Coroner - "Mental Vortex" (1991)
Po serii bardzo innowacyjnych krążków pod postacią "R.I.P.", "Punishment For Decadence" oraz "No More Color", ekipa Marquisa Marky'ego w zasadzie mogłaby osiąść na laurach i zacząć nagrywać kopie tychże płyt. Biorąc pod uwagę ileż pomysłów one zawierały i jak bardzo wywarły spory wpływ na późniejsze, techniczne granie metalu, nie byłoby to wcale takie głupie rozwiązanie. Ze zdroworozsądkowego, ale i biznesowego punktu widzenia, wręcz wydawało się, że niczego ponad ten format nie da się już więcej wymyślić. Otóż nie! - cytując Tadeusza Sznuka. Szwajcarzy bowiem już przy pierwszej okazji postanowili pójść o krok dalej, ukierunkowując swoją muzykę w zdecydowanie bardziej progresywne i odjechane rejony, które nie występowały wcześniej w tak obfitych ilościach co na "Mental Vortex" właśnie.
Na swoim czwartym krążku, Szwajcarzy skręcili bowiem w bardziej niekonwencjonalne klimaty - mocno progresywne i nie zawsze powiązane z pędzeniem na złamanie karku. Nie znaczy to jednak, że muzyka Coroner stała się tu zbyt wyrafinowaną czy - mówiąc wprost - pozbawioną jebnięcia. W tym tkwi właśnie geniusz "Mental Vortex" oraz - generalnie - samego zespołu. Bo choć z pozoru zakrawało to na niemożliwe, tercet również i tym razem podołał swoim wysokim ambicjom i przesunął szczytowy poziom z przeszłości jeszcze wyżej, a przy tym nadał całości wyraźnie inną jakość - niepodobną do wcześniejszych wydawnictw. Dokładnie tak! Trzeci raz z rzędu Szwajcarom powstał totalnie wybitny materiał, na najwyższym możliwym poziomie, a jednocześnie różny od ich poprzednich albumów, posiadający bardzo profesjonalne i klarowne brzmienie. "Mental..." chociażby dużo częściej sięga dłuższych, a nieraz nieco subtelniejszych, rozbudowanych form, jest bardziej połamany i wyróżnia się dość odjechanym klimatem (najdobitniejszy tego przykład - wstęp do "Metamorphosis"), z drugiej strony, w żadnym wypadku nie spycha on na dalszy plan tradycyjnie, thrash metalowego przyłożenia i brzmi w pełni naturalnie. Ba, nawet pojawiające się bardziej rockowe (!) wpływy, m.in. pod kątem feelingu niektórych riffów, solówkowego wymiatania Tommy'ego czy niezwykle udanej interpretacji beatlesowego "I Want You (She's So Heavy)", nie przekładają się na rozwodnienie materiału. Na łopatki kładą dosłownie wszystkie z utworów składających się na repertuar "Mental Vortex". Każdy z nich bowiem doskonale łączy progresywno-techniczne odjazdy i thrash metalową zadziorność, a przy tym bardzo odważnie przemyca rockowe naleciałości.
Czwarty longplay Coroner zatem okazał się być kolejnym, choć ostatnim, bardzo wizjonerskim i genialnym krążkiem w dyskografii tego szwajcarskiego zespołu. Otóż, "Mental Vortex" idealnie ukazał zjawiskowość ekipy Marquisa Marky'ego rozpoczętej od "R.I.P." - jako niezwykle ambitnej, pragnącej ciągłego rozwoju i mającej swój niepowtarzalny styl. Po tym zresztą rozpoznaje się największe kapele, gdy z płyty na płytę potrafią się one istotnie zmieniać, a jednocześnie są w stanie utrzymywać nadzwyczajnie wysoki poziom muzyczny. Do 1991 roku tak właśnie było z Coroner!
Ocena: 10/10
[English version]
After a series of very innovative albums in the form of "R.I.P.", "Punishment For Decadence" and "No More Color", Marquis Marky's band could basically rests on one’s laurels and start recording copies of these albums. A lot could indicate that, considering how many ideas they contained and how much they had a significant impact on the later, technical playing of metal. From a common sense point of view, it even seemed that nothing more than this format could be invented. Well...absolutely not! The Swiss already at the first opportunity decided to go a step further, directing their music to much more progressive and crazy areas, which had not previously appeared on previous albums as on "Mental Vortex".
On their fourth album, the Swiss turned to more unconventional climates - strongly progressive and not always associated with speeding at maximum pace. This does not mean, however, that Coroner's music has become too sophisticated. This is the genius of "Mental Vortex" and - in general - of the band itself. Because although it seemed impossible, the trio also managed to live up to their high ambitions this time and moved the peak level from the past even higher, and at the same time gave the whole a distinctly different quality - unlike previous releases. Exactly! For the third time, the Swiss have created totally outstanding material, at the highest possible level and at the same time different from their previous albums. "Mental..." even more often reaches longer, and sometimes a bit more subtle, complex forms, it's more broken and stands out with a rather twisted-like atmosphere (the best example of this - the introduction of "Metamorphosis"), on the other hand, there's still a lot of thrash metal aggressiveness here. Even more rock (!) influences appearing, e.g. in terms of the feeling of some riffs, Tommy's solos or the extremely successful interpretation of The Beatles' "I Want You (She's So Heavy)", do not come into watered-down material. Literally all the songs that make up the "Mental Vortex" repertoire are outstanding masterpieces. Each of them perfectly combines with progressive-technical style and thrash metal aggressiveness, and at the same time very boldly smuggles rock accretions.
So, the fourth longplay of Coroner turned out to be another, though the last, very visionary and brilliant album in the discography of this Swiss band. Well, "Mental Vortex" perfectly showed phenomenon of Marquis Marky's band started from "R.I.P." to this album - as extremely ambitious, wanting continuous development and having their own unique style. After all, this is how you recognize the greatest bands, when they can change significantly from album to album, and at the same time they are able to maintain an extremely high level from the past. Until 1991, that's how it was with Coroner case!
Rating: 10/10
Mówiąc krótko muzyka nie dla debili
OdpowiedzUsuńPowiem tak, 95% Muzyki metalowej to jest szmira i zwykłe klepanie, jak u ktoś lubi ok koło chu mi to lata, mało było zespołów, które by przetrwały próbę czasu i żeby tego słuchać po tylu latach, wiem zaraz będzie kwenkanie że narzekam że nie słuchaj,ale prawda jest taka że kiedyś to kochało się tą muzykę ale po latach wychodzi że to sztuczne jest i pozerstwo, udawanie jak to jest się nie prawdziwy, to już teraz nie przejdzie, oczywiście pryszczaki szczawiki co mają po 20 lat mogą się oburzać,ale my stara gwardia nas nic już nie rusza!
OdpowiedzUsuńWitam, tutaj "pryszczak szczawik". Jak najbardziej masz sporo racji, dziś jesteśmy zalewani muzyką w ogromnych ilościach (często też beznadziejnej) i zakładam, że nie da rady się do niej tak przywiązywać, ale to nie znaczy, że teraz jest samo pozerstwo. Sam jestem w nastoletnim wieku i jaram się ze znajomymi tą muzyką szczerze, a takie blogi tylko cieszą oko hehe
UsuńDo tego okładka kto zna film psychoza ten wie , który z was gnojaki był w 1991 roku na świecie zachwycał się tą muzyką,co? Bo jak nie to nie ma prawa się o oburzać,a zgredy 40+ zrozumieją i przeczytają to z dumą i łezka w oku, jakie to było kiedyś super , rok 1991 rozkosz,co? Może w 2023 coś takiego na miejsce? Po prostu zazdrościć można tylko
OdpowiedzUsuńa dałbym głowę że koleś przegląda się wodzie
UsuńJak się tak dobrze przyjrzeć…
Usuńwidzicie te męskie organy rozrodcze zaczynające się pod nosem
drugie jajo niżej
tak
no i penis
w środek zarezerwowanej dla Jezusa i stygmatów ranie
w kształcie zarośli Afrodyty
Test Rorschacha?
UsuńO przypuszczam zgodność co do Grind, która do dziś mi nie podchodzi. Nie wiem skąd te zachwyty nad nią w komentach pod poprzednimi recenzjami, ni to thrash ni to progressiv
OdpowiedzUsuńNie no, nie będzie jojczenia, lubię "Grin" i uważam, że jest tam sporo fajnych numerów, ale nie darzę jej aż taką miłością co pierwsze cztery albumy ;)
UsuńJak ci grin nie podchodzi to nie słuchaj a nie stękasz
OdpowiedzUsuńMnie nie podchodzi ale i tak będę go słuchał,czy mi się to podoba czy nie!
UsuńEwolucja muzyki Coronera na przełomie lat 80-ych i 90-ych była trochę podobna do zmian jakie zachodziły u Sepultury. Oba zespoły wyszły od dość mrocznej i mocnej odmiany thrashu i poszły w stronę coraz większego zwalniania utworów i finału w postaci czegoś na kształt groove metalu. Oczywiście Coroner jest dużo bardziej techniczny od Sepultury. Coroner nie nagrał też swojego odpowiednika Roots i dobrze, bo by pewnie byli dużo mniej kultowi wśród fanów thrashu.
OdpowiedzUsuńDawaj Grin 10/10 inaczej miękka faja
OdpowiedzUsuńhellalujah :::
UsuńSkoro o GRIN mamy rozmawiać pod MENATAL VORTEX...
Każdy se może dawać ocenę jaką mu się podoba, ale uważam, że zaniżona nota tego albumu, to pieprzone zapatrzenie we wcześniejsze płyty. Mimo swego geniuszu, oparte na archaicznych pierwowzorach (speed, thrash, heavy...)
Nie wiesz czy to thrash czy progressive, bo to co zrobił CORONER na GRIN nie ma gatunku.
Anonimowy geniusz już napisał : "Za nieoczekiwany rys transowy, za przepracowanie własnego stylu i za to, że ogon nie był zjedzony ;)."
Więcej powietrza, pulsujący bas (cała sekcja rytmiczna robi robotę) i miejsce na TE solówki i riffy. To są zajebiste utwory, cała płyta jest zajebista.
To kurwa zabrzmi jak herezja, ale czasami mniej znaczy więcej.
W przeciwieństwie do pierwszych czterech, wracam do GRIN regularnie bo daje coś unikalnego.
10/10
Krążek mistrzostwo, a z tej strony kolejny młody szczawik ;) więc widzicie nie taka muza dla dziadów ten Coroner.
OdpowiedzUsuńWarto dodać, że zespół na żywo improwizuje przy Metamorphosis i rozwija go o większą psychodelię.