Coroner - "Grin" (1993)

Zanikające zainteresowanie thrash metalem na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. nie ominęło również szwajcarskich mistrzów z Coroner. I choć "Mental Vortex" po drugiej stronie dość zgrabnie wpisywał się w narastający nurt dużo bardziej technicznego grania (death) metalu, to jednak trio już w 2 lata od premiery tamtego krążka miało na siebie jeszcze inny pomysł. Ekipa Marquisa Marky'ego bowiem na swoim piątym longplayu, "Grin", zdecydowała się wskoczyć w wir eksperymentów, luźno powiązanych z progresywną formułą poprzednika, a w przeważającej części barrrdzo odjechanych, ale i sięgających stylistyk z pod znaku groove metalu oraz szeroko pojętej alternatywy.

"Grin" to dość podobny casus co "Spheres" Pestilence. Płyta, która obecnie, w pewnych kręgach, uchodzi za genialną i niezwykle wizjonerską, tymczasem w chwili wydania określano ją jako...przedobrzoną i zbyt mocno zrywającą z poprzednimi brzmieniami. O ile jednak album Holendrów z 1993 roku natychmiast uchwycił mnie wyjątkowym klimatem i nietuzinkowymi rozwiązaniami, tak krążek Coroner z tego samego roku w dalszym ciągu sprawia mi niemałe problemy. Nie chciałbym być tutaj źle zrozumiany, bo absolutnie nie zaliczam się do przeciwników "Grin", ba!, jest na nim całkiem sporo bardzo dobrych numerów, wysokiej jakości techniki i unikalnych pomysłów. Sęk w tym, że piąty album Coroner w porównaniu do swoich poprzedników wypada drętwo, rozwija się w stanowczo zbyt ślamazarnym tempie i przytłacza monotonnym zapętlaniem poszczególnych motywów - przykładem "Internal Conflicts", "Caveat (To The Coming)" czy "Serpent Moves", które brzmią jakby nie mogły się skończyć. 

Na drugim horyzoncie, okej, trafiają się też wyśmienite utwory, gdzie nowe, grooviasto-psychodeliczne oblicze ma sens, w czym przodują w szczególności "Status: Still Thinking", "The Lethargic Age", "Paralyzed, Mesmerized", "Grin (Nails Hurt)" oraz "Host", ale i one w ogólnym rozrachunku przegrywają z rozmachem "Mental Vortex" oraz poprzednich krążków. Niekoniecznie słabiej prezentuje się zaś produkcja i sama forma muzyków. Produkcja nie jest tak krystaliczna co na czwórce, aczkolwiek nadrabia sobie ona większą naturalnością ze strony garów i jeszcze lepiej wyeksponowanym basem. Co do wspomnianej formy muzyków tutaj również nie ma większych zastrzeżeń. Sekcja rytmiczna potrafi zarówno wprawić w trans, jak i jazzować, solówki Tommy'ego T. Barona to - jak zwykle - klasa sama w sobie, a wokale Rona pomimo wchodzenia w bardziej tradycyjne rejony śpiewania nic nie straciły z wcześniejszej zadziorności. Nie zawsze po prostu przekłada się to na jednakowo dobre utwory.

Gdy więc thrash metal zaczął wypadać z obiegu, Coroner postanowił skusić się na dość radykalne eksperymenty. W większości całkiem niezłe, odważnie czerpiące z różnych stylistyk i dalekie od przypału, ale w pozostałej części (a właściwe, w środku albumu) trochę jednak przekombinowane, rozlazłe i nie do zdobywania nowych słuchaczy. O ostatnim zresztą szybko dał znać stosunkowo średni odbiór krążka, po którym co prawda były podrygi na stworzenie kolejnego albumu, ale finalnie, Coroner niestety zamilkł na długie lata. A szkoda, bo przez te 11 lat Szwajcarzy stworzyli kawał wielkiej i wpływowej muzyki - i to pomimo, że "Grin" nie okazał się być tak porywającym co poprzednie materiały.


Skoro o podrygach do kolejnego albumu była mowa. W 1995 roku ukazała się kompilacja pt. "Coroner", na której znalazły się zupełnie nowe utwory, stare kawałki, remixy oraz covery. No i o ile znane kawałki, covery (również te z poprzednich płyt) i remixy to marginalna atrakcja tego wydawnictwa, a samo ich ułożenie pozostawia wiele do życzenia (o chronologii można zapomnieć), tak zwracają uwagę nowe utwory. Chociażby "The Favorite Game" czy "Shifter", które całkiem nieźle pokazują, że zespół miał pomysł na następcę "Grin", bez powielania raz wykorzystanych patentów.

[English version]

The fading interest in thrash metal in the early 1990s also affected the Swiss masters of Coroner. And although "Mental Vortex" on the other side quite neatly fit into the growing trend of much more technical (death) metal, two years after the release of that album the trio had different idea. Marquis Marky's band on their fifth longplay, "Grin", decided to go into the experiments, loosely related to the progressive formula of the predecessor, and for the most part very crazy, but with reaching styles like groove metal or broadly understood alternative.

"Grin" is quite similar to Pestilence's "Spheres". The album, which is currently considered brilliant and extremely visionary in some groups of listeners, while at the time of its release it was described as...overcomplicated and too unrelated to the previous sounds. However, while the album of the Dutch from 1993 immediately delighted me with its unique atmosphere and unusual solutions, the Coroner's album from the same year still causes me considerable problems. I don't want to be misunderstood here, because I am absolutely not one of the opponents of "Grin", well!, there are quite a lot of very good songs, high-quality technique and unique ideas. The problem is that the fifth Coroner album, in comparison to its predecessors, is rather lifeless, i.e. it has too much slow paces and it overwhelms with monotonous looping of individual motifs - for example "Internal Conflicts", "Caveat (To The Coming)" or "Serpent Moves" that sound like they can't end.

On the other horizon, okay, there are also excellent tracks, where the new, groovy-psychedelic face makes sense, in particular "Status: Still Thinking", "The Lethargic Age", "Paralyzed, Mesmerized", "Grin (Nails Hurt)" and "Host", but they also generally lose to the momentum of "Mental Vortex" and previous albums. The production and form of the musicians are not necessarily worse. The production is not as sterile as on the "Mental...", although it makes up for it with more natural sounding drums and even better exposed bass. As for the aforementioned form of musicians, there are also no major objections here. The rhythm section can both put you in a trance, Tommy T. Baron's solos are - as usual - a class in themselves, and Ron's vocals, despite entering more traditional areas of singing, have not lost anything from the earlier aggressiveness. Not always this high form of musicians simply means equally good songs here.

So when thrash metal began to fall out of interest, Coroner decided to be tempted by quite radical experiments. Mostly quite good, boldly reaching really different styles and far from total crap, but in the rest (or rather, the middle of the album) a bit overcomplicated, sloppy and not to get new listeners. The latter, moreover, was quickly revealed by the relatively average reception of the album, after which, admittedly, there were problems to create another album, but finally, Coroner unfortunately fell silent for many years. It's a pity, because during these 11 years the Swiss have created a piece of great and influential music.

Rating: 7,5/10

Since we were talking about the plans to the next album. A compilation was released in 1995, "Coroner", which includes brand new songs, old tracks, remixes and covers. Well, while well-known songs, covers (including those from previous albums) and remixes are a marginal attraction of this release, and their order is not right (you can forget about the chronology), new songs attract attention. For example, "The Favorite Game" or "Shifter", which quite well show that the band had an idea for the successor to "Grin", without duplicating once used patents.

Komentarze

  1. Płyta nie wypada drętwo na tle poprzednich płyt, płytę doceni ten kto słucha muzyki nie tylko metalowej a wręcz dalece od niej odbiegającej, a co do oceny każdy będzie oceniał zupełnie inaczej, coś może zachwycać kogoś na 10/10a inna osoba da 1/10, jak również ocena może zmieniać się z biegiem czasu, i niektóre rzeczy stracą niektóre zyskają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie się nie zgadzam, Grin to odważny, wspaniały album 10/10 tak jak poprzednie. Metal jednak w większości skupia bardzo konserwatywnych słuchaczy i każdy zespół śmiało eksperymentujący jak Pestilence Morgoth czy Coroner trafił w ścianę niezrozumienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo metal ma być metalowy :) jak zamawiam sałatkę z awokado to nie rozumiem dlaczego dostaję grejpfruta z truskawkami,jestem ograniczony spożywczo?Lubię truskawki i grejpfruty ale gdy chcę awokado to ma być awokado :) no ale niektórzy są Geslerkami metalu i robią kulinarne rekolekcje więc to normalne że są nierozumiani,aczkolwiek jak śpiewał Bukartyk:

      Wino proste musi być,
      żeby naród je zrozumiał,
      by go żaden wredny wstyd
      nie pił, jak od majtek guma.

      Wino proste musi być,
      żeby człowiek miał uciechę.
      Wino proste musi być,
      żeby wszystko było w dechę,
      by położyć się na ziemi
      i problemów więcej nie mieć.

      Usuń
  3. Zaryzykować można tezę, że niektórzy słuchacze metalu mają wąskie horyzonty i nie są otwarci na dobrą muzykę

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest Grand Declaration of War Koronera :D
    a utwór Host...cóż,to dzięki niemu mój zespół zyskał nazwę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Komuś się pomyliło zamówienie na konkretny produkt, a tym że zespół może nagrywać co chce ( dlaczego zespół ma się ograniczać do danej stylistyki)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty