Napalm Death - "Apex Predator - Easy Meat" (2015)

Długo to nie trwało, a Napalm Death po trzech latach od premiery "Utilitarian" mieli gotowy materiał na następny album. Pracowitość pełną gębą, ale kto znał możliwości tego kwartetu i ich poprzednie płyty, ten wie, że w przypadku Napalmów to żadne, nadzwyczajne zjawisko, a coś co przychodzi im z totalną naturalnością. Wysoki poziom, niegasnąca pasja i ponadprzeciętna brutalność, czynniki, które bardzo rzadko występują u starych wyjadaczy, tutaj są na porządku dziennym, zaś pochwały ich nowszych wydawnictw wcale nie jawią się jako podkoloryzowane. Od ok. dziesięciu lat Napalmy przeplatają bardziej intensywne płyty (nawet jak na nich) z tymi nieco mniej tradycyjnymi, co jest już w ogóle świetną podstawą do wyrokowania, że starzejący się kwartet z Napalm Death z wiekiem zupełnie nie tracą dawnej zajebistości i świeżości. W związku z powyższym, skoro poprzednio był mniej tradycyjny longplay, to piętnasty krążek pt. "Apex Predator - East Meat" zwraca nas w kierunku przeciwnym. No i coś tego typu tu dostaliśmy.

Na samym początku wprawdzie można odczuć po "Apex Predator - Easy Meat", że kwartet nakombinował jeszcze więcej niż na poprzedniej płycie, ale to tylko zewnętrzna skorupa i przytyk w kierunku mniej zaangażowanych słuchaczy w całość dyskografii Napalm Death. Owszem, longplay ochoczo przemyca do death-grindowej nawałnicy czyste, podniosłe wokale Barneya oraz odjechane i dysonansowe partie, ale tak naprawdę, te elementy nie są już nowością u Napalmów. Etap ryzykownych i trudniejszych do ogarnięcia eksperymentów grupa miała w latach dziewięćdziesiątych, a parę nowinek było na kilka poprzednich krążkach, natomiast na "Apex..." wszystko co rzekomo tak nietypowe, nie przykrywa brutalnej strony muzyki i przesadnie wyłamujące się konwencji już nie jest. Stąd też główny (i jedyny) mój zarzut wobec piętnastej płyty Napalm Death - nie ekscytuje ona tak jak wcześniejsze albumy i bywa trochę zachowawcza. Odstępstwa od ekstremalnego łomotu na niej oczywiście występują, ale z rozbijaniem znanych schematów czy prezentowaniem innego spojrzenia na klimat niewiele ma to wspólnego.

Co nie zmienia faktu, że na "Apex Predator - Easy Meat" ponownie osiągnięto poziom, którego spora część współcześnie grindujących kapel nadal może pozazdrościć. Stopień brutalności urywa łeb, chwytliwość i czad towarzyszy przez większość materiału, produkcja zawodowo łączy naturalność i przejrzystość, Barney dwoi się i troi pokazując paletę swoich wokalnych możliwości (z dobrze znanym skrzekiem papugi z lat poprzednich), a pozostali muzycy dbają by nie popadać w ograne patenty i serwują motywy melodyczne, których nie było 1:1 na poprzednich albumach. Takich utworów jak "Dear Slum Landlord...", "Smash A Single Digit", "Bloodless Coup", "One-Eyed" czy "How The Years Condemn" nie idzie pomylić z nikim innym jak Napalm Death, a poza tym to dawka kolejnych, zróżnicowanych hiciorów dla tej grupy, które mogą uzupełniać podstawową setlistę. Szczególnie ciekawy jest również "Beyond The Pale", w którym pojawia się riff nawiązujący do "Killing Technology", z kolei spośród nie-metalowych utworów najmocniej wyróżnia się otwierający krążek tytułowiec. W nim pobrzmiewają wiadome fascynacje Swans oraz wyraźnie czuć, że Napalmy potrafią w industrialu wytworzyć własne, narastające napięcie, choć takie utwory w dorobku zespół już miał. Tutaj główna różnica polega na tym, że tego typu dziwadło umieszczono na początku - nie na końcu, tak jak zazwyczaj było wcześniej.

"Apex Predator - Easy Meat" dzieli więc sporo atutów z poprzednimi, bardziej klasycznymi krążkami, co równa się z tym, że bez przeprowadzania rewolucji dostarcza on kolejną porcję wściekłych i zróżnicowanych, napalmowych hiciorów oraz nie słychać po zespole, by ich formuła na muzykę się wyczerpała. Wieść to oczywiście świetna, bo piętnasty longplay Napalm Death działa na sprawdzonych gruntach (okazjonalnie również z ich mniej cenionych czasów), ale charakteru, spójności i energii nie sposób mu odmówić. Takie cechy przy nieco bardziej zachowawczym materiale są na wagę złota.

Ocena: 8/10


[English version]

It didn't take long and Napalm Death, three years after the release of "Utilitarian", had material ready for their next album. Hard work, to be sure, but anyone familiar with this quartet's capabilities and their previous albums knows that in Napalm's case, this isn't something extraordinary, but something that comes naturally to them. High quality, honest passion and above-average brutality - things rarely found in well-known bands - are commonplace here, while the praise for their newer releases doesn't seem overrated at all. For about ten years, Napalm Death have been alternating more intense albums (even for them) with those that are a bit less traditional, which is a solid basis for concluding that the aging Napalm Death quartet hasn't lost their original awesomeness and freshness. Therefore, since their previous album was a less traditional album, the fifteenth album, "Apex Predator - East Meat" takes us in the opposite direction. And that's what we almost get here.

While from the very beginning, you can sense on "Apex Predator - Easy Meat" that the quartet has done even more experiments than on their previous album, it's just a superficial matter and a jab at the less engaged listeners with the entire Napalm Death discography. Sure, this album eagerly sneaks Barney's clean, sublime vocals and wacky, dissonant parts into the death-grind, these elements aren't really new to Napalm Death. The band experienced a phase of riskier and more difficult-to-manage experimentation in the 1990s, and there were some novelties on the previous few albums, on "Apex..." everything supposedly so unusual doesn't cover the brutal side of the music and is no longer overly conventional. Hence, my main (and only) criticism of Napalm Death's fifteenth album - it doesn't excite like previous albums and can be a bit conservative. There are of course some deviations from the extreme music, but this has little to do with breaking down known patterns or presenting a different perspective on climate.

Which doesn't change the fact that "Apex Predator - Easy Meat" once again achieves a level that many contemporary grindcore bands can still envy. The brutality is mind-blowing, the catchiness and power abound throughout most of the material, the production expertly blends naturalness with clarity, Barney goes above and beyond, showcasing the range of his vocal abilities (with older view on parrot-like backing vocals), and the other musicians take care not to fall into clichés and serve up melodic motifs not found on previous albums. Tracks like "Dear Slum Landlord...""Smash A Single Digit""Bloodless Coup""One-Eyed" and "How The Years Condemn" cannot be missed with anyone other than Napalm Death, and it's a dose of further, diverse hits for this band that can complement a regular setlist. "Beyond the Pale" is especially interesting, featuring a riff reminiscent of "Killing Technology", but among the non-metal tracks, the album's opening title track stands out the most. It resonates with Swans' familiar fascinations and clearly confirms Napalm's ability to create their own, mounting tension within industrial, though the band has already released similar tracks. The main difference here is that this oddity is placed at the beginning - not at the end, as before.

"Apex Predator - Easy Meat" shares many strengths with their previous, more classic albums, which means that without breaking new ground, it delivers another batch of furious and diverse Napalm Death hits, and the band doesn't seem to have run out of their musical formula. This is great news, of course, because Napalm Death's fifteenth album operates on proven ground (occasionally even from their lesser-regarded era), but it's undeniably characterized by brutality, cohesion and energy. Such features, in a slightly more conservative material, are worth their weight in gold.

Rating: 8/10

Komentarze

  1. Zacznę od tego, że nie posiadam tej płyty i nie wiem dlaczego Century Media nie robi dodruku. Zrobił się z tego rarytas, którego jak nie kupiłeś od razu, to lipa. Inne albumy ND mam, więc nie rozumiem, w czym jest problem. Ale tak czasami bywa z niektórymi zespołami (dalej nie mam najnowszego Sadus i Suffocation i czekam aż się pojawi z powrotem w normalnych cenach).

    Płyta brutalna. Cholera, za chwilę koniec Napalma, może dasz się namówić na recenzję kompilacji "Coded Smears and More Uncommon Slurs"? To same odrzuty i bonusy dla japończyków, ale jest to jednocześnie lepsza płyta od Apexa.

    Myślę, że ta płyta wymaga większego poznania (i Łodzi). Ona ma przekaz i ma siłę, ale gdzieś to trochę jednak umyka również i mi. Pamiętam, że w chwili wydania byłem naprawdę pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktoza, trochę dziwna sytuacja, ale nie pierwszy raz widzę coś takiego. Wiesz, może nakład był początkowy spory, wyprzedał się, a potem zapotrzebowanie na kolejne bicie nie było na tyle wysokie, by to w ogóle produkować. Być może ktoś oczekuje tu sprzedaży na miarę ostatnich Blood Incantation ;)

    Z "Coded Smears And More Uncommon Slurs" dobry trop. W chwili premiery co prawda przegapiłem przesłuchanie tej kompilacji, ale nie przegapiłem "Apex..." jak się ukazywał, który w czasach premiery mocniej mną pozamiatał niż dziś, mimo że i tak oceniam tę płytę bardzo wysoko. A może to jeszcze kwestia następnego, "pełnego" albumu, który podoba mi się jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie to jest wogóle jakiś hardkor. niby płyty się nie sprzedają, ALE
      zamówiłem najnowszy Brodequin w digipacku rok temu, po czym dostaje jewel case. nie będę z tego tytułu kruszył kopii, ale czasem zastanawiam się, czy ludzie, którzy kupują płyty, są normalni. chciałem kupić re-edycje E-X-E i ich druga płyta jest obecna, ale pierwsza, to tylko na winylu. kupowanie płyt odeszło do lamusa mówili, ludzie kupują bułki, a nie plastik mówili, ale jeśli czegoś nie kupisz od razu, to nie ma. ty masz nowego sadusa, który nawet jeśli jest kiepski, to kupiłeś. ja nie mam i żeby było śmieszniej, nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się mieć. takie jaja

      Usuń
    2. To co piszecie to niestety przykład współczesnego turbokapitalizmu, gdzie wydania płyt są krojone ściśle pod zapotrzebowanie i limitowane, w efekcie albo płyt nie ma w ogóle w sprzedaży albo są w jakiś kosmicznych cenach. Kiedyś działało to inaczej, bo te nakłady płyt były większe a wytwórnie aż tak nie pilnowały by Excel im się zgadzał. Niestety pazerność i cięcie kosztów to najgorsza cecha współczesnego świata.

      Usuń
    3. Super komentarz. Ja dodam, że poza płytami, kocham komiksy. Ale o ile kupuję płyty wciąż, to z komiksów niestety zrezygnowałem. Jak można było kiedyś X-Men kupić po 5 zł, tak teraz tego typu zeszyt, jeśli byłby wydawany w polsce tak jak wtedy, kosztowałby 20 zł. Teraz też pisze się komiksy pod wydania zbiorcze, a co za tym idzie, 5-6 numerów, czyli jakieś 120 stron + bonusy, i to jest jakies 140 zł za wydanie.

      Niestety, ale zarówno kupowanie płyt, jak i komiksów stało się rynkiem spekulacyjnym na zasadzie inwestowania - dzisiaj kupuję - liczę na to, że sprzedam tą edycję za 20 lat z kilkukrotną przebitką. Przez to, wiele płyt mi umknęło, bo jakiś cwaniak wykupił wszystkie sztuki z selfmadegod tylko po to, aby za chwilę na allegro pojawiły się 2 razy drożej (przykładowo, wydawnictwo od Vic Records, SMG = 40 zł, Allegro = 80 zł).

      Rynek jest bardzo dziwny, bo mamy takie dziwne zjawiska jak Dark Archives. Prawdopodobnie opisze to na swoim blogu (polecam Mutatis-Mutandis, zamierzam zrobić egzorcyzm współczesnych winyli, ale skończy się to pewnie wojenką), ale firma ta ma super dystrybucję, bo można bez problemu kupić na mystic, mimo iż sprzedają totalnie niszowe rzeczy, a jednocześnie, jest to kiepska muzyka (polecam sprawdzić kompilację demówek Brood, zespołu z roku 1987).

      Panuje naprawdę dziwna moda, powstają dziwne firmy, a cierpią na tym melomaniacy jak my, bo człowiek musi kombinować. Polecam wyrabiać sobie kontakty również i na allegro, bo wiele rzeczy można załatwić poza serwisem o połowie niższej cenie. Rośnie nam nowy tape trading, bardziej cyfrowy, ale wciąż podziemny.

      Usuń
  3. Właśnie co się dzieje! Jakiś chory biznes powstał żeby za kawałek plastiku płacić tysiaczka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cannibal corpse to jedyny dobry zespół metalowy, mają 16 płyt i każda dobra, czy zna ktoś polskie zespoły z początku lat dziewięćdziesiątych które grały podobnie? Uwielbiam obleśne bulgotanie, muzykę jak najbardziej nie melodyjną, a jeśli ktoś zna zespoły które grają agresywnie,ale tak naprawdę porządnie, bo dla mnie to za spokojne granie jest, oczywiście cannibal corpse uwielbiam bo sentyment rządzi, a album butchered at birth uważam za najbardziej wzorcowy album z muzyką metalową, ja wiem że mało kto się ze mną zgodzi, chciałam tylko wyrazić swoje zdanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro Cannibale to jedyny dobry, to po co szukasz innych? Hehe

      Usuń
    2. Cannibale dobre, ale warto słuchać każdej muzyki, po to, aby życie było weselsze

      Usuń
  5. Szkoda, że tak rzadko pojawiają się tutaj recenzje płyt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie że szkoda, sam bym chciał ich tu więcej i mieć wenę cały czas. Blog jednak nie jest jednak moim głównym zajęciem

      Usuń
  6. Wspierajcie bloga, bo jak nie będziecie wspierać to będziecie sami sobie winni, że nie ma co czytać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty