VUVR - "Pilgrimage" (2001)
'
Na przełomie wieków, czeska scena wypluła sporo nietuzinkowych, zakręconych i zaawansowanych ekip, które w niczym nie ustępowały tym bardziej rozchwytywanym z Ameryki, a nieraz potrafiły przesuwać one granice nienormalności jeszcze odważniej niż hamburgerowi koledzy. Jednym z takich śmiałków był, jakże dźwięcznie przyjemny w wymowie, VUVR. Za taką nietypową nazwą krył się jednak akronim pod postacią Výzkumný Ústav Vodních Radostí, który w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co Instytut Badawczy Wodnych Rozrywek, a w ogólnym rozrachunku to skrótowiec, którego pochodzenie raczej wybitnie średnio nasuwa trzeźwą prezencję. W każdym razie, czeskie chłopaki stawiali swoje pierwsze kroki w ekstremie stosunkowo wcześnie, bo w 1992 roku, aczkolwiek dopiero w 1997 wydali demo "Slaves Of Time", a 4 lata później jedynego pełniaka, nad którym temat jest wart szczegółowego rozwinięcia, czyli "Pilgrimage".
Zapomniałem tylko o jednym istotnym fakcie. Na przełomie wieków czeska scena, a owszem, wypluła sporo nietuzinkowych, zakręconych i technicznie zaawansowanych ekip, aczkolwiek większość z tych zespołów przez ówczesne, inne trendy spotykało się ze znikomym zrozumieniem, nie miały one większej promocji i - w efekcie - w mgnieniu oka rozpadały się bezpowrotnie. VUVR nie byli tutaj wyjątkiem, a zgłębiając się w ich muzykę taki stan rzeczy nie powinien kompletnie dziwić. I bynajmniej w negatywnym tego sformułowania znaczeniu! Na swoim jedynym pełnym wydawnictwie Czesi zaprezentowali niezwykle wyjątkową wizję na progresywny/techniczny/awangardowy death metal, wykraczającą ponad powszechną percepcję takiego grania. W skrócie, "Pilgrimage" to muzyka doskonała i niepowtarzalna, ale wymagająca pełni zaangażowania i otwartości ze strony słuchacza.
Ale na czym właściwie magia "Pilgrimage" polega? A no na tym, że Czesi zaprezentowali bardzo unikalne, wysmakowane i klasowe połączenie tego, jak mógłby brzmieć Cynic oraz Atheist gdyby zderzyć z nimi King Crimson. Najpierw, rzucają się więc w słuch mocno techniczne pomysły na gitary, podobnie zadziorne rytmy z "Unquestionable Presence", na równi zasuwający z gitarami bas (także z solówkami), niezły, mocarny growl (mimo że pojawia się najrzadziej i stanowi tło dla reszty) czy dla kontrastu zwiewne, plażowe klimaty wyniesione z "Focus", ale już nieco po chwili, do świadomości uderzają totalnie odjechane improwizacje, zabawy dysonansami lub udział dużo mniej standardowego instrumentarium dla metalu. No a wszystko to podano z takim wyczuciem i oryginalnością, że przez ani sekundę nie czuć, by zawartość "Pilgrimage" była przedobrzoną, zbyt zapatrzoną w swoje wzorce czy wybrakowaną z wyszukanych melodii oraz charakteru. Te techniczne połamańce mają sens i po oswojeniu się z tak pokręconymi klimatami, po prostu, trudno wyobrazić sobie inną oprawę dla tych dźwięków. "Garden Of Consciousness", "Fear" czy "Back In Myself" porywają obłędem jak bardzo technicznie, progresywnie, a zarazem chwytliwie i z duszą można grać, natomiast im dalej w longplay, tym więcej jazzu i awangardowych eksperymentów. Najlepsze, że w tych jeszcze bardziej pokrętnych utworach zespół nie traci nic ze swojej wcześniejszej spójności i polotu, czego przykładem są zawiłe i konkretne zarazem "Surprised By Pleasure" oraz "Passion", ale także "Longing" z wariującym saksofonem oraz "Waves", który jawi się niczym druga, równie matematyczna część kompozycji "Discipline" Karmazynowego Króla, a na dodatek wiodącą rolę pełni w nim saksofon oraz...flet.
Dlatego jeśli ktoś uważa, że szaleństwa i klimatu w Cynic oraz Atheist jest stanowczo za mało, a King Crimson zdaje się być przeintelektualizowanym i pozbawionym pierdolnięcia, czeski VUVR świetnie wypełni tę lukę. Ich "Pilgrimage" to bowiem porcja technicznego grania na najwyższym możliwym poziomie, które znakomicie łączy wycieczki w jazz z tradycyjnie metalową energią. Bo stworzyć tak odjechaną i zagmatwaną muzykę, której nie brak mocy, przejrzystości i porywających motywów, to prawdziwa sztuka.
Ocena: 10/10
[English version]
At the turn of the century, the Czech scene spawned a lot of unique, crazy and advanced bands, which were in no way inferior to the more sought-after ones from America, and sometimes they were able to push the boundaries of abnormality even more boldly than their American friends. One of such bands was VUVR, very unpleasant in pronunciation. However, behind such an unusual name there was an acronym called Výzkumný Ústav Vodních Radostí, which literally translates as Water Entertainment Research Institute, and in general it's an acronym whose origin suggests a rather not very sober presence. In any case, the Czech guys took their first steps in the extreme relatively early, in 1992, although only in 1997 they released the demo "Slaves Of Time", and 4 years later, the only full-length album worth developing in detail, i.e. "Pilgrimage".
I only forgot one important fact. At the turn of the century, the Czech scene, yes, spawned a lot of unique, crazy and technically advanced bands, although most of these bands met with little understanding, they did not have much promotion and - as a result - disbanded instantly. VUVR were no exception here and considering their music, this state of affairs should not be surprising at all. And not in the negative sense of this phrase! On their only full-length release, the Czechs presented an extremely unique vision of progressive/technical/avant-garde death metal, going beyond the common perception of this style. In short, "Pilgrimage" is excellent and unique music, but requiring full commitment and openness on the part of the listener.
But what exactly is the magic of "Pilgrimage"? Well, the fact that the Czechs presented a very unique, tasteful and classy combination of what Cynic and Atheist could sound like if King Crimson clashed with them. First, what comes to mind are very technical ideas for guitars, similarly aggressive rhythms from "Unquestionable Presence", the bass that moves along with the guitars (also with solos), a nice, powerful growls (even though it appears the least often and is a background for the rest) and the spacey, sleepy atmosphere taken from "Focus", but after a while, completely crazy improvisations, playing with dissonances or the use of much less standard metal instrumentation come to mind. And all this was presented with such sensitivity and originality that not for a second does one feel that the content of "Pilgrimage" is overdone, too focused on patterns from inspirations or lacking in sophisticated melodies and character. These technical puzzles make sense and after getting used to such twisted atmospheres, it's simply difficult to imagine a different setting for these sounds. "Garden Of Consciousness", "Fear" and "Back In Myself" amaze you with how technically and progressively you can play, and at the same time catchy and soulful, while the further into the longplay, the more jazz and avant-garde experiments delight even more. And the best thing is that in these more twisted songs the band does not lose any of its previous coherence and power, as exemplified by the intricate and specific "Surprised By Pleasure" and "Passion", but also "Longing" with a crazy saxophone and "Waves", which appears as the second, equally mathematical part of the composition "Discipline" by King Crimson, and in addition, the leading roles in it are played by the saxophone and...the flute.
Therefore, if someone thinks that there is not enough madness and atmosphere in Cynic and Atheist, and King Crimson seems to be over-intellectualized and devoid of power, the Czech VUVR will perfectly fill this gap. Their "Pilgrimage" is a portion of technical music at the highest possible level, which perfectly combines jazz excursions with traditionally metal energy. And well, creating such crazy and technical music, which is full of power, transparency and thrilling motifs, is a real art.
Rating: 10/10
Dzień dobry! Właśnie kiedy recenzja King Crimson!?
OdpowiedzUsuńUszanowanko. A nie wiem, lubię tylko "Larks' Tongues In Aspic", "Red" i "Discipline", to raczej nie spodziewałbym się, że tu prędko zagoszczą.
UsuńAkurat ja uwielbiam wszystkie albumy King Crimson, polecam The ConstruKction of Light, uważany za jeden z gorszych,ale jakże metaliczny. No ,ale najnowszej recenzji Ulcerate - Cutting the Throat of God, można się spodziewać myślę. Znakomity album,nie zawiedli. Pozdrawiam
UsuńMoże jeszcze kiedyś się z tym King Crimson zmierzę. Ulcerate w całości jak najbardziej jest w planach recenzowania. Pozdro
Usuń