Obituary - "Frozen In Time" (2005)

Zanim nastała popularna fala powrotów starych wygów, Obituary reaktywowali się już w 2003 roku. Pod górkę zbytnio z ogarnianiem się na nowo nie mieli, bo zawijając interes takim krążkiem jak "Back From The Dead" Amerykanie właściwie nie pozostawili za sobą zbyt wielkiej tęsknoty czy niedosytu. Kwintet jednak postanowił zatrzeć tamte nie najlepsze wrażenie i zaryzykował, zarówno pod względem regularnego wznowienia działalności koncertowej oraz - co najistotniejsze - studyjnej. Udało im się przywrócić do martwych żywych skład z lat 92-97, a gdy już się wystarczająco dobrze rozegrali (czyli w mgnieniu oka), zaczęli oni komponować i nagrywać nowy materiał. Na ten nie trzeba było specjalnie długo czekać, ponieważ szósty longplay Nekrologu pt. "Frozen In Time" ukazał się w 2005 roku.

Powrót braci Tardy i spółki okazał się być mniej więcej taki jak okładka go zdobiąca - w głównej mierze w odniesieniu do czasów "The End Complete". Ponownie zawitała więc doskonała oprawa graficzna autorstwa Andreasa Marschalla i niezwykle charakterystyczny death metal z masywną ścianą gitar, prosto pykającą perkusją i trademark'owymi, rozpaczliwie rzygliwymi wokalami Johna Tardy'ego. Zabrakło w tym zestawieniu tylko jednej ważnej rzeczy - słuchalności. Bo choć "Frozen In Time" ogólnie nie jest zły i cieszy, że słychać na nim znacznie większe zaangażowanie niż na "Back From The Dead", to jednak nie wyzbył się on upraszczania i zasuwania na jednym/dwóch niewymagających motywach przez większość kawałka. Z tego względu, materiał nawet jeśli ładnie buja i potrafi zainteresować solówkami Westa, zdzieraniem gardła Tardy'ego czy ogólnym ciężarem, szybko zaczyna nużyć, a poszczególne utwory trudno między sobą rozróżnić. Taki krążek za to nieźle może się sprawdzić podczas prostych ćwiczeń na siłowni. Całości towarzyszą chociażby podobne rytmy, schematy oraz jednakowy wygar. Pytanie tylko czy w takiej sytuacji nie lepiej zapuścić materiały z lat 89-94, które gwarantują dużo większy wycisk?

Pierwszy podryg po kilkuletniej przerwie abstynencji należy uznać u Obituary za dosyć średni. "Frozen In Time" niby całkiem przyzwoicie powraca w death metalowe rejony i czyni to wyraźnie lepiej od "Back From The Dead", aczkolwiek cierpi on na przesadną ilość upraszczania i bliźniaczo podobnych motywów. Tragedii nie ma, ale sęk w tym, że podobne przypadłości będą doskwierać również i na większości ich kolejnych krążków.

Ocena: 6/10


[English version]

Before the popular wave of returns of the old spooks, Obituary reactivated in 2003. They didn't have much trouble with re-embracing themselves, because in the context of interest with such an album as "Back From The Dead", the Americans actually did not leave behind too much longing or insufficiency. However, the quintet decided to erase that not the best impression and took a risk, both in terms of regular return to the concert activity and - most importantly - in the studio, to record something new. They brought back the line-up from the years 92-97 to the dead life, and when they played well enough (at a very efficient pace), they began to compose and record new material. We didn't have to wait long for this one, because the sixth lp of Obituary entitled "Frozen In Time" was released in 2005.

The return of the Tardy brothers and co. turned out to be more or less like the cover adorning it - mainly in reference to the times of "The End Complete". So again came the excellent graphic design by Andreas Marschall and extremely characteristic death metal with a massive sound of guitars, straight-popping drums and John Tardy's trademark, desperately spewing vocals. Only one important thing was missing from this list - listenership. Because although "Frozen In Time" is generally not bad and it's nice that you can hear much more involvement on it than on "Back From The Dead", it did not get rid of simplifying and focusing on one/two undemanding motifs for most of the song. For this reason, this material, even if it catches nicely and can interest by West's solos, Tardy's vocals or overall heaviness, quickly starts to get boring, and individual tracks are difficult to distinguish from each other. Such a disc, on the other hand, can work well during simple exercises in the gym. The whole album is accompanied by similar rhythms, patterns and the same heaviness. The only question is whether in such a situation it's not better to listen to materials from the years 89-94, which guarantee a much greater impression?

The first attempt after a few years of abstinence from Obituary should be considered quite average. "Frozen In Time" seems to make a decent return to death metal regions and does it clearly better than "Back From The Dead", although it suffers from an exaggerated amount of simplification and similar themes. There is no tragedy, but the point is that similar disadvantages will also plague most of their next albums.

Rating: 6/10

Komentarze

  1. Hames nie szkoda ci czasu na takie bzdety jak obitewary?? To muzyka dla pryków i innych dziadow, a nie wpierdol pełną parą.

    Na horyzoncie masz np Ascended Dead czy Cattle Decapitation

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no trzeba stać na strażnicy i przestrzegać przed średniakami ;)

      Usuń
    2. Obituary jest dobrym zespołem i przykro patrzeć na ten hejt, bo to podchodzi pod memy. Frozen in Time spokojnie 7/10 ich ostatnia dobra płyta od deski do deski, potem było średnio, ale i tak dobrze oceniam. Ascended Dead to kupa, a Cattle Decapitation zajęło jakieś trzy płyty zanim stali się ciekawi. To nie rzecz aby defekować trzy riffy na sekundę, ale aby materiał po 10 latach wzbudzał nostalgię i miłość.

      Usuń
  2. Obituary to klasyka, mimo że od kilku płyt nagrywają straszne gówno, wliczając w to Frozen in Time. Szacun sie należy a wstawianie za nich jakiś Ascended Dead czy Cattle Decapitation to kompletnie nie kumam. Bo na przyklad zamiast gównianego Ascended Dead czy Cattle Decapitation wolałbym przeczytać o Gorguts, który miażdzy w/w kapele, nad którymi nie ma co się rozwodzić a tym bardziej grzebac w ich dyskografii. Wacając do Obituary jak pisalem szacun sie nalezy, nie ma dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak Gorguts to jeden z najlepszych zespołów metalowych wszechczasów!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw przechwycę oczywiście Gorguts. To jedna z tych kapel, której większość dyskografii należałoby ocenić na 10, a przy okazji bardzo wpływowe granie na rozchwytywane obecnie Ulcerate, Deathspell Omega czy Artificial Brain.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Imperial Triumphant część czysto death metalowa też bazuje na "gorgutsowym" korzeniu. Ale i tak najlepszym kopistą dokonań Kanadyjczykow jest włoski Ad Nauseam - obie ich płyty dość dobrze wypełniają pustkę na rynku wskutek milczenia ekipy Luce'a Lemaya od Pleiades Dust. Niewątpliwie Gorguts bardzo brakuje na tej stronie.

      Usuń
  5. Dokładnie od Gorguts ściąga wiele dzisiejszych kapel,ale nie są tak dobre jak Gorguts ,to kapela o wiele bardziej technicznie zaawansowana i cięższa niż Death, Atheist czy Morbid angel, aż dziwne że właśnie nie było tu żadnej recenzji tej zacnej grupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hellaluja :::
      "(...)Obituary jak pisalem szacun sie nalezy, nie ma dyskusji. "
      Wiadomo. Co nie zmienia postaci rzeczy, że te ich "nowe" albumy są zwyczajnie nudne.

      Usuń
    2. To samo Metallica, szczególnie album death magnetic to był powrót do grania death metalu jak na pierwszej płycie

      Usuń
  6. Taka dobra płyta, tyle hejtu, chyba przestanę oglądać tego bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty