Hypocrisy - "A Taste Of Extreme Divinity" (2009)

Rzekłoby się, że to za sprawą "A Taste Of Extreme Divinity" grupa Petera Tägtgrena zaczęła stopniowo tracić impet i postanowiła nagrywać wariacje tego co znane z "Virus" pod postacią nowych, przeważnie słabszych krążków. W zasadzie tak, ale na etapie "A Taste..." jeszcze udało się Szwedom przy tym zachować - paradoksalnie - dość solidny poziom; na tyle, by omawianego krążka nie uznać za kalkę poprzednich (co o następnych już można powiedzieć) i by dało się go wysłuchać bez przysypiania. Owszem, da się też odczuć po "A Taste..." pewien spadek formy i chęć odcinania kuponów, aczkolwiek nie sięga to absurdalnych formatów i czegokolwiek co mogłoby wpisywać ten album w najgorszą kategorię déjà vu. Sądząc po ocenie poniżej, owy problem wydaje się być wręcz mocno wyolbrzymionym.

"A Taste Of Extreme Divinity" to właściwie standardowe, nowocześniejsze Hypocrisy (ale w innym znaczeniu niż np. nowocześniejsze In Flames), tj. melodyjne, z okazjonalnymi brutalniejszymi akcentami i niezłym, rockowym feelingiem. Tutaj jeszcze dochodzi ten plus, że pomimo mało ekscytujących melodii i radiowych refrenów, album nie drażni tak mocno jak ich niektóre inne i nie przekładają się te dwa elementy na gorszy odbiór tych agresywniejszych momentów, tak jak to było m.in. na "The Arrival". Po drugiej stronie, są tu też takie kawałki jak "The Quest", "Sky Is Falling Down", "Alive" czy "Global Domination", wyjątkowo leciutkie i zahaczające o bardziej popularny styl grania melo-deathu (czyli ten mniej przeze mnie lubiany), ale o dziwo, skomponowane na tyle sprawnie i bez przeginania, że wypadają one całkiem przyjemnie, nie wywołując absmaku od dużej ilości melodii. Podobnie jednak jak na "Into The Abyss", "A Taste..." może poszczycić się znacznie lepszą cięższą stroną wydawnictwa. Tej nie ma wprawdzie tak dużo jak na krążku z 2000 roku, aczkolwiek przy takich utworach jak "Taste The Extreme Divinity", "Valley Of The Damned", "Tamed (Filled With Fear)" czy "The Sinner" czuć powiew świeżości (zdarzają się nawet black metalowe patenty!) oraz sensowną pomysłowość na nieco brutalniejsze granie. Jak na rzekomo powtarzalny album, jest się więc nad czym zatrzymać.

Całościowo, "A Taste Of Extreme Divinity" można potraktować jako przyzwoite przedłużenie stylistyki "Virus". Czuć, że zespół już w tamtym miejscu zaczynał rozwijać formułę tego grania w bardzo minimalnym stopniu (tj. z okazjonalnymi dodatkami), tyle że jeszcze na tym etapie, przekładało się to na dość dobre i zróżnicowane utwory.

Ocena: 7/10

[English version]

I might say that it was due to "A Taste Of Extreme Divinity" that Peter Tägtgren's group started to gradually lose momentum and decided to record variations of what is known from "Virus" in the form of newer, usually weaker discs. In fact, yes, but at the "A Taste..." period, the Swedes still managed to keep - paradoxically - a fairly solid level; enough that the disc would not be considered as a boring copy of the previous ones (as can be said about the next ones) and that it would be possible to listen to it without falling asleep. Yes, you can also feel after "A Taste..." a certain decline of form, although it does not reach the absurd formats and anything that could put this album in the worst category of déjà vu. By rating below, this problem seems to be greatly exaggerated. 

"A Taste Of Extreme Divinity" is actually standard, more modern Hypocrisy (but in a different sense than, for example, more modern In Flames), i.e. melodic, with occasional brutal accents and a nice, rock feeling. Here there is also the advantage that despite not very exciting melodies and radio choruses, the album does not irritate as much as some of the others and these two elements do not come into a worse reception of these more aggressive moments, as it was on "The Arrival". On the other side, there are also songs such as "The Quest", "Sky Is Falling Down", "Alive" or "Global Domination", extremely mild and more in the style of popular melo-death (i.e. the one that I less like), but surprisingly, they are composed so efficiently and without bending them that they fall out quite nicely, without causing an absurdity from a large amount of melodies. However, like on "Into The Abyss""A Taste..." boasts a much better heavier side of the release. There is not as much of this as on the album from 2000, but with such songs as "Taste The Extreme Divinity", "Valley Of The Damned", "Tamed (Filled With Fear)" or "The Sinner" you can feel a breath of freshness (there are even occasional black metal patents!) and sensible ingenuity for a bit more brutal music. As for an allegedly repeatable album, there is something to focus on. 

Overall, "A Taste Of Extreme Divinity" can be treated as a decent extension of "Virus" style. You can feel that the band was starting to develop the formula of this playing to a very minimal extent (i.e. with occasional additions), but at this period it came into quite good and varied songs.

Rating: 7/10

Komentarze

Popularne posty