Gorguts - "Colored Sands" (2013)

12 lat - dokładnie tyle zajęło nim Luc Lemay ze swoim Gorguts w końcu zaspokoił apetyty wszystkich zakochanych w awangardowych i pokręconych dźwiękach z "Obscury" oraz "From Wisdom To Hate". Przez ten czas oczywiście zespół przechodził przez skrajnie różne fazy, czego zwieńczeniem było kontynuowanie patentów Gorguts w Negativie, aczkolwiek to właśnie na krążek w wyjściowej grupie Kanadyjczyka czekano najbardziej zaciekle. Gdy już Lemay skompletował zupełnie nowy skład, pośród którego znaleźli się Kevin Hufnagel (gitara), Colin Marston (bas) oraz John Longstreth (perkusja), sumptem Season Of Mist w 2013 roku ukazał się ów upragniony "Colored Sands" - piąty longplay w dyskografii zespołu. I kolejny, który sporo namieszał w dorobku Gorguts, mimo że w nie tak rewolucyjnym stopniu niż na dwóch poprzednich krążkach.

Jak już zostało wyraźnie nadmienione, "Colored Sands" to kontynuacja stylów z "Obscury" oraz "From Wisdom To Hate", choć wykonana o wiele bardziej przestrzennie i nastrojowo, a przy tym całkiem często dopuszczająca oszczędniejsze formy instrumentalne, przełamując te najbardziej intensywne i pokręcone tematy. Poniekąd, kojarzy się to z rozwojem tego stylu z pod znaku młodszych adeptów dysonansowego grania w typie Ulcerate czy Deathspell Omega, aczkolwiek chyba wiadomo jaką chronologią się ten nurt odznacza, hę? W tym przypadku jest to nawet o tyle fajne, że przenikanie się ww. wpływów nie ujmuje żadnej z grup - zarówno uczniom, jak i mistrzom. Wspomniana przestrzenność i leniwej rozwijające się motywy dodały muzyce Gorguts kolejnego, interesującego wymiaru (nie żeby poprzednim razem było ich jakoś mało...), doskonale ukazując na ile ten styl jeszcze nie został wyeksploatowany. U Gorguts taki atmosferyczny zabieg sprawdził się wybornie, bo muzyka nic nie straciła ze swojej brutalności i szaleństwa, co przy powrotnym albumie w odmienionym składzie wcale takie oczywiste nie jest. 

No właśnie, a skoro o nowym składzie mowa. Do reaktywowanego Gorguts Luc Lemay zwerbował nie mniej kreatywnych i uzdolnionych ludzi niż przed laty. I tak, bas ma znów dużo do powiedzenia, solówki nie ustępują tym ze starszych płyt, zaś John Longstreth pozamiatał w swoim charakterystycznie intensywnym oraz precyzyjnym stylu znanym z albumów Angelcorpse i Origin. Na potwierdzenie tych słów wystarczy wchłonąć się w niezwykle rozbudowane i niedające wytchnienia "Absconders", "Le Toit Du Monde", "Enemies Of Compassion" czy "An Ocean Of Wisdom". Ba, nawet do obecności w pełni zaaranżowanego na smyczki "The Battle Of Chamdo" czy specyficznie przytłumionej produkcji błyskawicznie idzie przywyknąć - wręcz w mgnieniu oka.

"Colored Sands" utrzymał więc ciężar swoich wielkich poprzedników. Lucowi Lemayowi z nową ekipą muzyków bowiem udało się nagrać pozycję na bardzo wysokim poziomie, w swoim rozpoznawalnym stylu, a jednocześnie z dużą ilością niespodzianek oraz zaskakujących rozwiązań. Powstał album, który spokojnie może usytuować się tuż za największymi dokonaniami tego kanadyjskiego wizjonera.

Ocena: 9/10


[English version]

12 years - that's exactly how long it took for Luc Lemay and his Gorguts to finally satisfy the appetites of all those in love with the avant-garde and twisted sounds of "Obscura" and "From Wisdom To Hate". During this time, of course, the band went through extremely different phases, which culminated in the continuation of Gorguts' patterns in Negativa, although the most anticipated album was from Gorguts. When Lemay assembled a completely new line-up, including Kevin Hufnagel (guitars), Colin Marston (bass) and John Longstreth (drums), they released the long-awaited "Colored Sands" in 2013 - the fifth longplay in the Gorguts' discography. And another one that caused quite a shock in their discography, although to a less revolutionary extent than on the previous two albums.

As has already been clearly mentioned, "Colored Sands" is a continuation of the styles of "Obscura" and "From Wisdom To Hate", although made in a much more spacious way, and at the same time quite often allowing for more atmospheric instrumental forms, breaking the most intense and twisted ones. In a way, it's associated with the development of this style from younger, dissonant bands, such as Ulcerate or Deathspell Omega, although we probably know what the chronology of this trend is, yup? In this case, it's even cool because the interpenetration of the above-mentioned influences do not diminish any group - both of them. The above-mentioned spaciousness and slowly developing motifs added another interesting dimension to Gorguts' music (not that there weren't enough of them last time...), perfectly showing how much this style has not yet been exploited. For Gorguts, this atmospheric approach worked perfectly, because the music has not lost any of its brutality and madness, which is not so obvious considering the return album with a different, new line-up.

Well, new lineup. For the reactivated Gorguts, Luc Lemay recruited no less creative and talented people than years ago. And yes, the bass has a lot to say again, the solos are as good as those from the older albums and John Longstreth crushed with his characteristically intense and precise style known from the Angelcorpse and Origin albums. To confirm these words, just listen to the extremely extensive and breathtaking "Absconders", "Le Toit Du Monde", "Enemies Of Compassion" or "An Ocean Of Wisdom". In fact, even the presence of "The Battle Of Chamdo" entirely arranged on violin and cello or the specifically subdued production quickly gets used to.

"Colored Sands" thus maintained the heaviness of its great predecessors. Luc Lemay and his new team of line-up recorded an album at a very high level, in his recognizable style and at the same time with a lot of surprises and surprising solutions. The result is an album that can easily rank just behind the greatest longplays of this Canadian visionary.

Rating: 9/10

Komentarze

  1. Może coś o tekstach napiszesz, to nie jest muzyka instrumentalna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A coś teksty wnoszą do odbioru muzyki death czy black metalowej poza przykładami najbardziej radykalnych ideowo kapel, wobec których już się nie da nie wspomnieć o warstwie lirycznej? Po prostu wokalista coś tam mruczy, growluje czy krzyczy, ale jakie to ma w ogóle znaczenie.

      Usuń
  2. Ma znaczenie i to istotne, jeśli ktoś tego nie rozumie to znaczy że może,growlowac mruczeć i teksty mogą być takie jak w disco polo,no bo przecież liczy się muzyka, to gratuluję intelektu takim osobom, równie dobrze można czytać książkę bez rozumienia tekstu, no ale wielu też tak robi, więc chyba coś w tym jest, łykać wszystko i nic nie rozumieć, i tak ma wyglądać społeczeństwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żartujesz, w tej muzyce teksty to zwykły bulgot bez sensu i znaczenia, przeważnie głupoty i pożywka dla chorych psychicznie, wystarczy że są komiksowe okładki

      Usuń
    2. Gdybym na poważnie miał traktować teksty zespołów metalowych, to musiałbym skreślić bardzo dużo lubianych przeze mnie płyt. Najlepszy przykład to Róże Miłości Kata, które muzycznie są świetne, ale mają takie kwiatki liryczne jak "prącie trzy na metr, czarne jak w habicie ksiądz" czy "planetarny ćwiek, przyczepiam go do majt gdzie chowam gruchę swą". Trudno to traktować poważnie, więc najlepiej jest oddzielić warstwę muzyczną od lirycznej i tej drugiej nie traktować zbyt poważnie. Oczywiście zdarzają się też sensowne wyjątki jak na przykład na płytach Behemotha z czasów, gdy teksty pisał tam Azarewicz a nie Nergal.

      Usuń
    3. Więcej szacunku do Romana kmiocie

      Usuń
  3. Recenzja nowego AUTOPSY kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  4. hellalujah :::

    Omne trinum perfectum.

    Z początku ta płyta przeciekała mi przez palce.
    Traciłem na niej koncentrację. Muza gdzieś sobie grała, ale myśli ulatywały w dal (lub w pizdu).
    Wiele "wysiłku" kosztowało mnie wgryzienie się w nią. Chłodna kalkulacja podpowiadała mi, że nie warto się poddawać, więc jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz...
    Niestety z mizernym skutkiem.
    Jakiś czas, po fantastycznym (lub w chuj dobrym) "Pleiades' Dust" - które łyknąłem z marszu - wróciłem do tej płyty.
    I dopiero wówczas mi się ona objawiła w pełnej krasie.
    Wyborny album.

    Ano właśnie Panie JH, planujesz Pan recenzję EP?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja miałem prawie na odwrót. Epka gdzieś przelatywała bokiem, za to "Colored Sands" łyknąłem z marszu, gdy po pierwszym odsłuchu skumałem brzmienie tej płyty - co by nie mówić jest specyficzne.

      Yes, yes, planuję i będzie już niebawem ;)

      Usuń
    2. hellalujah :::
      Fakt, brzmienie jest specyficzne.

      Usuń
  5. Dobrze się przy tym uprawia seks,polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wolno kłamać w internecie, to grzecz

      Usuń
    2. A poza internetem można?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty