The Antichrist Imperium - "The Antichrist Imperium" (2015)
Jeszcze przed londyńskim Voices i rozpadem Akercocke, w 2010 roku powstał projekt w myśl brzmień konkurujących dla drugiej z wymienionych kapel, zwący się The Antichrist Imperium. Za tą odnogą jednak stali Matt Wilcock (z albumów nr 4 i 5 wiadomego zespołu), Samuel Loynes (tutaj udzielający się wokalnie, w Voices na gitarze, zaś później w Akercocke odpowiadając za klawisze i sample), Sam Bean (Werevolves, The Berzerker, The Senseless i epizodycznie Mithras) oraz dobrze znany David Gray, toteż widać, że również i w tej pochodnej Akercocke pojawiły się nam znajome osoby. Na co komu jednak taki sugerujący rozdrabnianie i powtarzalność projekt tego raczej nie ma co spekulować (o karmieniu własnego ego itd.), aczkolwiek faktem jest, że w ramach ciekawostki i innej, dość intrygującej konfiguracji osobistości z uniwersum Akercocke, debiutancki album tegoż projektu spełnia swoją funkcję. Tak, "The Antichrist Imperium" to krążek dla tych, którzy po prostu przedawkowali albumy Akercocke i szukają czegoś w mocno zbliżonym guście.
"The Antichrist Imperium" nie wnosi więc niczego ambitnego do akerkołkowej formuły, nie zaskakuje w takim stopniu co chociażby "From The Human Forest Create A Fugue Of Imaginary Rain" Głosów (o "London" nie wspominając), ale - na całe szczęście - nie podrabia na bezczela znanych patentów. W najprostszym ujęciu, debiut The Antichrist Imperium czerpie pełnymi garściami z klimatów "The Goat Of Mendes" (zwłaszcza tych spokojniejszych) oraz intensywności "Antichrist", a do tego wszystkiego dorzuca znacznie więcej death-thrashowego feelingu kosztem tego blackowego czy progresywnego. Naturalnie, riffy i wokale przesiąknięte czernią pojawiają się na tym wydawnictwie, aczkolwiek stanowią one dalsze tło, zaś ogólna progresja nie została zredukowana do minimum - ot powrzucano do niej trochę prostszych motywów. Reszta składowych tego wydawnictwa nie wymaga większych analiz. Riffy, atmosfera, wokale, sprawne przeplatanie prog-death-blackowymi stylami - to wszystko nasuwa wiadome skojarzenia. Można wręcz poczuć się tutaj jak w domu. Jest tylko jedno ale...
A w zasadzie to dwa, z tym że zacznijmy po kolei. Przede wszystkim, utworom z "The Antichrist Imperium", niestety, w większości brakuje charakteru i tego zaklętego w Aker szaleństwa. Mówię jednak w większości, bo początek albumu jest zwodniczo bardzo dobry. "Elegy" i "The Spiritual Rapist" wprawdzie nie należą do przesadnie brutalnych, to jednak dzieje się w nich sporo, nie brak im zaczepności, świetnie obrazują jak pojemny jest ten szykowno-satanistyczny styl i coś w głowie po nich pozostaje. Tymczasem później, trudno o podobne wnioski. Utwory niby są zmyślnie zmajstrowane i mają pewne zwroty akcji, a pomimo tego, nie przykuwają uwagi, lecą w jednym tonie i nie chce się do nich specjalnie wracać. Ba, nawet wspomniane prostsze motywy niekiedy kompletnie nie przekładają się na większą chwytliwość, a czasem to zdają się być wciśnięte od czapy, tak dla zasady, by się odróżnić od Aker bez względu na efekt. Drugim ale jest sound garów - sterylny i plastikowy, pozbawiony większej selektywności. To również odbiera pewną radochę ze słuchania krążka, co jest o tyle dziwne, że gitarki (i okazjonalnie wybijający się bas) brzmią bez zarzutu, z odpowiednim mięchem i naturalnością.
Wnioski nasuwają się same. "The Antichrist Imperium" to średniak, który trafi tylko do największych zwolenników brzmień w typie Akercocke. Słucha się tego wydawnictwa, oczywiście, przyzwoicie oraz bez zgrzytania zębami, ale niezbyt podnosi ono ciśnienie, nie ma unikalnego klimatu i wyraźnie brakuje na nim elementów, do których chciałoby się wracać. W przeciwieństwie więc do Voices, początkowy okres wydawniczy The Antichrist Imperium nie wypełnił wzorowo luki po stracie Akercocke.
Ocena: 6/10
[English version]
Even before the beginnings of the London Voices and the split-up of Akercocke, in 2010 a project was created based on the sounds competing for the second mentioned band, called The Antichrist Imperium. However, behind this idea were Matt Wilcock (from albums no. 4 and 5 of a well-known band), Samuel Loynes (here on vocals, in Voices on guitar, and later in Akercocke responsible for keyboards and samples), Sam Bean (Werevolves, The Berzerker, The Senseless and as a live member of Mithras) and the well-known David Gray, so it's clear that familiar musicians also appeared in this derivative of Akercocke. However, who needs such a project suggesting going into great detal and general repeatability, there is no point in speculating (about feeding one's own ego, etc.), although the fact is that as a curiosity and another, quite intriguing configuration of personalities from the Akercocke universe, the debut album of this project fulfills its purpose. Yes, "The Antichrist Imperium" is an album for those who have simply overdosed on Akercocke's albums and are looking for something very similar in taste.
Therefore, "The Antichrist Imperium" does not bring anything ambitious to the Akercocke formula, it does not surprise to the same extent as, for example, "From The Human Forest Create A Fugue Of Imaginary Rain" by Voices (and obviously "London"), but - fortunately - it does not blatantly counterfeit known patterns. In the simplest terms, The Antichrist Imperium's debut takes full advantage of the atmosphere of "The Goat Of Mendes" (especially the calmer ones) and the intensity of "Antichrist", and to all this it adds much more death-thrash feeling, reducing the black or progressive one. Naturally, riffs and vocals soaked in black metal appear on this release, although they constitute a further background, and the overall progression has not been reduced to a minimum - just some simpler motifs have been added to it. The rest of the components of this release do not require further analysis. Riffs, atmosphere, vocals, efficient interweaving of prog-death-black styles - all this brings obvious associations. You can even feel at home here. There is only one thing...
Well, actually there are two, but let's start one by one. First of all, the songs from "The Antichrist Imperium", unfortunately, mostly lack character and the madness straight from the Akercocke. I say mostly though, because the beginning of the album is deceptively very good. "Elegy" and "The Spiritual Rapist" are not overly brutal, but there is a lot going on in them, they are not lacking in aggression, they perfectly illustrate how capacious this stylish-satanic music is, and something remains in the mind after them. Meanwhile, it's difficult to reveal similar conclusions later. The songs are supposedly cleverly composed and have some twists and turns, but despite this, they do not attract attention, they play in one tone and you don't really want to come back to them. In fact, even the simpler motifs mentioned earlier, not always do not come into greater catchiness, and sometimes they seem to be forced, just to distinguish themselves from Akercocke, regardless of the effect. The second problem is the sound of the drums - sterile and plastic, devoid of much selectivity. This also takes away some of the joy of listening to the album, which is strange because the guitars (and the occasionally prominent bass) sound flawless, with appropriate naturalness.
The conclusions are obvious. "The Antichrist Imperium" is an average album that will appeal only to the greatest fans of sounds like Akercocke. Of course, you can listen to this album decently, but it doesn't excite that much, it doesn't have a unique atmosphere and it clearly lacks elements that you would like to come back to. Unlike Voices, the first period of releasing albums by The Antichrist Imperium did not perfectly fill the gap left by the loss of Akercocke.
Rating: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz