Infernal War - "Conflagrator" (2009)

Niepisana zasada o recenzowaniu tylko pełnych albumów byłaby mocno krzywdząca w przypadku Infernal War. Takich mini-krążków częstochowski zespół nie wydał może dużo (uściślając - dosłownie kilka), ale jak już się pojawiały to przeważnie znajdowały swoje sensowne uzasadnienie. Całkiem ciekawa historia wiąże się właśnie z "Conflagrator" z 2009 roku. Zespół nagrywał latem 2006 materiał na "Redesekration...", premiera drugiego longplaya szykowała się na 2007 - wszystko zdaje się być zrozumiałym po pierwszym nokaucie w postaci "Terrorfront", w końcu, w takiej sytuacji trzeba iść za ciosem. Tymczasem, zanim ukazała się dwójka, kwintet zimą 2006... ponownie nagrywał. Za drugim razem był to krótszy, choć równie premierowy materiał z - co akurat logiczne - innymi ustawieniami produkcyjnymi niż na "Redesekration...". Nie każdy jednak mógł przypuszczać, że na mniejszym wydawnictwie z 2009 roku trafi muzyka, która ulokuje się w dyskografii Infernal War jako jedna z najbrutalniejszych (i najlepszych), jakie trafiły pod tym szyldem.

Nie ma więc co przebierać w słowach, bo "Conflagrator" rozpierdala w swojej całej, krótkiej rozciągłości. Epka ta nieco przypomina okres przejściowy pomiędzy debiutem a drugim pełniakiem, ale nic w tym złego, bo swego rodzaju przekrojowość nie wiąże się tu z zachowawczym/niepewnym podejściem do komponowania, a materiał ten zbiera charakterystyczne cechy tamtych krążków i spaja je w kolejne, nie znające litości oblicze. Tak jak i na poprzednich dwóch longach, zespół z wpływów Angelcorpse, Morbid Angel (płyty 1-3), Marduk i Dark Funeral wyciągnął wszystko co najbrutalniejsze i przełożył to na własne poletko z jeszcze większą bezwzględnością, ale też niemałą finezją i stosowną melodyjnością. Co prawda, blackowe składowe są tu w odwrocie względem tego co zaprezentowano (lub bardziej trafnie - będzie zaprezentowane) na "Redesekration...", ale to akurat plus, bo na przód wysunęły się takie elementy jak: precyzja, dość techniczne riffy, obłędne prędkości oraz wściekłe, szaleńcze wokale.

Mimo wszystko, na "Conflagrator" nie zanikło to maniakalne napieprzanie przed siebie, byle szybciej i byle jak najmocniej sponiewierać słuchacza, co w połączeniu ze wspomnianymi, wystrzałowymi riffami, chwytliwością oraz świetną, przejrzystą realizacją daje wspaniały rezultat. Miazga prezentowana przez te niespełna 20 minut należy do tych skrajnie intensywnych, ale nie znaczy to, że Infernal War popadli tu w jednorodną, ścianę dźwięku. Kwintet wie kiedy z rozsądkiem umieścić nadmienione melodie oraz finezyjne solówki (zwłaszcza te ze sweepami), a poza tym, doskonale przemycają oni wolniejsze, rozkładające na łopatki motywy jak chociażby ten wybitny, utrzymany w średnim tempie riff z "Blazing Impious Adoration" (miotałby się do niego sam Trey Azagthoth) oraz z dużo większą spójnością względem części głównej korzystają z industrialnych plam, dzięki czemu jest to dosłownie kilka sekund na oddech (tudzież łyk browara) i jazda, rzeźnia toczy się dalej. A tą, tak jak mówiłem, wszystkie utwory odzwierciedlają na mistrzowskim poziomie - jeszcze lepiej od swoich inspiracji.

Jeśli zatem nie macie dość black/deathowego rozpierdolu lub kierunek z "Terrorfront" odpowiadał Wam bardziej niż "Redesekration...", epka "Conflagrator" jest z pewnością dla Was. Doszukiwałem się w jej przypadku co prawda takiej, niby-poważnej wady jak zbyt skromna objętość całości, ale lada chwila ten minus wyparował w nieznane - wystarczy przecież to mini-wydawnictwo odpalić ponownie i radość znów jest ta sama. Jak to mówią, lepszy niedosyt niż przesyt.

Ocena: 10/10


[English version]

The unwritten rule of reviewing only full albums would be very unfair in the case of Infernal War. The Częstochowa band may not have released many such mini-albums (to be precise - literally a few), but when they did appear, they usually found their sensible justification. A quite interesting story is connected with "Conflagrator" from 2009. In the summer of 2006, the band recorded material for "Redesekration...", the premiere of the second longplay was planned for 2007 - everything seems to be understandable after the first knockout in the form of "Terrorfront", after all, in such a situation you have to follow this hit. Meanwhile, before the second album was released, the quintet recorded... again in the winter of 2006. The second time it was a shorter, although equally premiere material with - which is logical - different production settings than on "Redesekration...". Not everyone, however, could have expected that the smaller 2009 release would feature music that would be placed in the Infernal War discography as some of the most brutal (and best) to come out of this name.

So there's no point in mincing words, because "Conflagrator" blows away in its entire, short length. This ep is somewhat reminiscent of the transition period between the debut and the second full-length, but there's nothing wrong with that, because a kind of cross-section is not associated here with a conservative/uncertain approach to composing, and this material collects characteristic features of those albums and combines them into another, merciless face of the Infernal War. Just like on the previous two longs, the band with influences from Angelcorpse, Morbid Angel (albums 1-3), Marduk and Dark Funeral took everything that is most brutal and took it into their own style with even greater ruthlessness, but also considerable finesse and appropriate melodicism. It's true that the black metal components are in retreat here compared to what was presented (or will be presented) on "Redesekration...", but that's actually an advantage, because elements such as precision, quite technical riffs, insane speeds and furious vocals have come to the fore.

Despite everything, on "Conflagrator" this manic rushing forward, just to beat the listener up faster and as hard as possible, has not disappeared, which, combined with the aforementioned, explosive riffs, catchiness and great, transparent production, gives a wonderful result. The brutality presented in these less than 20 minutes record is one of the extremely intense ones, but it does not mean that Infernal War fell into a boring, wall of sound here. The quintet knows when to place the aforementioned melodies and fancy solos (especially those with sweeps) with reason, and apart from that, they perfectly smuggle in slower, spine-chilling motifs, such as this outstanding, mid-tempo riff from "Blazing Impious Adoration" (Trey Azagthoth himself would have gone amok) and with much greater coherence in relation to the main part, they use industrial inserts by which it's literally a few seconds for a breath (or a sip of beer) and here we go, the brutality of blast beats continues. And this, as I said, all the songs reflect on a masterful level - even better than their inspirations.

So if you can't get enough of black/death savagery or the direction of "Terrorfront" satisfies you better than "Redesekration...", the "Conflagrator" ep is definitely for you. I was looking for a supposedly serious flaw in it, like the too modest volume of the whole release, but in a moment this disadvantage evaporated into the unknown - all you have to do is turn on this mini-release again and the joy is the same again. This apparent dissatisfaction makes you want to come back to this album more and more often.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. dużo tego zespołu widziałem po różnej maści sklepach. będę musiał sobie zapisać na liście, skoro aż tak chwalisz. kojarzę że grają coś z pogranicza black i death i mam wrażenie że jest to kwintesencja polskiego stylu. Pamiętam za dziecaka, że ten mini-album krążył po empikach, jak jeszcze były lepsze czasy.

    ja tu pitu pitu, a chciałbym naraić taki o to hit
    https://www.metal-archives.com/bands/Raped_Ape/23621
    Zwłaszcza ich materiał Terminal Reality - jest to swoisty hołd dla całej sceny z Florydy od Nasty Savage po Morbid Angel.

    mutantos, zawsze wierny czytelnik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dziś można kupić w miarę spoko cenie. Kilka płyt + tshirt Infernal War dorwałem po 40 zł za sztukę.

      Owszem, mogą być kwintesencją polskiego stylu, ale w tym dobrym znaczeniu. Warsztat instrumentalny mieli potężny (zwłaszcza Stormblast) i ta nieraz skrajna brutalność nie zabierała im chwytliwości i pomysłów na riffy. Infernal War grali ekstremalnie szybko, bez oglądania się na nikogo, ale jednocześnie finezją, techniką i odwagą wyprzedzali wiele bardziej rozchwytywanych nazw, a przy tym nie szło po tym czuć, żeby ktoś próbował się tu popisywać.

      Usuń
    2. nom, też miałem na myśli to dobre znaczenie. brzmi ten opis trochę jak Azarath. Na pewno sprawdzę, generalnie jeśli chodzi o moją kolekcję płyt, to mam aż 152 różnych zespołów z Polski (prowadzę sobie statystyki, żeby wiedzieć co mam i czego mi brakuje). Nasz kraj jest naprawdę obfity w dobrodziejstwo inwentarza i jest w czym gustować.

      Dla porównania - ze Szwecji mam 169 zespołów, ale z Holandii już tylko 70, a z Norwegii 57.

      A tak jeszcze bym zapytał - będzie Messiah? Słucham właśnie Choir of Horrors i mam wrażenie, że tego typu muza powinna być jak najczęściej na świeczniku - Death / Thrash charakterystyczny dla początków lat 90. Ich dyskografia jest nierówna, ale wiele osób będzie miało do nich nostalgię bo byli popularni w Polsce swego czasu (takie mam przynajmniej wrażenie, jak czytałem stare ziny itp., ale też jeszcze kojarze pogadanki ze starszakami).

      Usuń
    3. Fakt, ten opis pasuje do Azarath, ale również do dużej ilości innych kapel z Polski, które młóciły lub wciąż młócą death czy black.

      U mnie aż tylu pozycji nie ma w kolekcji, ale regularnie o coś uzupełniam, jeśli się spodoba i siądzie na dłużej.

      Tak, Messiah będzie. Trochę lat nie słuchałem (pewnie jakoś z 10), ale pierwszą trójkę wspominałem dobrze, a nawet bardzo dobrze. Później straciłem ich z oczu i gdzieś mi umknęło, że w 2024 roku wydali nowy album.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty