Kreator - "Hate Über Alles" (2022)
Po tak wspaniałym ansamblu jak "Gods Of Violence" trudno łudzić się na zadośćuczynienie i poprawę we właściwym kierunku. W przypadku Kreatora tenże właściwy kierunek już dawno odpłynął za daleko i niewiele wskazuje, by sytuacja miałaby się jakkolwiek wyprostować. Fakt, przytrafiały się lepsze płyty typu "Violent Revolution" czy "Phantom Antichrist", aczkolwiek również i na nich odczuwalna była silna kalkulacja, wciskanie przaśnych melodyjek oraz próby dogadzania słuchaczom, którzy od zawartości "Endless Pain" czy "Pleasure To Kill" przy bliższym kontakcie...spieprzaliby ile sił w nogach! Nie było więc po prostu opcji, że w kontekście "Hate Über Alles", piętnastego longplaya Kreatora, coś większego ulegnie zmianie na plus. Tym razem, także mamy do czynienia ze Stwórcą miałkim, do bólu lajtowym i korzystającym z mocno oklepanych patentów, mimo że obiektywnie (to słowo akurat nie powinno padać na blogu) trochę mniej żenującym na tle "Gods Of Violence".
Co nam to jednak zmienia, gdy wciąż mowa o cieniźnie? A no niewiele, gdyż większość kiepskich rozwiązań z poprzedniego krążka ostało się na "Hate Über Alles". Żeby jednak tak tylko nie marudzić i nie przyjmować zbyt często pretensjonalnego tonu, zacznijmy nieco szersze szkalowanie omawianie piętnastki od pozytywów, gdyż - uwaga! - takowych również można się tutaj doszukać. W szczególności całkiem spoko prezentuje się otwarcie albumu - poza kolejnym, zbędnie pompatycznym intrem. Tytułowiec fajnie gna na przód, a do drętwego refrenu szybko idzie się przyzwyczaić, natomiast "Killer Of Jesus" nieźle puszcza oczko do czasów "Violent Revolution" i również ma jakieś przyłożenie. Dalej...hmm...broni się "Conquer And Destroy" za sprawą thrashowego popylania i heavy metalowych wtrąceń (choć czyste wokalizy pod koniec są kompletnie nietrafione) i może jeszcze "Demonic Future" z podobnego powodu co "Killer Of Jesus". Tak, wniosek z tego zaprawdę banalny - więcej łupanki i być może jeszcze na nowo coś z Kreatora będzie!
Zostając jeszcze przy plusach (?), lepiej wypada brzmienie, przy którym uniknięto wcześniejszej polerki, a dźwięk odznacza się większą naturalnością. Co jeszcze? Wokal Mille trzyma fason i nie da pomylić się go z nikim innym, a także Ventor przy bardziej gęstych fragmentach uwija się całkiem nieźle i nie słychać upływu wieku. Niestety, to wszystko co można - jako tako - pochwalić na "Hate Über Alles". Główna część materiału leży i kwiczy, natomiast takie atrakcyjne dodatki jak spora ilość efektownych solówek czy wymiana na stanowisku basisty nie wnosi do aktualnego oblicza Kreatora zupełnie nic. Większość z utworów, mimo że nie sięga takiego dna co "Gods Of Violence", nadal cierpi na przypadłość słodzenia byle gdzie, wpychania patetycznych, stadionowych refrenów oraz szpanowania dość wątpliwą agresją. Nie pomagają również takie potworki jak "Become Immortal" (parodia Running Wild), "Midnight Sun" (z zupełnie niepotrzebnym, kobiecym śpiewem) oraz "Pride Becomes Before The Fall" (ckliwa balladka), które brzmią niczym kompozycje dla tych, którzy Kreatora na co dzień...nie lubią.
Marne to zatem pocieszenie, że "Hate Über Alles" wypada trochę lepiej od "Gods Of Violence" - takiego Kreatora wciąż słucha się źle. Na swoim piętnastym pełniaku, Mille Petrozza i spółka niestety celują w muzykę jakościową z pozoru, tj. ładnie wyprodukowaną, z melodiami dla każdego i z nienawistnym konceptem, aczkolwiek sztucznie agresywną, straszliwie wymuskaną oraz brakującej punktów zaczepnych na dłużej. "Hate Über Alles" to krążek, który wpisuje w bardzo trywialną myśl - byle jak, byle szybciej, byle zarobić.
Ocena: 3,5/10
[English version]
After such a magnificent ensemble as "Gods Of Violence", it's hard to delude yourself of compensation and improvement in the right direction. In the case of Kreator, this right direction has long since drifted too far away and there is little indication that the situation will straighten out in any way. True, there were better albums like "Violent Revolution" or "Phantom Antichrist", although even on them one could feel strong calculation, pushing in brazen melodies and attempts to please listeners who would run away from the content of "Endless Pain" or "Pleasure To Kill" at closer contact...as fast as they could! So there was simply no way that in the context of "Hate Über Alles", Kreator's fifteenth longplay, something bigger would change for the better. This time, we are also dealing with a shallow, painfully lighter Kreator who uses very simple patterns, although objectively (this word should not be used on a blog) a little less embarrassing in comparison to "Gods Of Violence".
What does it change for us, though, when we're still talking about the bad album? Well, not much, because most of the bad solutions from the previous album were left on "Hate Über Alles". However, in order not to whine and not to adopt a pretentious tone too often, let's start a slightly broader slander of the "Hate Über Alles" with the positives, because - watch out! - such can also be found here. In particular, the opening of the album is quite good - apart from another, unnecessarily pompous intro. The title track rushes forward nicely, and you can quickly get used to the stiff chorus, while "Killer Of Jesus" gives a good reference to the times of "Violent Revolution" and also has some great heaviness. Next...well..."Conquer And Destroy" has a nice thrash metal aggressiveness and heavy metal interjections (although the clean vocals at the end are completely off the mark) and maybe "Demonic Future" for a similar reason as "Killer Of Jesus". Yes, the conclusion from this is truly banal - more typical thrash metal paces and maybe there will be something interesting from Kreator again!
Still staying with the advantages (?), the production is better, in which the earlier polish was avoided, and the sound is characterized by greater naturalness. What else? Mille's vocals keep their style and cannot be confused with anyone else's, and Ventor also moves quite well in more brutal fragments and you can't hear the passage of time. Unfortunately, this is all that can be - so-so - praised on "Hate Über Alles". The main part of the material is really uninspired, while such attractive additions as a large number of spectacular solos or a change in the position of the bassist do not contribute anything to the current face of Kreator. Most of the songs, although they do not reach the embarrassment of "Gods Of Violence", still suffer from the affliction of sweetening up everywhere, pushing in pathetic, stadium choruses and quite questionable aggression. Nor do such monstrosities as "Become Immortal" (a parody of Running Wild), "Midnight Sun" (with completely unnecessary female singing) and "Pride Becomes Before The Fall" (a sentimental ballad) help, as they sound like songs for those who normally...don't like Kreator.
It's therefore of little consolation that "Hate Über Alles" is slightly better than "Gods Of Violence" - such Kreator is still hard to listen to. On their fifteenth full-length, Mille Petrozza & co. unfortunately focus in apparent music, i.e. well-produced, with melodies for everyone and with an intersting hateful concept, although artificially aggressive, terribly polished and lacking any long-term points. "Hate Über Alles" is an album that fits into a very trivial thought - any way, any faster, any way to earn money.
Rating: 3,5/10
W końcu koniec z tym nudnym zespołem, pierwsze 4-5 płyt mogły być
OdpowiedzUsuńza wysoka ocena dla tego g*wna, za przeproszeniem. Sorry ale ten zespół nie nagrał nic dobrego od czasow Coma, czyli ile?, a no od 1990, szmat czasu. Ten ich powrot do thrashu to tez zagrywka pod publike, widzieli doskonale że eksperymenty nie siadły więc wkroczyli na bezpieczną drogę, jak to się teraz mówi comfort zone heh. Wiadomo lepiej zawsze grać to czego szary lud pragnie, bo w końcu przy takim dorobku po co grac dla pustych sal. Wyżyć jakoś trzeba, rachunki się same nie opłacą, poniekąd można to zrozumieć, ale jak nagrywa się taki album jak Terrible, no to trudno mieć wobec nich taryfę ulgową. Obecne ich twory to płyty nadające się do jakiegoś niezobowiązującego słuchania, a nie tego oczekuję po Kreator. Dziwi też, mają dostęp do najlepszych studiów, najlepsze sprzęty, najlepsza promocja i wychodzą takie zakały.
OdpowiedzUsuńSorki za ten wysryw, ale tak mnie myśli naszły co do tej aktualnej Kreatury ;)
Czy szanowny redaktor będzie publikować o zacnym ULVER?
OdpowiedzUsuńNaczelny redaktor odpowiada: być może, szanse są, ale nie wiem jeszcze kiedy.
Usuńhellalujah :::
OdpowiedzUsuńOd wielu, wielu lat Kreator, to chujnia z patatajnią.
Dokładnie! Tak nudne sztampowe granie,wracam tylko do Pleasure to Kill i Extreme Aggression, wtedy to były solidne płyty, można rzec kult metalowy!
Usuńcholera jasna, ja lubię wszystkie płyty Kreator i co ja mam teraz począć ha ha. No cóż. Krytyka zapewne słuszna, no bo co by nie mówić, jest to komercyjny album, który nigdy nie będzie puszczony w radiu, bo to nie lata '90, a mimo to Mille taki album właśnie zrobił. Sodom nagrał swoją najlepszą płytę kilka lat temu czyli Genesis XIX, która bije na głowę klasyki, więc udowodnił że da się.
OdpowiedzUsuńNatomiast nie jestem przeciwny temu co Kreator robi, ale nie zamierzam nikogo przekonywać do swoich racji. Ja po prostu uwielbiam ten zespół i tyle. A zmian stylu to oni mieli co 2/3 płyty, więc się przyzwyczaiłem. Taka niemiecka Sepultura
A ja nie lubię żadnej płyty Kreatora ponieważ to było dobre kiedyś, dziś jest tyle lepszych zespołów, że nawet nie wracam nawet do najlepszych płyt tego zespołu, niestety.
UsuńNo fakt faktem, mi też w pewnym momencie Kreator się nieco zdezaktualizował - nawet te stare albumy. Na szczęście, to dawne uczucie kilka lat później powróciło i póki co nic się w tej materii nie zmienia. Co jakiś czas wracam do "Pleasure To Kill".
Usuńswoją drogą, jeśli mówimy o Metalu, to złośliwie bym stwierdził, że większą kalkulacją ze strony Mille było udawanie bycia szybkim, ekstremalnym, czy też diabelnym, bo to jest to, co się najbardziej sprzedaje w Metalu, bardziej niż przaśne melodyjki dla radia, które i tak tego nie puści. Tutaj chyba Mille przestał udawać i zrobił to, czego zapewne sam słucha, czyli Hard Rocka z lat 70 i 80. No cóż... c'est la vie
OdpowiedzUsuńNajlepsze płyty powstawały w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych właśnie, potem była już równia pochyła, jedyne dwa zespoły metalowe, które przetrwały dla mnie to DEATH i BATHORY, paradoksalnie ciekawe zarazem czy do tej pory by też się nie zepsuły.
Usuńcoś w tym jest. choć uwielbiam płyty z lat '90, to one w dużej mierze inspirowały się latami '70. coś jest w tym, że jak się słucha jakiegokolwiek zespołu z lat '70 (polecam Focus), to jest tam niesamowita pasja i energia, a nawet jeśli "technicznie" nie są tak "dobrzy" (cudzysłów zamierzony, bo to kwestia dyskusyjna) jak współcześni muzycy, to oni naprawdę grają, jakby zaraz mieli umrzeć i dają z siebie wszystko i jest też pewna synchronizacja, że każdy z członków zespołu słucha siebie nawzajem, zamiast grać wg wyuczonego schematu na próbach.
UsuńI coraz więcej też słucham rzeczy z lat '80. Ale to nie jest tak że w późniejszych latach nie powstawały dobre rzeczy, po prostu jest problem, bo w nast. dekadach był po prostu przesyt. Jeśli w latach '80 miałeś 100 zajebistych zespołów, to w latach '90 miałeś 1000 interesujących i w latach '00 miałeś 10000 poprawnych. Proporcje się zmieniły.
Ja bym ci polecił grecką scenę z lat '90. Rotting Christ, Kawir, Varathron, Necromantia, SEPTIC FLESH, Nightfall itp itd. To też jest kwestia podejścia i tego jak ktoś nagrywa swój materiał.
hellalujah :::
OdpowiedzUsuńCzas na Napalm Death (i pochodne) ;)
To jeszcze nie było? Uwielbiam dźwięk napalmu o poranku
OdpowiedzUsuńNapalm Death jak najbardziej jest planowane
OdpowiedzUsuń