Carcass - "Torn Arteries" (2021)

Kopania leżącego, część następna. Powrót Carcass spotkał się z bardzo ciepłym odbiorem, toteż nie dziwi, że po ukazaniu się "Surgical Steel" zespół jeszcze bardziej zagęścił ilość koncertowania, a plany nagrania kolejnej płyty ciągle odkładał gdzieś na bok. O ile jednak rozumiem zachwyty nad formą muzyków na żywo (uświadczyłem jej nawet osobiście), tak rozpływania się nad rzekomą jakością i majstersztykiem nawiązań na wspomnianym "Surgical..." kompletnie nie kapuję. Tam z grubsza niewiele ze sobą się zgadzało i współgrało - zwłaszcza jak na tak, niegdyś, wielki zespół. No ale nic, grupa postanowiła ciągnąć tego wydawniczego trupa (sic!) dalej, czego efektem okazały się, najpierw, zupełnie zbędna epka "Despicable" (o której szerzej w sekcji ciekawostek) oraz najbardziej nieistotny w tym zamieszaniu longplay "Torn Arteries". Przypomnę, rzeczy na które przyszło czekać nam 7-8 lat.

Po tak długiej przerwie wydawniczej, niestety nie za bardzo słychać, by na "Torn Arteries" trio wyciągnęło jakieś wnioski z "Surgical Steel". Znów mamy do czynienia z kalką "Heartwork" i "Swansong", w którą bez ładu i składu powciskano blasty oraz nadano jej przesadnie krystaliczny, czysty sound. Okej, w stosunku do "Surgical..." trzeba zespołowi oddać, że produkcja nie drażni takim plastikiem co poprzednim razem i - generalnie - nie odpycha tak mocno, choć w dalszym ciągu jest stanowczo zbyt sterylna, szczególnie pod kątem tego jak brzmią gary - bezdusznie i kastrując materiał z należytej mocy. Zostając jeszcze na moment przy, o ironio, plusach, należy wspomnieć o całkiem udanym wzbogaceniu muzyki o zalatujące thrashem galopady, jak zwykle klasowych solówkach Billa oraz w mig rozpoznawalnych wokalach Jeffa, a także troszkę mniejszą ilość nachalnych zrzynek z przeszłości. 

Z zalet, jakie "Torn Arteries" oferuje to jednak wszystko. Przy pozostałych składowych zespół powiela bardzo zbliżone wady do tych, o których wspominałem przy okazji omawiania "Surgical Steel". Z tego względu, ponownie, przenika się ze sobą niby-ciężar z bujaniem i niby-brutalność z melodiami, a w ostatecznym rozrachunku, trudno właściwie skumać co zespół chce przekazać tymi kompozycjami - bardziej przypomina to ślepo polepiony death'n'roll z mocniejszymi fragmentami oraz heartworkowymi akcentami. Wiadomo, przez konglomerat ten da się jakoś przebrnąć i zacisnąć zęby przy dużo większych zgrzytach (a tych niestety nie brakuje, gdy grupa próbuje dość często przywołać klimat z albumu nr 5), aczkolwiek nie zmienia to faktu, że in plus niewiele się tu wybija przed szereg czy jakkolwiek dłużej zostaje w pamięci. Niezłe są może szybkie, zwarte i rytmicznie-koncertowe "Elenaor Rigor Mortis" oraz tytułowy, a z przywołujących najlepsze momenty "Heartwork""In God We Trust" (w szczególności momenty z solówkami) oraz najdłuższy w dorobku Carcass "Flesh Ripping Sonic Torment Limited" (wbrew tytułowi niewiele ma związku z podobnie zatytułowaną demówką). Pozostałe utwory brzmią niczym wygenerowane przy pomocy AI, nie zaś numery z duszą i wyszukanymi patentami.

"Torn Arteries" zatem zaspokoi wyłącznie tych, którym wydłużała się ta przerwa wydawnicza w nieskończoność. W mojej opinii, siódmy album Carcass, niestety, nie domaga w podobnym stopniu co owy "Surgical Steel" oraz utwierdza w przekonaniu, że dużo lepiej byłoby, gdyby grupa dała sobie spokój z nową muzyką. "Torn Arteries" wprawdzie ma lepszą produkcję oraz niektóre zagrywki gitarowe niż te z "Surgical...", ale całościowo, jeszcze mniej na nim utworów, które potrafią do siebie jakkolwiek zaskarbić. Taki już jednak urok polerki i wyrachowania, nawet pośród największych.


"Torn Arteries" zapowiadano już na 2020 rok, ale z powodu wiadomej sytuacji, grupa zdecydowała się wydać wtedy epkę z odrzutami jeszcze przed właściwym albumem - nie pytajcie, wiem jak to brzmi. Plan zadziałał, a longplay ukazał się w 2021 roku. Co do epki, to nasuwa ona równie pozytywne odczucia co jej odpowiednik z 2014, czyli praktycznie żadne. "Despicable" - podobnie jak "Surgical Remission/Surplus Steel" - zawiera niepowtórzone później utwory, aczkolwiek ich poziom i słuchalność należy do tych z cyklu mocno wątpliwych.

[English version]

Twisting the knife in the wound, next part. The return of Carcass was very well received, so it's not surprising that after the release of "Surgical Steel" the band increased the number of concerts and kept putting aside plans to record another album. However, while I understand admiration for the musicians' form live (I have even experienced it personally), I do not understand the praise for the alleged quality and masterpiece of the references on the above-mentioned "Surgical...". Well, nothing worked together here - especially for such a once great band. But whatever, the group decided to continue this releasing corpse (sic!) further, which resulted in, first, the completely unnecessary ep "Despicable" (more about it in the trivia section) and the longplay "Torn Arteries", which was the most irrelevant in this case. Let me remind you of the things we had to wait 7-8 years for.

After such a long break in releases, on "Torn Arteries" unfortunately the trio did not take up the lesson from "Surgical Steel". Once again we are dealing with a carbon copy of "Heartwork" and "Swansong", into which blast beats were thrown without any order to the compositions and an exaggeratedly crystalline, clean sound was given to it. Okay, in relation to "Surgical..." you have to give credit to the band that the production is not as irritating with plastic as last time and - in general - it's not as repulsive, although it's still definitely too sterile, especially in terms of how the drums sound - callously and castrating the material from power. Staying for a moment on the ironically positive aspects, it's worth mentioning the quite successful diversity of the music with thrash metal gallops, tasty solos by Bill, as usual, and Jeff's instantly recognizable vocals, as well as a slightly smaller amount of intrusive clichés from the past.

However, the advantages that "Torn Arteries" offers end here. With the remaining components, the band repeats very similar flaws to those I mentioned in my "Surgical Steel" review. For this reason, once again, the quasi-heaviness with rock'n'roll and the quasi-brutality with the melodies intertwine, and ultimately, it's difficult to really understand what the band wants to show with these compositions - it's more like blindly glued death'n'roll with stronger fragments and "Heartwork"-like accents. Of course, it's possible to get through this conglomerate and much bigger glitches (and unfortunately there are plenty of them when the group often tries to evoke the atmosphere from album no. 5) although this does not change the fact that, on the plus side, there is little that stands out or stays in the memory for a long time. The good ones are: fast, compact and rhythmically concert-like "Elenaor Rigor Mortis" and the title track and which brings back the best moments of "Heartwork", "In God We Trust" (especially the moments with solos) and the longest in Carcass' discography "Flesh Ripping Sonic Torment Limited" (despite the title, it has no connection with the similarly titled demo). The remaining songs sound as if they were generated using AI, not songs with soul and sophisticated patterns.

"Torn Arteries" will therefore only satisfy those for whom this releasing break was prolonged indefinitely. In my opinion, the seventh Carcass album, unfortunately, fails to the same extent as "Surgical Steel" and confirms the belief that it would be much better if the group stop doing new music. "Torn Arteries" does have better production and some guitar patterns than those from "Surgical...", but overall, it has even fewer songs that can appeal to you in any way. However, this is the ailment of polishing sound and general calculation, even among the biggest names.

Rating: 4,5/10

"Torn Arteries" was already announced for 2020, but due to the known situation, the group decided to release an ep with b-sides before the actual album - don't ask, I know what it sounds like. The plan worked, and the lp was released in 2021. As for the ep, it brings about as positive feelings as its 2014 counterpart, which is practically none at all. "Despicable" - similarly to "Surgical Remission/Surplus Steel" - contains previously unrepeated songs, although their level and listenability are highly questionable.

Komentarze

  1. gówniany album,razem z poprzednim, typowy śmietnik od nuclear shit, szkoda tylko nazwy, jedyne co dobre to okladka i to jak sie wkomponowala w tło bloga,pozdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Paprica Corpse

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty