Cynic - "Kindly Bent To Free Us" (2014)

Czas niestety pokazał, że w większości dalsza część dyskografii Cynic po "Traced In Air" to już muzyka wyraźnie słabsza, tworzona na siłę, nie na miarę tej nazwy i tylko dla najbardziej wyrozumiałych. Brak pomysłów dobitnie uwypukliły "Re-Traced" oraz "The Portal Tapes", kolejnym tego etapem jest "Kindly Bent To Free Us" - trzeci longplay w dorobku grupy. Obranej ścieżki oczywiście nie zamierzam się czepiać, wszak zdarzały im się w tej stylistyce jakieś lepsze płyty (np. "Carbon-Based Anatomy"). Problem polega jednak na tym, że..."Kindly..." to całkowicie premierowy i dość długo wyczekiwany materiał na tle poprzednich epek/kompilacji (za wyjątkiem "Carbon..."), a prezentuje się on jakby był kolejnym zlepkiem starszych pomysłów! No i co gorsza, również i tym razem kolejna, dosyć spora ilość zmian (o której za moment), na niewiele się tu zdała względem firmowych patentów Cynic. Na "Kindly Bent To Free Us" bowiem niemal całkowicie zanikł w tym ich progowo-alternatywnym rocku/metalu kontrast pomiędzy lżejszą a cięższą stroną stylu z poprzedniego, dużego materiału.

Najbardziej jednak żal dupę ściska, że zmarnowano taki potencjał twórczo-wykonawczy. Bas, gitary, perkusja to wszystko tutaj celuje w dość zakręcone i bardziej techniczne niż inni z tego wąskiego nurtu granie - zatem powinno być fajnie. Cóż jednak po tym, kiedy falsety Paula Masvidala są jeszcze bardziej miałkie i bez życia niż na poprzednich wydawnictwach, i to w takim stopniu, że sprawiają one olbrzymie trudności, by przemóc się przez zaledwie początek albumu! Nawet tam, gdzie pobrzmiewa duch starego Cynic (pokroju tytułowego, "Gitanjali" oraz "Moon Heart Sun Head") i pojawiają się ciekawsze smaczki instrumentalne, nie ma właściwie na czym zawiesić ucha, gdy do głosu - niestety zbyt często - dochodzi Masvidal ze swoim anemicznymi falsetami. Kolejna sprawa - mix. Ten rzecz jasna sprawia już mniejsze problemy niż zaśpiewy Paula, co nie znaczy, że nie wadzi on płycie. Przede wszystkim, jest on strasznie zamulony, jakby nadal niedoszlifowany. Czyli generalnie równie mało atrakcyjny co same kompozycje.

Przykro mi to pisać, ale tak właśnie wygląda ostatni etap działalności Cynic w prawie klasycznym składzie - raptem jak namiastka magii tego zespołu i minimum możliwości tych - przecież - wielkich muzyków. Kuleje na tej płycie bowiem tyle elementów, że nawet te lepsze momenty w ich kontekście stają się niespecjalnie istotne i nie przekładają na choćby kilka w pełni dobrych utworów. Szkoda, bo potencjał był na znaaacznie więcej.

Ocena: 4/10

[English version]

Unfortunately, time has shown that most of the rest of Cynic's discography after "Traced In Air" is clearly weaker music, created without force, not according to the name and only for the most understanding listeners. The lack of ideas was clearly emphasized by "Re-Traced" and "The Portal Tapes", the next step is "Kindly Bent To Free Us" - the third lp in the group's discography. Of course, I do not intend to pick on the chosen style, after all, they have had some better albums in this style (eg. "Carbon-Based Anatomy"). The problem, however, is that..."Kindly..." is a completely new and quite long-awaited material compared to previous eps/compilations (except for "Carbon..."), and it looks like it was another cluster of old ones (and by default weaker) ideas! Worse still, a large number of changes and the "new" direction did little to the Cynic "proprietary" patents. These mostly do not overlap at all or are pushed somewhere to the background compared to the newer ones. 

The unique contrast between the lighter and heavier sides of their style has faded somewhere in all of this. Instead, the trio decided to go all the way down to sleepy, pseudo-alternative prog rock. While more or less similar approach was presented by "Traced..." and "Carbon...", so there were still some remnants of the jazz-metal past and a lot of sensible technique. "Kindly...", in turn, lacks anything that would fit into that "counterbalance", not to mention the ideas for main style and the general atmosphere. They lacked (or rather Paul - as I am used to speculating) imagination in which direction to lead Cynic's music, so that it would fit into the "new" formula, and at the same time was still exciting and one step away from the others. 

It's a pity that such creative and performance potential has been wasted. Bass, guitars, drums all of this aims at quite twisted and more technical than other musicians from this narrow trend - so it should be nice. But what after when Paul Masvidal's falsets are even hard to digest and more lifeless than on previous releases, and to such an extent that they make it extremely difficult to get through the very beginning of the album! Even the tracks where the spirit of the old Cynic style (like the title track, "Gitanjali" and "Moon Heart Sun Head") and the appearance of more interesting instrumental flavors or ideas that go beyond standard progressive metal seem to make little sense when (unfortunately often) Masvidal appears with his anemic vocals. Another thing - mix. This one, of course, causes less problems than the singing, which does not mean that it does not bother the album. There is something strange, unnatural about it, and speaking more humanly, one has the impression that Mr. R. Walt Vincent did everything to make the instruments play separately and do not have the necessary power (especially from the guitar side).

Unfortunately, this is what the last step of Cynic's activity looks like in an almost "classic" line-up, just like a substitute for the magic of this band and a minimum of their's own abilities. There are so many lame elements on this album that even the "better" ones in their context become not very important and do not fit into even a few fully good songs. It's a pity, because the potential was muuuch more.

Rating: 4/10

Komentarze

  1. Ale przyznasz, że stało sie to niejako modą albo obowiązkiem jebanie wszystkiego co cynic wydał po focus. Paradoxalnie widzę troche fajnej muzy po focus, nie traktuje tego jakoś szczególnie wrogo, bo mimo wszystko to co powstalo po focus ma elementy wspólne wlaśnie z focus. Pomijam wyszkolenie ponadprzeciętne muzyków, bo warsztat mają na wysokim poziomie. Pomysły hmm, zależy co kto oczekuje, jak ciągle patrzy sie przez pryzmat focus i tym, co zamieszał w swiatku metalowym czy deathowym, to inna sprawa. Nie wykluczam że na obrzucanie cynic gownem ma fakt hehe wyjawienie orientacji sexualnej bebniarza i masvidala, do kompletu zniesmaczenie wzbudził fakt, że nawet byłi długoletnią parą. Tak czy siak, jednak w tych dalszych albumach jest troche fajnej muzy. Jeszcze rysuje sie pytanie, jakiej płyty oczekują fani, o ile jeszcze oczekują. Ameryki nie odkryją. Jakby dziś powstal focus, przy takiej ilości kapel grajacych różnorodnie i bardzo skomplikowanie, fucus jawiłby się jako przeciętna plyta z jazzowymi wpływami w sekcji rytmicznej, nic ponad to. Focus miał swoj czas i miejsce. Ja traktuje focus dość lużno, ani nie grzeje, ani nie ziębi. Fajne momenty, a najfajniejsze to te co śladowo przypominaly human. Jak chce jazzu czy fusion jazz, to sobie zapotam kapele z tamtego rejonu, nie potrzebuje mieszanki z metalem, czy death metalem. Jeszcze dodam, ze jak slucham po latach focus, wiele tam jest do poprawienia aranżacyjnie, ta płyta wcale nie byla taka spójna tylko nowatorska na tle death metalu z tamtych lat. Ja wolę nagrania cynic sprzed focus, przeczyszczone z podrasowanym soundem demówki są dla mnie tym cynikiem, ktory wzbudzał ciary na plecach, jeszcze jak skrzeczał masvidal pod schuldinera w 88, 89 i 90. To bylo fajne i do tego wracam dość często. Jak zaczeła sie pedaliada wocalna na vocoderach, to obrzydziło mi to odbiór instrumentów. Portal tapes było fajniejsze pod wzgledem vocali, laska fajnie śpiewala, zdażały sie fajne melodie. Mimo tych minusów, zawsze siegne przez neta to co cynic nowego wypuszcza, czy na siłę czy nie, nie ma to znaczenia. Na tej ostatniej tez znalazlem kilka fajnych momentow, wyszkolenie grajkow wciąż na wyskoim poziomie, są w sumie lepszi instrumentalnie o kilka dlugości od focus. N a koniec powtorzę pytanie, jaki album cynic powinien nagrac, by odzyskać szacunek. J anie znam odpowiedzi, bo kazdy lubi co innego, dla jednego gówno, dla drugiego fajna muza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się nie zgodzić, ale trudno też się dziwić, muzyka obiektywnie (sic!) jest dużo słabsza od wydawnictw z lat 90. i bardziej pasuje do grania Aeon Spoke aniżeli Cynic. Żeby nie było, trochę fajnej muzy zdołali jednak zrobić na tle paru wpadek, odsyłam do recek "Traced..." i "Carbon..." - te jawią się jako najlepsze "wyjątki".

      Co do wydania "Focus" w dzisiejszych realiach, to chyba dość kiepski wątek do gdybania. Jakby się tak dłużej zastanowić, większość tych wszystkich przełomowych płyt wydanych teraz mogłaby robić duże mniejsze wrażenie, no a może i same (pod)gatunki nie powstałyby w takiej formie w jakiej znamy (albo dużo później) ;) Można oczywiście tego nie lubić i nie trawić takiej jazzowo-metalowej mieszanki, aleee Cynic w czasach debiutu był totalnie wyjątkowym zespołem - znacznie innym od większości z tego nurtu (nawet na tle Atheist, Sadist czy Pestilence z 93 roku). Po latach, jak tak sięgnę pamięcią, to może tylko Aghora czy Exivious zdołali się zbliżyć do tego poziomu, no a trzeba mieć na uwadze, że przez te kapele przecież przewinęły się osoby grające w Cynic. Odnośnie nowszych tworów to cóż...to już zupełnie inna (i przeważnie dużo mniej ciekawa) bajka na tle tego co się znalazło na "Focus" - tu chyba nie trzeba się specjalnie rozwodzić hehe.

      "Jaki album cynic powinien nagrac, by odzyskać szacunek" - przede wszystkim z inną osobą na wokalach, a jeśli już z Masvidalem to w typie tego jak śpiewał na "Traced...". Takie moje zdanie ;)

      Usuń
    2. Najlepiej nic nie nagrywa, będę wtedy szanował ich za wstrzemięźliwość

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty