Carcass - "Heartwork" (1993)

Sukces spowodowany wydaniem "Necroticism - Descanting The Insalubrious" oraz trasami promującymi ów krążek nie zatrzymał brytyjsko-szwedzkiego kwartetu przed dalszym działaniem i ich ogólnej tendencji rozwojowej. Idąc za ciosem, prace nad czwartym longplayem Carcass przebiegały wręcz zaskakująco sprawnie, żeby nie powiedzieć - na autopilocie. "Heartwork", bo właśnie o nim mowa, ukazał się ledwie dwa lata po swoim wielkim poprzedniku. I robi to tym większe wrażenie, że pomimo olbrzymiej ilości zmian, czwórka podołała jakościowo oraz spotkała się z jeszcze większym zainteresowaniem niż pozycje nr 2 i 3.

Na "Heartwork" Carcass bowiem zanurzył się w melodyjną odmianę death metalu; stylistykę, która w połowie lat dziewięćdziesiątych narobiła szczególnego zamieszania kosztem tradycyjnego spojrzenia na ekstremę. O ile jednak sam melo-death dość średnio wpisuje się w mój gust i odpalam go bardziej dla formalności niż przyjemności, tak w wykonaniu Carcass wypada to wybornie. Zmian jest oczywiście ogrom, a dla pewnej części słuchaczy będą one z pewnością nie do przyjęcia, aczkolwiek dźwiękom z tej płyty zdecydowanie nie brakuje mocy oraz geniuszu - wbrew powszechnej teorii jakoby większa melodyjność wiązała się z wymiękaniem. Jasne, zespół ową moc i geniusz osiągnął na "Heartwork" innymi środkami wyrazu, a całość jest dużo przystępniejsza dla niewprawionych uszu, tyle że przy tych rozwiązaniach kwartetowi doskonale udało się uniknąć banałów oraz przesładzania, zaś same zmiany logicznie wynikają z poprzedniego krążka. Riffy więc kruszą swoim heavy metalowym sznytem, melodie są odpowiednio subtelne i wyszukane, solówki powalają wyczuciem, zmieniła się tematyka (na bardziej refleksyjną, względem tej gore'owej), a dla równowagi wokalny skrzek Jeffa Walkera stał się nawet bardziej jadowity niż wcześniej (i tym samym, pozostali muzycy przestali się tak aktywnie udzielać wokalnie), nie zrezygnowano całkowicie z intensywnego blastowania, z kolei uzyskane brzmienie wyróżnia się wysoką selektywnością, choć nie brak mu mięcha. Dla potwierdzenia chociażby "Arbeit Macht Fleisch", "Death Certificate", tytułowy, "Carnal Forge" czy "No Love Lost", ale w zasadzie to każdy z utworów. Wszystkie z nich ukazują jak świetnie Carcass rozwinął się w melodyjnych rejonach.

Zerwanie z death metalowymi i goregrind'owymi brzmieniami, o dziwo, nie przeszkodziło ekipie Walkera pozostać na szczycie i spotęgować kolejnych sukcesów. Ba, wkraczając po całości w, zyskującą na coraz większej popularności, melodyjną stylistykę grupa bardzo sensownie odnalazła swoje nowe ja oraz nagrała klasowy materiał. A że jakaś tam część jojczyła na zmiany? No cóż, ten zespół nigdy nie oglądał się za siebie w swoim pierwszym okresie działalności. "Heartwork" pokazuje, że przy tak wielu zmianach można zachować piorunująco wysoki poziom.


Rok od wydania czwórki ukazała się bardzo ciekawa epka - "The Heartwork E.P.". Ten króciutki materiał to zasadniczo trzy utwory (z czego utwór tytułowy powtórzono z pełniaka), choć znalazły się na nim dwie kompozycje, które nie trafiły na longplay, mimo że powstały podczas tamtej sesji. Interesujące jest to o tyle, bo owe "This Is Your Life" oraz "Rot 'n' Roll" poziomem zbytnio nie odbiegają od głównego repertuaru, mimo że stylistycznie bardziej pasowałyby one...na następny krążek! I przy okazji to taka mini-zapowiedź "Swansong".

[English version]

The success caused by the release of "Necroticism - Descanting The Insalubrious" and the tours promoting this album did not stop the British-Swedish quartet from further activities and their general development trend. Well, work on the fourth Carcass lp went surprisingly smoothly, not to say - on autopilot. "Heartwork", because that's what we're talking about, was released barely two years after its great predecessor. And it's even more impressive that, despite the huge number of changes, this album achieved the same amazing quality and got even greater interest than previous releases.

On "Heartwork" Carcass immersed itself in a melodic variety of death metal; a style that caused particular confusion in the mid-1990s at the expense of the traditional view of extreme music. However, while melo-death itself is quite average to my taste and I listen to it more for formality than pleasure, Carcass' performance is excellent. Of course, there are a lot of changes, and for some listeners they will certainly be unacceptable, although the sounds from this album definitely do not lack power and genius - contrary to the common theory that greater melodiousness is associated with softening. Sure, the band obtained this power and genius on "Heartwork" by other means of expression and the whole album is much more accessible to untrained ears, but with these solutions the quartet perfectly managed to avoid clichés and too melodic parts, and the changes themselves logically result from the previous album. The riffs are crushing with their heavy metal style, the melodies are appropriately subtle and sophisticated, the solos are astonishingly sensitive, the matter of lyrics has changed (to a more reflective one, compared to the gore one), and for balance, Jeff Walker's vocal screech has become even more virulent than before (and thus, the remaining musicians stopped being so active vocally), intensive blasting was not completely abandoned and the resulting sound is distinguished by high selectivity, although it does not lack heaviness. To confirm, for example "Arbeit Macht Fleisch", "Death Certificate", the title track, "Carnal Forge" or "No Love Lost", but basically all of the tracks. All of them show how well Carcass has developed in melodic areas.

Rejecting death metal and goregrind sounds, surprisingly, did not prevent Walker's band from remaining at the top and increasing further successes. In fact, by fully entering the increasingly popular melodic style, the group very sensibly found its new self and recorded classy material. And some of the people were complaining about these changes? Well, this band never looked back in their early days. "Heartwork" shows that with so many changes you can maintain an extremely high level.

Rating: 10/10

A year after the release of the fourth album, a very interesting ep was released - "The Heartwork E.P.". This short material is basically three songs (of which the title track was repeated from full-length), although it contains two compositions that did not make it onto the longplay, even though they were recorded during that session. This is interesting because "This Is Your Life" and "Rot 'n' Roll" do not differ much from the main repertoire, even though stylistically they would be more suitable...for the next album! And by the way, this is a mini-announcement of "Swansong".

Komentarze

  1. Jak poprzedniczka 10/10 tak tej 4/10 totalna spierdolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego ja nie kupuję płyt w ogóle,strata kasy na kawałek plastiku, posłuchać można sobie z neta

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepszy Carcass i najlepszy melodic death ever, nawet z tym nie dilujcie !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z użyszkodników na fejsiku słusznie zauważył:

    "Świetna płyta, ale ani trochę tak wizjonerska jak poprzednia. Jak słucham "Necroticism - Descanting the Insalubrious" to mam wrażenie obcowania z czymś wielkim, unikalnym, niepowtarzalnym. Ciary od góry do dołu. Rozbudowane kompozycje, w których dzieje się masa i do tego ta szpitalna atmosfera, której nie odtworzył żaden chyba zespół deathmetalowy. "Heartwork" stanowi zmianę kierunku, choć ten melodyjny, heavymetalowy sznyt towarzyszył Carcass w zasadzie od samego początku, więc nie stanowi to wcale takiego szoku. I choć to oczywiście dwa kroki w przód - dla samego zespołu jak i dla rozwoju melodyjnego DM - to jednocześnie Carcass na czwórce rezygnuje, mam wrażenie, z tego bogactwa, sznytu towarzyszącego im na trójce, co stanowi dla mnie krok w tył. Oczywiście powodowane jest to położeniem nacisku na bezpośrednie, chwytliwe piosenki i jest to decyzja jak najbardziej zrozumiała, w tym dlaczego zrezygnowali z wokali Billa i Kena, niemniej szkoda trochę, że nie pociągnęli szaleństwa prezentowanego na płytach 1-3 jeszcze dalej, w stronę ich logicznej konkluzji na dojebanej, awangardowej czwórce. Ale to już moje marzenia senne. Tymczasem do realnej czwóreczki chętnie wrócę!"

    I ja się pod tym podpisuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się słucha tylko metalu to można się podniecać,jednak jak ktoś słuchał trochę więcej rzeczy ten nie będzie marnował już czasu na żaden carcass czy inne tego typu badziewie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojoj nie słucham tylko metalu, jestem taki ambitny i wszechstronny, nie znacie się. Tak naprawde każdy ma ochotę też na coś prostszego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego lubię posłuchać synth popu i techna

      Usuń
  7. Porządnie pobolcowac a nie muzyka, muzyka to jest dobre dla leszczy co nie mają sensu życia i tracą na muzyce czas

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja lubię lekki metal , Crematory fajne jest, pozdrawia Karakan.

    OdpowiedzUsuń
  9. hellalujah :::

    "Heartwork"
    Wówczas była to dla mnie zdrada pewnych ideałów.
    Dychy bym nie dał. Ze względu na tę ranę.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oceniający mało zna dobrej muzyki stąd tak ocenia

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty