Alchemist - "Jar Of Kingdom" (1993)

Scena australijska pod kątem nietypowej muzyki metalowej również potrafi zaskakiwać. Ba, może poszczycić się nawet bardziej odważnymi i nietuzinkowymi aktami niż tymi chociażby z Ameryki, o których mówiło się, że w chwili premiery przecierały szlaki! Jednym z takich dobrodziejstw był tamtejszy Alchemist - kapela imponująca oryginalnością, daleka od jednoznacznych porównań i mająca swój styl, choć z dzisiejszej perspektywy dość mocno zapomniana/pominięta/niedoceniona. Już same początki kapeli były zresztą niezwykle interesujące. Alchemiści zaczynali w 1987 roku, a ich pierwsze trzy taśmy (ze wskazaniem na demo z 1991 roku jako najlepsze), to całkiem rasowy, a zarazem mocno wykręcony death metal, będący swego rodzaju odpowiedzią na Cynic (ten przedfocusowy), Voivod, Atheist (maksymalnie do debiutu), Sadus czy...psychodelię. Alchemikom jednak takie fuzje szybko zdały się być zbyt wąskie i przy okazji wydania swojego debiutanckiego albumu w 1993 roku, zatytułowanego "Jar Of Kingdom", Australijczycy zerwali z tamtą stylistyką, nawrócili się i ją zbrutalizowali, wykręcili oraz obrócili o 180° z niej co się tylko dało i powstała absolutnie unikalna mikstura.

Piję więc do tego, że już na samym początku, zaledwie wydając swój debiut, Alchemist byli bezkonkurencyjni w kwestii zakręconego stylu, w jakim się poruszali. Oni nie grali jak zespół x czy y, to do nich co najwyżej można było równać. Odpalając "Jar Of Kingdom" bowiem czeka nas prawdziwa jazda bez trzymanki - co sugerować już może bardzo nietypowa, choć przykuwająca uwagę okładka. Pewne punkty wspólne "Jar Of Kingdom", oczywiście (sic!), dzieli z demówkami, do czego nawiązują niektóre gitary potraktowane na czysto, surrealistyczny klimat czy ciągłe kontrasty, ale czuć, że w przypadku debiutu jest to zdecydowanie odważniejsze, nieprzesiąknięte czyimiś wpływami i bardziej przemyślane. Przede wszystkim, ta muzyka zniewala jak Alchemiści intrygująco i płynnie przeplatają między brutalnością, progresją, łamańcami, a także jak sprawnie do tak ześwirowanej dziczy wplątują oni przeróżne, odjechane efekty gitarowe. Drugie jest szczególnie interesujące, gdyż brudny i pokręcony podkład muzyczny skontrastowany brzmieniami gitar rodem z przestrzennością rocka lat 70. uzupełnia się tu wybornie i obrazuje nam, że na "Jar Of Kingdom" nawet tak odległe od siebie składowe mogą razem koegzystować.

Stopień zaawansowania i zepsucia utartych norm robi na debiucie Alchemist piorunujące wrażenie. Niekiedy wręcz przypomina to improwizowane eksperymenty z "Obscura", a biorąc pod uwagę, że było to aż 5 lat przed awangardową woltą Gorguts, to tym większy plus należy się tu dla Australijczyków. Zresztą, "Jar Of Kingdom" sięga najróżniejszych form, a jednocześnie, brzmi spójnie, nie męczy tak szeroką gamą środków wyrazu i nie zapomina o klasycznym, metalowym ciężarze, czego przykład znaleźć można w "Abstraction", tytułowym (z irytującymi śmiechami na początku), "Brumal: A View From Pluto" czy "Wandering And Wondering" (z intrem jakbyśmy na moment wskoczyli w sam środek przekupek na targu). Dalej, nie mniejsze wrażenie wywołują również te najbardziej pojechane i bezlitosne pod tym względem numery. Mam na myśli "Enhancing Enigma", "Shell" oraz "Worlds Within Worlds", brzmiące jak gdyby powstawały na kwasie (przy różnych fazach), łącząc najwięcej skrajności w brutalne i przestrzenne kompozycje.

Dużo dobrego można powiedzieć, rzecz jasna, o samych muzykantach Alchemist. Adam Agius, jako lider zespołu, sypie pomysłami jak z rękawa, a ryja zdziera kompletnie na dziko; Roy Torkington uzupełnia jego partie gitarowe dodając zróżnicowania; Rodney Holder nadaje odpowiedni rytm tym wszystkim szaleństwom (od prostych patentów do totalnych łamańców i blastów); natomiast John Bray potrafi przebijać się na pierwszy plan z całkiem subtelnymi partiami basu, urozmaicając partie gitar. Pozytywne wrażenie potęguje też produkcja, która mimo sporej ilości dołu i brudu, jest naturalna, dobrze eksponuje detale i nie rozmywa ogólnego ciężaru. Jak na tak zaawansowaną muzykę, undergroundowy sound, o dziwo, nie odebrał stylistyce Australijczyków wyrazistości oraz poszanowania dla szczegółów - z czym zazwyczaj nietrudno przesadzić przy tego typu produkcji.

Debiut Alchemist to zatem perła pośród awangardowej muzyki. Już na tak wczesnym etapie ekipa Adama Agiusa pokazała się jako zespół całkowicie unikalny, pewny swego oraz podążający własną drogą. "Jar Of Kingdom" nie jest oczywiście albumem dla każdego, gdyż poziom oraz jakość eksperymentów przygniata na nim i nie daje litości na żadnym poletku, aczkolwiek nawet w tak zakręconej niszy Australijczykom udało się stworzyć wiele wciągających, obfitych w zwroty akcji oraz zapadających w pamięć utworów. A należy pamiętać, że mówimy o pozycji, która wyraźnie wyprzedziła swój czas i ma bardzo wysoki próg wejścia.

Ocena: 10/10


[English version]

The Australian scene can also surprise us with its unusual metal music. Well, boasts even more daring and unconventional metal bands than those from America who were said to be pioneers at the time of their release! One of these blessings was the Australian Alchemist - a band impressive in its originality, far from clear comparisons and with its own style, although from today's perspective quite forgotten/omitted/underrated. The beginnings of the band were, by the way, extremely interesting. Alchemists started in 1987 and their first three tapes (with the 1991 demo being indicated as the best) are full of energy, yet twisted death metal, being a kind of response to Cynic (the pre-focus one), Voivod, Atheist (up until their debut), Sadus or...psychedelia. For the Alchemists, however, such fusions quickly seemed too narrow, and with the release of their debut album in 1993, entitled "Jar Of Kingdom", the Australians broke with that style, converted and brutalized it, twisted and turned everything they could out of it by 180 degrees, and an absolutely unique mixture was created.

So I'm writing about the fact that from the very beginning, just releasing their debut, Alchemist were unrivaled in terms of the twisted style they operated in. They didn't play like band x or y, they could be compared to them at most. When we start listening to "Jar Of Kingdom", we're in a totally different dimension - which can be suggested by the very unusual, yet eye-catching cover art. Of course (sic!), "Jar Of Kingdom" shares some common points with the demos, which is referred to by some clean guitars, the surreal atmosphere or constant contrasts, but you can feel that in the case of their debut it's definitely bolder, without anyone's influence and more thought out. Above all, this music captivates how Alchemists intriguingly and smoothly intertwine brutality, progression, avant-garde atmosphere, and also how skillfully they entangle various, crazy guitar effects into such a crazy wilderness. The second one is particularly interesting, as the dirty and twisted background music contrasts with the guitar sounds coming straight from the spaciousness of 70s rock, which complement each other perfectly and show us that on "Jar Of Kingdom" even such distant components can coexist together.

The level of advancement and madness makes a stunning impression on Alchemist's debut. At times, it even resembles improvised experiments from "Obscura", and considering that it was 5 years before the avant-garde volte-face of Gorguts, the Australians deserve an even bigger plus here. Besides, "Jar Of Kingdom" reaches for various forms, and at the same time, sounds coherent, does not tire with such a wide range of means of expression and does not forget about the classic, metal heaviness, an example of which can be found in "Abstraction", the title track (with irritating laughs at the beginning), "Brumal: A View From Pluto" or "Wandering And Wondering" (with an intro as if we had jumped for a moment into the middle of a county fair). Further, the most crazy and merciless in this respect songs also make an equally impressive impression. I mean "Enhancing Enigma", "Shell" and "Worlds Within Worlds", sounding as if they were created on acid (in all phases), combining the most extremes into brutal and spatial compositions.

There is, of course, a lot of good to be said about the musicians of Alchemist themselves. Adam Agius, as the leader of the band, comes up with a lot of great ideas for a songs, and he completely rules with his brutal growls; Roy Torkington complements his guitar parts by adding variety; Rodney Holder gives the right rhythm to all this madness (from simple patterns to technical and brutal ones); and John Bray is able to break through to the forefront with quite subtle bass parts, diversifying the guitar parts. The production also makes a positive impression, which, despite a large amount of low sounds, is natural, exposes details well and does not blur the overall heaviness. For such advanced music, the underground sound, surprisingly, did not deprive the Australians' style of its expressiveness and respect for detail - which is usually very easy to overdo in this type of production.

Alchemist's debut is therefore a gem among avant-garde music. Even in these early times, Adam Agius's band showed themselves as a completely unusual band, confident in themselves and following their own path. "Jar Of Kingdom" is of course not an album for everyone, because the level and quality of experiments overwhelm here in any area, although even in such a very difficult stylistic the Australians managed to create many engaging, unique and memorable songs. And it should be remembered that we are talking about an album that was clearly ahead of its time and has a very high entry to full understanding.

Rating: 10/10

Komentarze

Popularne posty