Voidhanger - "Dark Days Of The Soul" (2018)

Z black/thrashem to jest u mnie tak, że bardzo łatwo mi się nim nasycić (czy raczej przesycić), dlatego nie mam za złe kapelom z tej przegródki, gdy wydają pełniaki okazjonalnie, nierzadko nawet na totalnej wyjebce po kilku dobrych latach, tudzież przerwie od kolejnych libacji (po)koncertowych. Podobne założenie miał prawdopodobnie Voidhanger, którego trzeci album zawitał w podziemiu pomału, po pięciu latach od "Working Class Misanthropy". Wiadomo, panowie nie byli zajęci kompletnym nicnieróbstwem czy prozą życia codziennego, bo przez ten czas wielkiego oczekiwania ukazał się "Axiom" najbrutalniejszego i najbardziej znienawidzonego zespołu na świecie oraz następny pełniak industrialnego Iperyt. Gdy już nadeszła kolej Voidhangera, w 2018 roku pojawił się ich trzeci longplay zatytułowany "Dark Days Of The Soul" - tak więc, ciągle w uniwersum Warcrimera i Zyklona się coś istotnego działo.
I czy Voidhanger po tych kilku latach znacząco się pozmieniał? No nie, totalnie niee. "Dark Days Of The Soul" nie ma czegokolwiek wspólnego z nowinkami, a jeśli ktoś tego wymagał to chyba powinien się przebadać u laryngologa i zastanowić czy słucha właściwej dla siebie kapeli. Co prawda, w zapowiedziach towarzyszących trójce padały określenia dużo większej ilości grania na punkową modłę, ale raz, że te elementy występowały w sporych dawkach już wcześniej, to dwa, na "Dark Days..." nie robią mocnego zamieszania i pasują do chamskiej, black/thrashowej rąbanki. "Dark Days..." zawiera dokładnie wszystko to, czego należało się spodziewać po Voidhanger - bo przecież nie jazzowych rytmów i slamowych breakdownów. Na płytę trafiły więc jadowite, powalające surowizną wokale Warcrimera, chwytliwe rytmy przełamywane blastami bądź thrashowymi galopadami, czaderskie, ale zróżnicowane riffy, a całość spajają przejrzyste schematy, siarczysto-oldschoolowy klimat, solidna produkcja oraz odpowiednia dynamika, przez którą kawałki da się między sobą rozróżnić. Jeszcze jedno, takiego mięcha w gitarach jak na "Dark Days Of The Soul" nie osiągnięto na żadnym poprzednim wydawnictwie tych panów!
Na trzecim pełniaku Voidhangera nie czuć większego efektu wow i zupełnie nowej jakości, ale zespół nie odgrzewa tu w toporny sposób starych patentów i postarał się o utwory, które mają na siebie osobny pomysł. Znaczna ich większość prezentuje jednakowo wysoką jakość, porządny black/thrashowy wycisk i różne podejście do melodyki, dzięki czemu takie kawałki jak "The Void Is Where The Heart Is", tytułowy, "Man Of Dark Secrets" czy "Death Wish" bez problemu idzie rozróżnić i nie powielają staroci. Mamy też drobne wyjątki na albumie, które znalazły się pod koniec, tj. "War Is Certain, Peace Is Not" oraz "Hailing The Devil In Me", a w których zespół sensownie ukazuje swoją bardziej rozbudowaną, wolniejszą i klimatyczną stronę. Niby nic porażającego w nich nie ma, ale całkiem zgrabnie oddają narastający niepokój bliżej zakończenia płyty. Znacznie mniej okazale wypada za to "High On Hate" z głupawą melodią w refrenie oraz polskojęzyczny "Naprzód Donikąd!", który - podobnie jak odpowiedniki z "Working Class Misanthropy" - nie spina się z angielską częścią płyty.
"Dark Days Of The Soul" zatem nie zmienia metalowego światka, ale nie o to w jego przypadku chodzi. Trzeci longplay Voidhanger dostarcza muzykę w zbliżonym guście do poprzednich płyt i jest ich przedłużeniem pod kątem kolejnych, black/thrashowych hiciorów. W takiej dość prostej (bo i granie jest dość proste!) roli, krążek ten sprawdza się wyśmienicie.
Ocena: 7/10
[English version]
It's easy for me to get saturated (or rather, oversaturated) with black/thrash, so I have nothing against bands from this genre when they release full-lengths occasionally, even after a good few years or after a break from subsequent (post-)concert alcoholic souses. Voidhanger likely had a similar intention, with their third album slowly entering the underground, five years after "Working Class Misanthropy". Obviously, these guys weren't occupied with complete idleness or the routine of everyday life, because during this time of long waiting, "Axiom" by the most brutal and hated band in the world and another full-length by the industrial band Iperyt were released. When Voidhanger's turn finally came, their third lp, "Dark Days of the Soul", appeared in 2018 - so there was still something significant happening in the universe of Warcrimer and Zyklon.
And has Voidhanger changed significantly over the past few years? No, absolutely not. "Dark Days of the Soul" has nothing to do with anything new, and if anyone needed it, they should probably get checked out by a laryngologist and consider whether they're listening to the right band. Admittedly, the first announcments for the "Dark Days of the Soul" hinted at a much greater degree of punk-style playing, but firstly, these elements were present in significant doses before, and secondly, on "Dark Days..." they fit very well the rough, black/thrash aggressiveness and came from the band naturally. "Dark Days..." contains exactly everything you'd expect from Voidhanger - after all, not jazz rhythms and slam breakdowns. The album features Warcrimer's venomous, raw vocals, catchy rhythms mixed with blast beats or thrash-like gallops, and powerful yet varied riffs, all held together by clear patterns, a gritty, old-school vibe, solid production and the right dynamics that make the tracks easily distinguishable from each other. What's more, the guitar tone on "Dark Days of the Soul" is unlike any other release from these guys!
Voidhanger's third full-length lacks a significant wow effect or a completely new quality, but the band doesn't rehash old tricks in a clumsy way and instead composes songs with distinct concepts. The vast majority of them are of uniformly high quality, with solid black/thrash kick and distinct melodic approaches, making tracks like "The Void Is Where The Heart Is", the title track, "Man Of Dark Secrets" or "Death Wish" easily distinguishable and avoiding repetitive patterns. There are also some minor exceptions found towards the end of the album, such as "War Is Certain, Peace Is Not" and "Hailing The Devil In Me", where the band sensibly showcases their more expansive, slower, and atmospheric side. There's nothing shocking about them, but they quite sensibly convey the growing anxiety towards the end of the album. Much less impressive are "High On Hate" with a silly melody in the chorus and the Polish-language "Naprzód Donikąd!", which - like its equivalents from "Working Class Misanthropy" - does not connect with the English part of the album.
"Dark Days of the Soul" doesn't change the metal scene, but that's not the point of this release. Voidhanger's third album delivers music in a similar style to their previous albums and extends them into more black/thrash hits. In that simple role (because the music itself is quite simple!), this release excels.
Rating: 7/10
powiem szczerze, że jest nadmiar muzyki. czeka nas zagłada. jak my to wszystko ogarniemy, o biedny nasz losie... Za dużo dobrej muzy... Chciałbym aby zespoły wydawały mniej płyt, ale zamiast tego, zrobiły to, co zrobił Hunter z Medeis, rozwalił system i zmienił zasady gry. Będzie recenzja Sexmag? Powiem szczerze, że miałem ich za lokalną ciekawostkę, ale zaczynają być poważnymi graczami.
OdpowiedzUsuńJa powiem szczerze, że dopiero teraz, po 20 latach słuchania tankard, zaczynam wreszcie rozumieć ich muzykę. Tyle lat mi to zajęło. Koniec narzekania.
A dla mnie mogłyby i więcej, jeśli chodzi o tech-death, prog-death i avant-death. Czas się zawsze znajdzie ;)
UsuńNie, nie sądzę, z nowości mam jeszcze trochę innych zaległości.
ale jak to w ogóle ogarniać? pozdrawiam, ale wykracza to poza moje rozumienie świata. kurde, to trzeba mieć siłę, ale ze mnię mięczak, aż mam ochotę sobie dać plaszczaka, jak słowo daję. słabo, słabo ze mną.
Usuń...co ma powiedzieć osoba, która straciła słuch
OdpowiedzUsuń"na zdrowie"
Usuń