Obituary - "Back From The Dead" (1997)

Wyskok w kierunku dużo mniej ekstremalnych odmian metalu okazał się być u Obituary dość chwilowym. Niedługo po ukazaniu się "World Demise", bracia Tardy i spółka postanowili zawrócić na wcześniejszy tor grania death metalu, który nie będzie miał zbyt wiele wspólnego z groove metalowym bujaniem czy samplowanymi dodatkami. Zdecydowali się oni więc ukierunkować na to, czym na początku lat 90. kupili publikę, tj. cofnęli się do klimatów (i sukcesów) "The End Complete" - płyty, która rozeszła się w rekordowym nakładzie ok. 300 tys. sztuk. No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że "Back From The Dead" został wydany w 1997 roku, w czasie, gdy tego typu toporny death metal cieszył się generalnie znikomym zainteresowaniem.

Na swoim piątym krążku, Amerykanie z Obituary boleśnie przekonali się ile znaczą słynne u nas słowa nic dwa razy się nie zdarza. Bo na "Back From The Dead" kwintet rzeczywiście powrócił do death metalu bez większych, nowoczesnych dodatków (z małym wyjątkiem - o czym później), tyle że zupełnie nie zdołał on w zbliżonym stopniu nakręcić takiego hype'u co wcześniej. Nic w tym dziwnego, już pierwsze sekundy otwierającego album "Threatening Skies" dają jasno do zrozumienia jak drastycznie z muzyki Obituary uleciała świeżość, power i zwyczajne chęci do grania. A dalej niestety nie jest jakoś lepiej. Trevor i Donald lecą przez większość kawałków na dosłownie paru powtarzalnych motywach (czyli topornym riffowaniu i banalnych drum beat'ach), popisy solowe Allena Westa pojawiają się stosunkowo rzadko, bas Franka skrywa się szczelnie za gitarami, produkcja kompletnie nie powala (ze strasznie irytującym, suchym soundem werbla), a tak charakterystyczne wokalizy Johna Tardy'ego, o których poprzednio się rozpływałem...nie są w stanie przyciągnąć na dłużej. Ostatnie z wymienionych jednak nie powinno specjalnie tu dziwić, wszak towarzyszy im wybitnie nudny podkład muzyczny. "Back From The Dead" jest co prawda ogólnie równym krążkiem i nie wywołuje większych bólów, aleee totalnie nie angażuje on na kolejne seanse. Na koniec, trafiła się jeszcze jedna poważna wpadka pod postacią "Bullituary" - kawałka z gościnnym udziałem duetu z The Bully Boys, tj. raperów Skinnera T oraz Diablo D. Czyli rzeczy, przy której zaleca się udawać, że w ogóle nie miała miejsca na tej płycie.

Tym sposobem, Obituary dobitnie pokazali jak będąc na szczycie (szczególnie za czasów "Slowly We Rot" i "Cause Of Death") można z niego brutalnie spaść. "Back From The Dead" to album, który nie podołał ciężarowi żadnej z poprzednich, czterech płyt, zarówno tam, gdzie zespół sprawdzał się w death metalowym graniu w postaci czystej, jak i przy jego grooviastej odmianie. Słychać za to na piątce twórcze wypalenie i odbębnienie jego wydania byleby mieć jakikolwiek pretekst do kolejnych, obfitych tras. Te jednak nie nadeszły, gdyż pomimo jego tytułu, krótko po ukazaniu się "Back From The Dead" grupa zakończyła działalność aż do 2003 roku.

Ocena: 4/10


[English version]

The jump towards much less extreme types of metal turned out to be quite temporary for Obituary. Shortly after the release of "World Demise", the Tardy brothers and co. decided to return to the earlier direction of playing death metal, which will not have much in common with groove metal style or sampled additions. So they decided to focus on what they knocked down the audience in the early 90s, i.e. they went back to the vibes (and successes) of "The End Complete" - an album that was sold in a record circulation of approx. 300,000. pieces. And everything would be fine, if not for the fact that "Back From The Dead" was released in 1997, at a time when this type of coarse death metal generally enjoyed really small interest.

On their fifth album, the Americans from Obituary painfully learned how much the famous words nothing happens twice mean. Because on "Back From The Dead" the quintet really returned to death metal without major, modern additions (with a small exception - more on that later), but they didn't quite manage to create such hype as before. No wonder, the first seconds of the album opening "Threatening Skies" make it clear how drastically the music of Obituary has lost its freshness, power and simple willingness to play. And unfortunately, it's not any better in the next songs. Trevor and Donald play through most of the tracks on literally a few repetitive themes (i.e. simple riffing and trivial drum beats), Allen West's solo performances appear relatively rarely, Frank's bass is hidden tightly behind the guitars, the production doesn't knock out at all (with a terribly irritating, dry sound of a snare), and John Tardy's characteristic vocals, about which I praised before...are not able to attract for longer. The last of these, however, should not be particularly surprising here, after all, they are accompanied by an extremely boring background music. "Back From The Dead" is admittedly a generally consistent disc and does not cause much pain, but it does not engage you for the next listenings at all. Finally, there was another serious slip-up in the form of "Bullituary" - a track with guest appearances by rappers Skinner T and Diablo D. Well, this is the thing with which it's recommended to pretend that it did not happen on this album.

In this way, Obituary clearly showed how being on top (especially during "Slowly We Rot" and "Cause Of Death") you can brutally fall off it. "Back From The Dead" is an album that couldn't handle the weight of any of the previous four albums, both where the band proved itself in pure death metal, and in its groovy variety. On the other hand, you can hear the creative burnout and negligence with the compositions, just to have any pretext for the next tours. These, however, did not come, because despite its title, shortly after the release of "Back From The Dead" the group disbanded for 6 years.

Rating: 4/10

Komentarze

  1. Dla mnie zbyt surowa ocena, ale ja mam sentyment do tego albumu. W tamtych czasach przeżywałem mały kryzys metalowy i przez jakiś rok szukałem czegoś innego w muzyce ale skuszony recenzją w Metal Hammerze zakupiłem kasetę. No i zaskoczyło znowu i trwa do dzisiaj, czyli dla mnie to był prawdziwy "back from the dead":) Do dziś lubię sobie czasem zapuścić, riffoza jest dobra, solówki też, chwytliwych motywów jest trochę...więc ocena zależy od czasu, miejsca i kontekstu.

    OdpowiedzUsuń
  2. płyta jest fajna ze względu na bonusy - mnóstwo grafik, filmików (w quick time), i innych bajerów. płyta jest naprawdę dobra, ale podejrzewam że reedycje nie będą miały tych rarytasów. w tamtym czasie Obituary było umierające i za wszelką cenę chcieli dalej istnieć ale im się nie udało. "Back From the Dead" - okładka Wrightson'a - rarytas. Płyta dobra - Torture Killer dosłownie zerżnął riff (oficjalnie) z By The Light. Mnóstwo historii itp itd. Warto mieć oryginalną wersję płyty, nie re-edycję bez filmików

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli jakieś tam fotki filmiki i bajery kogoś kręcą, czyli nie muzyka ,to ja już wolę pornusy i takie tam bajery, niż oglądać dziadów, ale wiadomo każdy lubi co innego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pornusy też są. poza tym, takie dodatki poprawiają humor

      Usuń
  4. Sentymenty jak najbardziej rozumiem, dodatki pozamuzyczne w lepszym postrzeganiu płyty - już niekoniecznie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty