kanibali i każy to łykał, nawet ludzie ktorzy na codzien nie sluchali metalu w ogóle, o death metalu nie wspominając.

      Usuń
  4. To początek końca Obituary. Pamiętam jak kupiłem na tasmie licencyjnej MMP w 1992 zajarany, ze dostanę Cause w lepszej wersji. Niestety, dostałem skrajnie wymęczony album ze słabym brzmieniem, ewidentnie brak pomysłów. Nie udzwignęli zajebistości 2 poprzednich krążków. Z ciekawości sięgnąłem po World Demise, co potwierdziło, że z nich został tylko Nekrolog hehe. Do dziśnagrywają straszną kupę. Szaleństwo Slowly i klimat Cause nigdy nie powróci. Szkoda. Na nic już nie liczę w kontekście Obituary.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty