Demolition Hammer - "Time Bomb" (1994)
Mocno ryzykowne przechodzenie z ekstremy w bardziej mainstreamowe, groove metalowe brzmienia na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku było dość częste pośród kapel parających się thrashem lub deathem, które nie chciały jednoznacznie zejść do największych głębin podziemia lub w ogóle zakładały, że będą dalej funkcjonować. Jednym, w totalnej mniejszości, jakoś to pozwoliło przetrwać; drugim, już w większości, absolutnie nie wychodził taki ruch na plus. Na podobną do drugiej opcji myśl skusili się w 1994 roku Amerykanie z Demolition Hammer, wydając swój trzeci album zatytułowany "Time Bomb", który ze stylem wyznaczonym na "Tortured Existence" oraz "Epidemic Of Violence" zerwał praktycznie w całości.
Tylko że ów "Time Bomb" nie miał być krążkiem wydanym pod szyldem Demolition Hammer, a longplayem, który powstawał z myślą o zupełnie innym zespole i nieco odmienionym składzie. Cóż, Century Media Records była w tej kwestii nieugięta i postawiła Amerykanom ultimatum - albo zostawiacie to pod banderą Demolition Hammer i to wam wydajemy, albo nie wydajemy wam tego wcale i możecie spadać. Derek Sykes i Steve Reynolds wraz z pomocą drummera Alexa Marqueza przystali jednak na warunki wydawcy i ujawnili światu longplay, którego...dość ciężko się słucha. Nie jest to oczywiście najgorsze i najbardziej wstydliwe zejście w groove metalowe rejony, jakie przytrafiło się w dziedzinie ekstremy, aczkolwiek niewątpliwie trudno o nim powiedzieć coś dobrego czy na korzyść dla nowego oblicza zespołu.
O tym że "Time Bomb" nie ma żadnego podjazdu do poprzednich dwóch płyt nie trzeba się szerzej rozwodzić - tego nie ma co kwestionować. Tamta agresja i brutalność niemal zanikła tu całkowicie. Najgorszą kwestią dotyczącą zawartości "Time..." jest jednak jego potworna monotonia i nagromadzenie bliźniaczych motywów. Owszem, zdarza się tutaj lepsze i bardziej wściekłe granie groove'u w luźnym nawiązaniu do Biohazard czy Pantery słyszalne w "Missing: 5/7/89", tytułowcu, "Power Struggle" czy "Under The Table", ale znaczna część z repertuaru "Time Bomb" po prostu zbyt mocno bazuje na prostych, bujanych rytmach oraz bardzo zbliżonych do siebie niewymagających schematach. Przez to, wszystko właściwie leci na jedno kopyto i zlewa się w jedną masę, nie pozostawiając za sobą jakkolwiek barwnych odczuć - poza znużeniem. Z plusów, do głowy niby przychodzą dobre, deathowe wokale Steve'a i ogólna, całkiem soczysta produkcja, aczkolwiek żaden z tych elementów nie przekłada się na lepsze postrzeganie i uatrakcyjnienie tego materiału. Kolejnym tego potwierdzeniem jest chociażby "Mongoloid", cover Devo, którego nazbyt wesołkowata interpretacja ze strony Demolition Hammer przyprawia wręcz o krwotok uszu.
Widać zatem, że "Time Bomb" nie powinien ukazać się pod szyldem Demolition Hammer. Na swoim trzecim longplayu, Amerykanie bowiem stworzyli muzykę, która totalnie nie pasuje do ich nazwy, nie wytrzymuje porównań z "Tortured Existence" oraz "Epidemic Of Violence" i nie proponuje niczego zachęcającego co do nowszego oblicza. Nic dziwnego, że po takim albumie grupa zakończyła działalność na długie lata.
Ocena: 4/10
[English version]
A very risky transition from extreme music to more mainstream, groove metal sounds in the early nineties of the last century was quite common among thrash or death metal bands that did not explicitly want to go underground or assumed that they would continue their activity. Some, in the absolute minority, somehow managed to survive; the second one, already in the majority, absolutely did not turn out to be a plus. A similar idea to the second option was tempted in 1994 by the Americans from Demolition Hammer, releasing their third album entitled "Time Bomb", which broke with the style set on "Tortured Existence" and "Epidemic Of Violence" practically entirely.
Well, "Time Bomb" was not supposed to be an album released under the name of Demolition Hammer, but a longplay, which was created for a completely different band and a slightly different line-up. It's true, but Century Media Records was adamant about this and gave the Americans an ultimatum - you leave it under the Demolition Hammer name or we won't release it. Derek Sykes and Steve Reynolds, with the help of drummer Alex Marquez, however, agreed to the label's terms and revealed the longplay to the world, which...is quite hard to listen to. Of course, this is not the worst and most embarrassing descent into groove metal regions that happened in the history of the extreme music, although it's undoubtedly difficult to say anything good about it or in the context of the new face of the band.
The fact that "Time Bomb" does not have any approach to the previous two albums does not need to be elaborated. That aggression and brutality has almost completely disappeared here. The worst thing about the content of "Time...", however, is its monstrous monotony and accumulation of twin themes. Yes, there are better and furious groove playing here in a reference to Biohazard or Pantera heard in "Missing: 5/7/89", the title track, "Power Struggle" or "Under The Table", but a significant part of this repertoire is simply too much based on simple, groovy rhythms and very similar undemanding ideas. Because of this, everything is basically the same and merges into one mass, leaving no colorful feelings behind - except disappointment. On the plus side, Steve's good, death vocals and overall, quite fleshy production come to mind, although none of these elements comes into a better perception and making this material more attractive. Another confirmation of this is "Mongoloid", a Devo cover, whose overly cheerful interpretation by Demolition Hammer makes your ears bleed.
So you can see that "Time Bomb" should not be released under the Demolition Hammer name. On their third longplay, the Americans created music that totally does not fit to their name, does not stand comparisons with "Tortured Existence" and "Epidemic Of Violence" and does not offer anything encouraging to a newer face. It's no wonder that after such an album, the group ended its activity for many years.
Rating: 4/10
Na szybkie odkażenie uszu, proponuję
OdpowiedzUsuńHoly Terror - Distant Calling