Carcass - "Necroticism - Descanting The Insalubrious" (1991)

Są takie nazwy, które na samą myśl kojarzą się z określoną epoką. Dla death metalu jedną z takich kluczowych ekip był w 1991 liverpoolski Carcass i ich "Necroticism - Descanting The Insalubrious". Chwila chwila, już sam ten fakt powinien dawać wystarczająco do zrozumienia, z jak wielkim bandem ma się tutaj do czynienia. Jeszcze dwa lata wcześniej o Brytolach można było mówić dokładnie to samo w kontekście wykluwającego się goregrind'owego nurtu, a tu zonk, bo lada moment po wydaniu "Symphonies Of Sickness" grupa wspięła się ponad tamten szczyt już w nieco innej estetyce. Spory udział w tym miało rozszerzenie składu o drugiego gitarzystę, czyli Szweda Michaela Amotta z Carnage, ale przede wszystkim same muzyczne zmiany, bo - jak łatwo się domyślić - zawartość "Necroticism..." okazała się być jeszcze lepszą, zaś w nowym, death metalowym obliczu kwartet natychmiast wskoczył do pierwszej ligi.

Trudno jakkolwiek podważać taką postać rzeczy. Przejście w death metal wyłącznie podwyższyło, i tak kurewsko wysoką, jakość muzyki Carcass. Poza tym, pomimo istotnych zmian (o których za moment), goregrind'owe składowe z "Symphonies Of Sickness" nie wyparowały tu całkowicie, bo charakterystyczne blastowanie Kena Owena i odpychające, chorobliwe riffy pojawiają się w każdym z kawałków. Druga rzecz - introsy. To z kolei nowy element, obecny w większości z utworów, aczkolwiek doskonale oddający wcześniejszy, nekro-klimat, a przy tym pierwszorzędnie obrazujący wizję obłąkanych oddziałów medycznych i ich równie pogrzanych doktorków. Pozostałe zmiany muzyczne powodują nie mniejsze ochy i achy. Na "Necroticism - Descanting The Insalubrious" muzyka Carcass stała się dużo bardziej rozbudowana, techniczna, wgniatająca, pod kątem solówek zaskakująco melodyjna (ale bez dosładzania), a ilością genialnych i wrzynających się w czaszkę motywów płyta mogłaby obdzielić rzesze innych śmiałków, usilnie próbujących wnieść coś swojego do gatunku.

Trzeci album Ścierwa nie zawiera jakichkolwiek gorszych momentów - tu są same wyśmienite oraz na najwyższym, klasowym poziomie. Czy w tym wypadku potrzebne jest jakieś potwierdzenie? Raczej nie, bo już od samego nadmienienia o "Symposium Of Sickness", "Forensic Clinicism/The Sanguine Article", "Incarnated Solvent Abuse" czy "Corporal Jigsore Quandary" można osiągnąć najwyższe stadium ekstazy. Tak samo ciepłe słowa nasuwają się co do udziału Amotta w tym wydawnictwie (choć obaj gitarzyści spisali się na medal i, swoją drogą, łatwo odróżnić, który z nich w danym momencie gra solówkę), zdominowania wokali przez Walkera (Steer ze swoimi pomrukami udziela się na drugim planie, zaś udział pozostałych jest symboliczny) no i - przede wszystkim - dźwięku uzyskanego z Colinem Richardsonem - absolutna miazga!

"Necroticism - Descanting The Insalubrious" to zatem kwintesencja czasów, gdy death metal święcił triumfy na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a przy okazji wspaniały dowód, że zmiany nie były czymś co Carcass mogło jakkolwiek zaszkodzić - wręcz przeciwnie, pokazały innowacyjność i niezwykłą jakość tego zespołu. Zresztą, nie ma tu nad czym więcej prawić, toć każdy metaluch zna tę pozycję na pamięć, a nawet jeśli nie, to trudno o lepszy przykład rozpoczęcia swojej przygody z ekstremą.


Dla tych, którym "Necroticism - Descanting The Insalubrious" wychodzi bokiem, warto jeszcze wspomnieć o trochę mniej popularnej epce z 1992 roku - "Tools Of The Trade". Na niej, znaleźć można dodatkowy materiał, wśród którego pozą tą samą wersją "Incarnated Solvent Abuse" trafił ponownie nagrany "Pyosified" z debiutu z dopiskiem still rotten to the gore, remake "Hepatic Tissue Fermentation II" z kompilacji Pathological z 1989 roku oraz zupełnie nowy, tytułowy utwór. I w niczym to pomniejsze wydawnictwo nie ustępuje swojej pełnej wersji - łącznie z brzmieniem. "Tools Of The Trade" kruszy kości niczym "Necroticism..." oraz wyraźnie słychać na nim, że utwory z "Reek Of Putrefaction" mogłyby w takiej oprawie solidnie sponiewierać.

[English version]

There are band names that are associated with a concrete era just by thinking about them. For death metal, one of such key bands was Liverpool's Carcass and their "Necroticism - Descanting The Insalubrious" in 1991. Well, wait a minute, this fact alone should make it clear how big band name we are talking about. Just two years earlier, you could say exactly the same thing about them in the context of the emerging goregrind, but soon after the release of "Symphonies Of Sickness" the group climbed above that peak with a slightly different aesthetic. A large part of this was due to the expansion of the line-up with a second guitarist, the Swede Michael Amott from Carnage, but also the musical changes themselves, because - as you can easily guess - the content of "Necroticism..." turned out to be even better, and in the new death metal face, the quartet immediately jumped into the top league.

It's difficult to dispute this state of affairs. The transition into death metal only increased the already really high quality of Carcass' music. Moreover, despite significant changes (about which in a moment), the goregrind components from "Symphonies Of Sickness" have not completely disappeared here, because Ken Owen's characteristic blasting and repulsive, morbid riffs appear in each of the songs. The second thing - intros. This, in turn, is a new element, present in most of the songs, although perfectly reflecting the earlier, necro-climate, and at the same time illustrating the vision of insane medical rooms and their equally mad doctors. The remaining musical changes cause no less delights. On "Necroticism - Descanting The Insalubrious", Carcass' music became much more extensive, technical, heavier, surprisingly melodic in terms of solos (but without sweetening it), and with the number of brilliant and mind-numbing motifs, the album could be a great example to others who are trying hard to bring something new to this genre.

Carcass' third album does not contain any worse moments - here they are only excellent and at the highest, class level. Is any confirmation needed in this case? Probably not, because just by mentioning "Symposium Of Sickness", "Forensic Clinicism/The Sanguine Article", "Incarnated Solvent Abuse" or "Corporal Jigsore Quandary" you can reach the highest stage of ecstasy. Equally great words can be said about Amott's participation in this release (although both guitarists did a great job and, by the way, it's easy to tell which of them is playing the solo at the moment), and Walker's domination of the vocals (Steer contributes with his growls in the background, while the participation of the others is symbolic) and - above all - the sound obtained with Colin Richardson - absolutely crushing!

"Necroticism - Descanting The Insalubrious" is therefore the quintessence of the times when death metal triumphed in the early 1990s and at the same time a great proof that the changes were not something that could harm Carcass in any way - on the contrary, they showed the innovation and extraordinary quality. Anyway, there is nothing more to say here, every metalhead knows this album and even if not, it's hard to find a better example of starting your adventure with extreme music.


For those who had enough of "Necroticism - Descanting The Insalubrious", it's worth mentioning the slightly less popular ep from 1992 by this quartet - "Tools Of The Trade". On it, you can find additional material, including, apart from the same version of "Incarnated Solvent Abuse", a re-recorded "Pyosified" from the debut with the note still rotten to the gore, a remake of "Hepatic Tissue Fermentation II" from the Pathological compilation from 1989 and a completely new title track. And this minor release is in no way inferior to its full version - including the sound. "Tools Of The Trade" crushes like "Necroticism..." and it's clearly audible that the songs from "Reek Of Putrefaction" could be seriously beaten in such a setting.

Komentarze

  1. Najlepszy rok dla death metalu

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawartość opisanej w dodatku epki znalazła się na wydanej w 1996 r. kompilacji Wake Up And Smell The Carcass, która dla wszystkich fanów jest obowiązkowym uzupełnieniem podstawowej dyskografii zespołu. I chętnie też bym tę pozycję też tu widział zrecenzowaną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowe wydanie tej płyty to jakieś gówno, nie można nigdzie dostać tych wcześniejszych wydań z których były duże booklety i jak się miało wszystkie płyty to bok układał się w obrazek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na dzień dzisiejszy nie. odradzam kupowanie digipacków od earache i sprawdzajcie sobie rok wydania (tak od 2021 - syf). kupiłem sobie reek of putrefaction i delikatnie mówiąc zwyzywałem empik i skończyło się rozpierdówą. tak samo unikajcie re-edycji morbid angel, bo jest wybrakowana. dla mnie to jest dziwne, bo earache było naprawdę zajebiste jeśli chodzi o re-edycje, bo dawali dvd i bonus tracki i teksty, liner notes, tak gdzieś do 2010 roku, a potem to już pełna jazda po bandzie.

      tl:dr nie kupować niczego od earache powyżej 2021 r. i to można sprawdzać na discogs / metal-archives

      Usuń
  4. Po tej płycie zaczęli wydawać chłam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty