Voivod - "Nothingface" (1989)
Po takich albumach jak "Killing Technology" i "Dimension Hatröss", Voivod utrzymał identyczny kurs co wcześniej - kolejny krążek po roku odstępu i kolejny, który okazał się być przełomowym dla chłopaków z Quebec. Widocznym zatem jest, że gdy wena dopisuje, żadna przeciwność nie jest w stanie jej powstrzymać. W każdym razie, pomysły na piąty longplay Voivod powstawały niedługo po premierze czwórki, a z ich realizacją nikt nie zamierzał zwlekać, dzięki czemu ów "Nothingface" wydano w 1989 roku. Świetna passa to w tym przypadku mało powiedziane, gdyż piątka stała się następną, wielką sensacją w dorobku Voivod (tutaj Kanadyjczycy nawet wylądowali na liście Billboard), a także wprawia ona w natychmiastowe oszołomienie jak sprawnie, naturalnie i kreatywnie zespół odszedł w...jeszcze trudniejsze i bardziej progresywne rejony!
Odbiło się to oczywiście (sic!) kosztem thrash metalowych składowych, których pozbyto się na "Nothingface" w 96,69%, aczkolwiek grupa zdążyła już wypracować swój charakterystyczny sposób pisania kompozycji, przez co tak gwałtowny obrót sytuacji nie przeszkodził w nagraniu wybitnego krążka. Zmierzam do tego, że mimo nowej (nic)twarzy, od razu da się rozpoznać kto na tym wydawnictwie gra, a pula kolejnych, zaskakujących zmian zupełnie nie przeszkadza i sensownie przenosi Voivod w mooocno zakręcony, progresywny/awangardowy metal. Do absolutnego minimum zredukowano więc thrashowe, piłujące riffy, krzyczane wokale (których i tak było już malutko na "Dimension...") i perkusyjne galopady, zaś na pierwszym planie ulokowało się zatrzęsienie dysonansów gitarowych, niecodziennych rytmów oraz odrealnionych klimatów, ale z pomyślunkiem przełamywanych solowym wymiataniem Piggy'ego w duchu heavy metalowych grup z początku lat osiemdziesiątych oraz chwytliwości przesiąkniętej rockiem i post-punkiem, dzięki czemu nie ma mowy o rozsypance, niezwiązanych ze sobą motywów. Bez znajomości poprzednich dwóch płyt, owszem, "Nothingface" może zdawać się przedobrzonym, a nawet kompletnie nieskładnym, aczkolwiek im dalej w jego zawartość, tym mocniej te połamane dźwięki zazębiają się w jedną, wciągającą opowieść i trudno się po nich pozbierać, zaś klimat wsysa w taki sposób, jak widoczne jest to na okładce powyżej. Druga sprawa, może nawet jeszcze bardziej przekonująca, ta płyta zawiera, po prostu, niesamowitą precyzję w połamańcach, świetnie brzmi, ma kawał znakomitych melodii i jest doskonale zaśpiewana.
Piggy sypie pokręconymi dźwiękami jak z rękawa oraz - generalnie - czuje się w nich jak ryba w wodzie (w dodatku, taka 30-kilogramowa), Away zawodowo dotrzymuje mu kroku grając mocno finezyjnie i z dużą ilością łamania rytmu, ale trzymając zdyscyplinowanie, bas Blacky'ego stał się pełnoprawnym instrumentem, będąc na równi z gitarą, a Snake dał gigantycznego susa na przód, w myśl gdyby Dave Mustaine umiał śpiewać, tj. śpiewając czysto, emocjonalnie i dość zadziornie, ale trafiając we właściwe nuty. Nie ma w tym cienia przesady, "Nothingface" pod kątem każdego utworu dowodzi, iż Voivodowi przeskakiwanie wcześniejszych szczytów przychodziło bez większego wysiłku! Na myśl nasuwają się takie wyśmienite progresywne strzały pokroju luzackiego i łączącego melodie z wariactwami "The Unknown Knows" (a pojawiający się na końcu akordeon to już w ogóle hit odlotu), maksymalnie poszatkowany tytułowiec, zadziorny, post-punkowy i pokręcony "Inner Combustion", rewelacyjny cover Pink Floyd "Astronomy Domine" (przebija oryginał), wybitnie futurystyczne oraz kapitalnie, bardzo żywo zaśpiewane "Pre-Ignition" i "Sub-Effect", stop...bo jeszcze chwila, a wymienię wszystkie z kawałków. Tak to właśnie wygląda na "Nothingface", każdy z nich jest znakomity i powala dziwnymi rytmami, nieprzyjaznymi dźwiękami, upychaniem rockowo-punkowych wpływów, a także swoją specyficzną melodyjnością.
Zgodnie z wcześniejszą tradycją, na koniec co nieco o produkcji. W porównaniu do "Dimension Hatröss", przeskok jest kolosalny - rzecz jasna, na plus. "Nothingface" brzmi bardzo klarownie, a zarazem całości nie brakuje naturalności, mięsistości i uwypuklenia wszystkich detali. Najbardziej zyskała na tym perkusja oraz bas, gdzie stopki i werbel podbijają przyjemność z krążka swoją niebywałą selektywnością, a bas wyraziście dodaje kolejnego wymiaru utworom, a czasem gra osobne linie - co w miksie pięknie wyeksponowano.
Nictwarz zamyka naj-najbardziej produktywny i wpływowy czas, gdy Voivod kształtował swoją muzykę w mocno wymagającej, futurystyczno-odjechanej odsłonie. Na piątym albumie zespół wprawdzie porzucił odczuwalne, thrash metalowe komponenty z poprzedników, aczkolwiek wyzbywając się agresji i brudu, dokonał niemożliwego - przeniósł ultra-wysoką poprzeczkę jeszcze wyżej, zabrzmiał inaczej, a pomysłowością oraz oryginalnością wybił poza skalę. Niech kolejnym tego dowodem będzie, iż "Nothingface" otworzył bardzo wiele odnóg i rozwiązań dla późniejszych kapel parających się technicznym graniem (w szczególności na fali death metalu). Co jednak dość zdumiewające, piątka nie spowodowała, by zespół osiadł na laurach. Kwartet w mig postanowił rozwijać się dalej, fakt, w trochę innych kierunkach, choć wciąż będąc poza konkurencją, a nawet tworząc dzieła (czy raczej dzieło) równie wybitnie co omawiane "Nothingface" i poprzednie dwie płyty.
Ocena: 10/10
[English version]
After albums like "Killing Technology" and "Dimension Hatröss", Voivod maintained the same course as before - another album after a year's break and another one that turned out to be a breakthrough for these guys from Quebec. It's therefore visible that when inspiration is good, no adversity can stop it. In any case, ideas for the fifth Voivod longplay were created shortly after the premiere of the "Dimension...", and no one was going to delay their implementation, by which the mentioned "Nothingface" was released in 1989. A great streak is an understatement in this case, because "Nothingface" became the next, great sensation in Voivod's discography (here the Canadians even reached the Billboard chart), and it also immediately astonishes how efficiently, naturally and creatively the band went into...even more difficult and more progressive areas!
This of course (sic!) was reflected at the expense of thrash metal elements, which were eliminated on "Nothingface" in 96.69%, although the group had already managed to develop its characteristic way of writing compositions, so such a sudden turn did not prevent the recording of an outstanding album. What I am getting at is that despite the new (nothing)face, it's immediately possible to recognize who plays on this release, and the pool of subsequent, surprising changes does not interfere at all and sensibly moves Voivod into a very twisted, progressive/avant-garde metal. The thrash metal riffs, screamed vocals (which were already few and far between on "Dimension...") and drum gallops were reduced to an absolute minimum, while the foreground was occupied by a guitar dissonances, irregular rhythms and unreal atmospheres, but thoughtfully broken by Piggy's solo sweeping in the spirit of heavy metal bands from the early eighties and catchiness permeated with rock and post-punk, by which there isn't a jumble of unrelated motifs. Without knowledge of the previous two albums, yes, "Nothingface" may seem overdone, or even completely inharmonious, although the further into its content, the more these broken sounds mesh into one, absorbing story and it's difficult to get back on track, while the atmosphere absorbs you in in the way visible on the cover art above. The second thing, perhaps even more convincing, is that this album simply contains incredible precision in the dissonances and technique, sounds great, has some great melodies and is sung perfectly.
Piggy shocks with twisted sounds and - generally - feels like as happy as a clam at high water, Away professionally keeps up with very finesse and with a lot of rhythm breaks playing, but maintaining discipline, Blacky's bass has become a full-fledged instrument, being on par with the guitar, and Snake made a giant leap forward, as if Dave Mustaine could sing, i.e. singing cleanly, emotionally and quite feisty, but hitting the right notes. So, there is exaggeration in this, "Nothingface" proves from the perspective of each song that Voivod jumped previous peaks without much effort! What comes to mind are such excellent progressive songs as the easygoing and combining melodies with madness "The Unknown Knows" (and the accordion that appears at the end is a total hit), the maximally divided title track, the feisty, post-punk and twisted "Inner Combustion", a sensational cover of Pink Floyd's "Astronomy Domine" (it beats the original), the remarkably futuristic and brilliantly, very lively sung "Pre-Ignition" and "Sub-Effect", stop...because in a while, I'll list all of the tracks. This is exactly what "Nothingface" looks like, each of them is excellent and overwhelms with strange rhythms, disturbing sounds, rock-punk influences and also its unusual melodicism.
In accordance with the previous tradition, finally a bit about the production. Compared to "Dimension Hatröss", the leap is colossal - obviously, in a positive way. "Nothingface" sounds very clear, and at the same time the whole does not lack naturalness, fleshiness and emphasis of all details. The drums and bass gained the most from this, where the kick drums and snare drum enhance the pleasure of the record with their incredible selectivity, and the bass clearly adds another dimension to the songs, and sometimes plays separate lines - which is beautifully exposed in the mix.
"Nothingface" closes the most of the most productive and influential period, when Voivod shaped their music in a very demanding, futuristic-crazy version. On the fifth album, the band abandoned the noticeable thrash metal components of their predecessors, but by abandoning aggression and being filthy, they achieved the impossible - they raised the ultra-high bar even higher, sounded different, and with ingenuity and originality, they went off the scale. Let the next proof of this be that "Nothingface" opened many solutions for later bands involved in technical music (especially in the wave of death metal). What is quite amazing, "Nothingface" did not cause the band to stop the progress. The quartet immediately decided to develop further, although in slightly different directions, but still being beyond the competition and even creating works as outstanding as the discussed "Nothingface" and previous two albums.
Rating: 10/10
Komentarze
Prześlij komentarz