Pestilence - "Resurrection Macabre" (2009)

Konsekwentnie do reaktywacji Atheist oraz Cynic, do reunionu doszło także w przypadku niegdysiejszych, holenderskich wizjonerów z Pestilence. Niestety, i już pierwszy zgrzyt, no właśnie: niegdysiejszych. Powrót zespołu Patricka Mameli za sprawą krążka "Resurrection Macabre" okazał się być bowiem...totalnie zwyczajowym i dość mało ekscytującym! Bynajmniej nie w takim stopniu, z jakim kojarzy się nazwa Pestilence (czyli z czymś ambitnym)! Po tylu latach niebytu i próbowania liźnięcia tematu od innej strony w C-187 (projekcie Patricka, który - delikatnie mówiąc - nie porywał) oczywiście należałoby się nastawić na wydawnictwo odległe od geniuszu i poszukiwań jak za starych czasów, z tym, że...to też nie pomaga zapałać większym entuzjazmem co do "Resurrection...".

Żeby nie było, o porażce i daniu dupy nie ma mowy. Słychać, że to Pestilence, są firmowe patenty dla tej kapeli, pomysłów na utwory również nie brakuje, całości słucha się stosunkowo dobrze. Niestety, pomimo tego, "Resurrection Macabre" jest powrotem w dość dziwnym kierunku. Właściwie to...w żadnym. Owy longplay jest w większości mixem patentów ze wszystkich poprzednich płyt, w których Mameli brał udział (tak, wliczając "Collision"!). Nowości na "Resurrection..." można doszukać się jedynie od strony nieco większej brutalności (pojawiły się chociażby blasty) i wykorzystaniu "szarpanych" podziałów rytmicznych częściowo kojarzących się z Meshuggah (!), ale niewiele więcej. W teorii może i brzmi to ciekawie, to jednak w praktyce samo podkręcenie temp i delikatne udziwnienia nie przekładają się na to, że "Resurrection..." jest jakimś specjalnie bardziej atrakcyjnym czy wielowymiarowym materiałem.

Razem z Tonym Choyem oraz (sesyjnie) Peterem Wildoerem, Patrick Mameli postanowił całość "Resurrection Macabre" oprzeć o wyraźnie szybsze tempa niż na "Consuming Impulse" i "Malleus Maleficarum", delikatnie nawiązującą do "Testimony Of The Ancients" technikę oraz o lekko nieregularne rytmy, mogące kojarzyć się ze "Spheres", późniejszym C-187 czy wspomnianym djentowaniem. Wyszło całkiem przyzwoicie i zwięźle, ale jednocześnie bardzo zachowawczo i tak jakby trio chciało zadowolić wszystkich naraz. Takie utwory jak np. "Fiend", "Synthetic Grotesque", "Horror Detox", "Dehydrated II" czy "Devouring Frenzy" świetnie powielają poziom sprzed lat, a wymienionymi wyżej nowościami fajnie urozmaicają klasyczne patenty Pestilence, tyle że niestety nie ma w nich jakiejś większej finezji, nietypowych schematów czy tajemniczego klimatu. Zamiast tego przeważa w nich notoryczne powtarzanie tytułów w refrenach (jak mniemam, pomysł mający wynagrodzić dawną chwytliwość) i bezpieczne uśrednianie, na tyle, żeby fani byli w stanie te kawałki w miarę szybko ogarnąć.

Szkoda, bo pomimo, że "Resurrection Macabre" źle całościowo nie odbieram (a sądząc po ocenie to nawet dobrze), to jednak liczyłem po tym materiale na coś innego, i to również w bardziej zachowawczej stylistyce. Cieszy powrót do dobrej formy Patricka Mameli (zarówno od gitar, jak i wokali - tym razem znacznie niższych), sensowny udział Wildoera, brak jakichś szopek z reaktywacją i sam fakt, że z nagrywkami muzycy nie czekali tyle co np. Atheist. Po drugiej stronie, "Resurrection Macabre" zaskakuje w znikomym stopniu, nie ma tego polotu co starsze materiały i gdyby nie wkładka, udział Tony'ego Choya zostałby przeze mnie totalnie nieuwzględniony (bo poza "Fiend" muzyk ten tutaj zupełnie nie poszalał). Całe szczęście, na następnych longplayach jako tako się zrehabilitowali.

Ocena: 6/10

[English version]

Consequently to Atheist and Cynic comeback, the former Dutch visionaries from Pestilence also reunion. Unfortunately, and at the very first glitch, well: the former ones. The return of Patrick Mameli's band by the album "Resurrection Macabre" turned out to be...totally customary and not very exciting! Not as much as the name Pestilence (i.e. something ambitious) is associated with! After so many years of non-existence and trying to find a different face in C-187 (Patrick's project, which - to put it mildly - did not captivate), of course, next cd will be far from genius and searches like in the old days, but...that doesn't help to get more enthusiastic about "Resurrection..."

Lest it were, there is no way to fail and give a shit. You can hear that it is Pestilence, there are company patents for this band, there are also many ideas for songs, the whole list is relatively well listened to. Unfortunately, despite this, "Resurrection Macabre" is back in a rather strange direction. Actually...not at any direction. This lp is mostly a mix of patents from all previous albums that Mameli has participated in (yes, including "Collision"!). The news on "Resurrection..." can be found only from the side of a bit more brutality (there were even blasts) and the use of rhythmic divisions partly associated with Meshuggah (!), but not much else. In theory, it may sound interesting, but in practice the mere turning up of the pace and delicate oddities do not mean that "Resurrection..." is some special more attractive or multidimensional material. 

Together with Tony Choy and (as a guest) Peter Wildoer, Patrick Mameli decided to base the whole "Resurrection Macabre" on a much faster paces than on "Consuming Impulse" and "Malleus Maleficarum", slightly reminiscent of "Testimony Of The Ancients" technique and slightly irregular rhythms, which may be associated with "Spheres", later C-187 or the aforementioned djent. It came out quite decent and concise, but at the same time very conservative and as if the trio wanted to satisfy everyone at once. Songs such as "Fiend", "Synthetic Grotesque", "Horror Detox", "Dehydrated II" or "Devouring Frenzy" perfectly duplicate the level from years ago, and the above-mentioned novelties nicely diversify the classic Pestilence patents, but unfortunately they are not included in them with some greater finesse, unusual patterns or mysterious climate. Instead, they are dominated by the notorious repetition of the titles in the chorus (I suppose, an idea to reward the old catchiness) and safe averaging, enough for fans to be able to grasp the songs relatively quickly. 

It's a pity, because despite the fact that I do not receive "Resurrection Macabre" badly (and judging by the evaluation it's even good), I was counting on something else after this material, also in a more conservative style. I like that Patrick Mameli is back in good shape (both for guitars and vocals - this time much lower), a meaningful participation of Wildoer, the lack of any nativity scenes with reactivation and the fact that the musicians did not wait as long with the recordings as, for example, Atheist. On the other side, "Resurrection Macabre" is only slightly surprising, it does not have the same flair as the older materials and if it were not the booklet, I would totally ignore Tony Choy's participation (because apart from "Fiend", this musician did not go interesting here at all). Fortunately, they have redeemed themselves somehow on the next lps.

Rating: 6/10

Komentarze

  1. To co sprawia że ten album jest dobry to fakt, że jest to inny album i że ma własny niepowtarzalny klimat. Same utwory troszkę leżą, ale nie razi to tak jak na obsideo i wyżej. Jest to też chyba ostatni w miarę brutalny album Pestilence, gdyż grupa ta skręciła bardziej w nudne prog/tech/fusion bez polotu. Doctrine, choć dobre, to zupełnie inna bajka, również unikatowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekaw jestem, czy Pestilence w ogóle by nie wróciło, gdyby nie polska, fanowska strona Land of Tears?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty