Meshuggah - "I" (2004)
Oto drugi po "None" dowód, że pomniejsze wydawnictwa u Meshuggah są równie warte uwagi co ich regularne albumy. 2 lata po wydaniu znakomitego "Nothing", ta szwedzka grupa postanowiła bowiem zaszaleć jeszcze bardziej niż poprzednio, wydając epkę pt. "I", na której kapela Fredrika Thordendala skusiła się na rozszerzenie swojego charakterystycznego stylu o dość spory pakiet nietuzinkowych dla djentu rozwiązań. Za sprawą takiego mniej codziennego formatu pokazała też, że nie straszne im bardziej eksperymentalne formy wydawania swojej muzyki.
Na zawartość "I" składa się jeden kolosalny, 21-minutowy utwór, którego rozmach i pomysłowość mocno wykraczają ponad standardy z poprzednich (!) płyt. Co jeszcze lepsze, pomimo sporej objętości i zawiłości materiału (o czym zaraz), owa epka jest kapitalnie skomponowana, a poszczególne motywy, nawet jeśli zawierają pewne wyskoki, sensownie między sobą przechodzą i wiedzą kiedy ustąpić dla tych bardziej grooviastych partii. Niech za przykład posłuży tu granie od ósmej do dwunastej minuty, toć to jeden z najbardziej miażdżących fragmentów u Meshuggah w ogóle! Jeszcze ciekawiej prezentują się wspomniane wyskoki. Te objawiają się za sprawą porządnie pokopanych pomysłów na riffy (bardzo dysonansowych), pokręconych solówek, nagłych przejść na czysto czy precyzyjnego, matematycznego bębnienia Tomasa Haake. No a to w efekcie przekłada się na djentowy chaos, aczkolwiek...wykonany inteligentnie i bez dorzucania awangardowych dodatków na siłę!
"I" w żadnym wypadku nie ustępuje oficjalnym albumom Meshuggah. Bo pomimo sukcesów "Nothing" i "Chaosphere" owa epka bowiem świetnie pokazuje, że Szwedzi nie osiedli wówczas na laurach i mieli zamysł, w którą stronę poprowadzić swoją muzykę tak, by dalej była ona djentowa, a przy tym odpowiednio inna. Wyszło im to na tyle smakowicie, że lada moment powstał do "I" równie udany sequel pod postacią pełnego albumu.
Ocena: 10/10
[English version]
Here is the second proof after "None" that Meshuggah's minor releases are as much noteworthy as their regular albums. Two years after the release of the excellent "Nothing", this Swedish group decided to go even more crazy than before, releasing an ep entitled "I", on which Fredrik Thordendal's band was tempted to expand their characteristic style with quite a large package of extraordinary solutions for a djent style. Due to such a less typical format, they also showed that they are not afraid of more experimental forms of publishing their music.
The content of "I" consists of one colossal, 21-minute track, the momentum and ingenuity of which exceeds the standards of the previous (!) albums. What's even better, despite the large volume and complexity of the material (which I will tell you about in a moment), this ep is perfectly composed and the individual motifs, even if they contain some leaps, pass between each other meaningfully and know when to give way for the more groovy parts. Take for example playing from eight to twelve minutes, this is one of Meshuggah's most overwhelming passages ever! The leaps mentioned are even more interesting. These are manifested by really crazy ideas for riffs (very dissonant), twisted solos, sudden transitions in clean style or precise, mathematical drumming by Tomas Haake. And this, in effect, comes into djent chaos, although...made intelligently and without adding any avant-garde accessories earnestly!
So "I" is in no way inferior to full-length albums. Because despite the successes of "Nothing" and "Chaosphere", this ep shows perfectly well that the Swedes had an idea in which way to lead their music so that it would continue to be djent, and at the same time appropriately different. It turned out so tasty that at any moment an equally successful sequel was created for "I" in the form of a next full cd.
Rating: 10/10
Mają rozmach skurwysyny
OdpowiedzUsuń