Alchemist - "Tripsis" (2007)
Bardzo trudno wstrzymywać się z podjarką na początku recki wobec kolejnego albumu kapeli, która ma już na koncie pięć wspaniałych albumów, z czego aż trzech mogących się ubiegać się o status wybitnych. Jeśli chodzi o porządnie pojechany, klimatyczny i oryginalny metal progresywny, Alchemist nie mieli sobie równych - w niszy tej stworzyli zupełnie nową jakość. Po wydaniu "Austral Alien", kiedy to los okazał się dla tegoż kwartetu nieco bardziej łaskawy, a sam krążek obił się szerszym echem od poprzedników, sytuacja pod kątem czysto muzycznym wyglądała podobnie kolorowo co wcześniej. Alchemiści znów bardzo szybko złapali wenę na więcej, w tzw. międzyczasie wypuścili oni "Embryonics 90-98" (składak wybranych utworów z płyt 1-3, epki z 1998 roku oraz paru demówek) i koncertowali, a w 2007 roku, ponownie nakładem Relapse Records, uderzyli właśnie z "Tripsis" - szóstym i zarazem ostatnim longplayem w swojej dyskografii.
Co dość zabawne, spośród całej dyskografii Alchemistów, "Tripsis" robi najmniejsze wrażenie, choć wciąż prezentuje on cholernie wysoki poziom, zawierając kawał zróżnicowanego, metalowego grania po swojemu przesiąkniętego kosmosami i orientalizmami. Szósty pełniak Alchemist - w pewnym sensie - powtarza zbiorcze założenia "Organasm". To po prostu 100% Alchemist w Alchemist, styl tak charakterystyczny, że od razu wyłapiecie ich specyficzny feeling instrumentów i tą odjechaną atmosferę. Nie ma więc takiego efektu wow jak wcześniej (wcale nie tak daleko, bo tylko 4 lata temu), aczkolwiek Australijczycy nie powielają bezmyślnie raz wykorzystanych motywów i bez większych zmian, nadal przykuwają jak sprawnie oraz kreatywnie posługują się tymi swoimi pomysłami - wszak stylistykę mieli nadzwyczajnie rozległą. Okej, w porównaniu do poprzednich dwóch płyt zespół mocniej przesunął akcenty w stronę metalu, aleee nie na tyle, by redukcja progresji była jakoś silniej odczuwalna. Trochę częściej pojawiają się krzykliwe wokale, cięższe gitary (choć mocniej w kierunku sludge/groove) i gęściej pracująca perkusja (jeszcze bardziej niż poprzednio), ale samo sedno tej muzyki pozostało niezmienne - to wciąż bardzo charakterystyczne granie, które wyjątkowo łączy progresję, rock/metal i awangardowe dziwactwa.
Posłuchajcie zresztą jaką atmosferę kreują Alchemist w "Tongues & Knives", "God Shaped Hole", "Nothing In No Time" (zajeżdża dużo mniej ekstremalną kontynuacją "Unfocused" z "Lunasphere", ale to nic) czy "Anticipation Of A High". Styl kompletnie niepodrabialny, a zarazem mimo braku rewolucji, wciąż o krok dalej od innych i bez poczucia powtarzalności. Świetne też są "Wrapped In Guilt", "Substance For Shadow" oraz "Degenerative Breeding". Pierwszy to Alchemist w pigułce, sama esencja zespołu, drugi zaskakuje pozytywnym wydźwiękiem (skojarzenia z klimatami Lykathea Aflame nasuwają się same), natomiast ostatni wymownie zamyka historię Alchemist.
Żeby tak tylko nie słodzić, pora na minusy "Tripsis" - wszak wspominałem, że to najsłabszy krążek tego kwartetu. Cóż, brzmienie nie do końca tutaj siedzi. Te jest dosyć płaskie i cierpi na przypadłość rejestracji instrumentów zbyt głośno - taa, loudness war zanim to pojęcie weszło do szerszego obiegu. Przez to, ciężko czasem zrozumieć słowa bez wkładki (nawet gdy Adam śpiewa czystym głosem), riffy bywają nieczytelne, a z basu nie uchowało się praktycznie nic. Z samych utworów, średnie też są "Grasp The Air" oraz "CommunicHate", które nie wyróżniają się jakoś szczególnie - ot, taki alchemistowy standard.
Całościowo, "Tripsis" i tak warto poznać. Pomimo bezpieczniejszego kierunku co do ogólnego rozwoju oraz mniej udanej produkcji, szósty longplay Alchemist zawiera od groma ciekawych, nietypowych pomysłów, dzięki czemu także na tym wydawnictwie znalazły się utwory ociekające geniuszem oraz na miarę tego co zespół prezentował wcześniej. Niestety, jak już zdążyłem napomknąć, "Tripsis" okazał się być pożegnaniem ze strony Alchemist, gdyż grupa rozpadła się w 2010 roku. Trzeba jednak przyznać, że uczyniła to z klasą, bo z tak spójną i jakościową dyskografią rzadko kiedy można się spotkać. Aha, o całkowitym zerwaniu z muzyką tej czwórki nie było mowy, ponieważ wkrótce po rozpadzie, m.in. lider Alchemist, Adam Agius, na otarcie łez, powołał nowy zespół w zbliżonych klimatach - The Levitation Hex.
Ocena: 8/10
Podobno również zespół planował jakieś nagrywki epki po wydaniu "Tripsis", ale - jak już wiemy - Alchemiści zdecydowali się zakończyć działalność. Nie wiadomo jednak ile tego materiału znalazło się u The Levitation Hex, o ile w ogóle ów materiał kiedykolwiek istniał.
[English version]
It's very hard to hold back the excitement at the beginning of a review for another album by a band that has five great albums in their discography, three of which could claim the status of outstanding. When it comes to well-thought-out, atmospheric and original progressive metal, Alchemist were unmatched - they created a completely new quality in this style. After the release of "Austral Alien", when fate turned out to be a bit more kind to this quartet, and the album itself resonated more widely than its predecessors, the situation looked similarly attractively from a purely musical perspective as before. Alchemist again very quickly caught the inspiration for more, in the meantime, they released "Embryonics 90-98" (a compilation of selected songs from albums 1-3, the 1998 ep and a few demos) and toured, and in 2007, again by Relapse Records, they hit back with "Tripsis" - the sixth and last longplay in their discography.
What's the most funny, out of the entire Alchemist discography, "Tripsis" is the least impressive, although it still presents a very high level, containing a piece of diverse and progressive metal in its own way permeated with cosmos and orientalisms. The sixth full-length Alchemist - in a sense - repeats the collective assumptions of "Organasm". It's simply 100% Alchemist in Alchemist, a style so characteristic that you will immediately catch their distinctive feeling of instruments and this ethereal atmosphere. So there is no such wow effect as before (not so far away at all, because only 4 years ago), although the Australians do not mindlessly repeat once used motifs and without major changes, they still captivate how skillfully and creatively they use their ideas - after all, their style was exceptionally broad. Okay, compared to the previous two albums, the band has shifted the accents more towards metal, but not enough for the reduction of progression to be somehow more strongly felt. More screaming-like vocals, heavier guitars (although more towards sludge/groove) and more technical drums appear (you know, even more and more) a bit more often, but the very essence of this music has remained unchanged - it's still a very characteristic sound that uniquely combines progression, rock/metal and avant-garde oddities.
Listen to the atmosphere Alchemist creates in "Tongues & Knives", "God Shaped Hole", "Nothing In No Time" (it's a lot like the much less extreme sequel to "Unfocused" from "Lunasphere", but that's okay) or "Anticipation Of A High". The style is completely inimitable, and at the same time, despite the lack of revolution, it's still a step ahead of others and without a sense of repetition. "Wrapped In Guilt", "Substance For Shadow" and "Degenerative Breeding" are also great. The first is Alchemist in a nutshell, the very essence of the band, the second surprises with its positive tone (associations with the Lykathea Aflame atmosphere come to mind), while the last one eloquently closes the story of Alchemist.
Just to not oversweeten it, it's time for the disadvantaged of "Tripsis" - after all, I mentioned that it's the weakest album of this quartet. Well, the sound doesn't really fit here. It's quite flat and suffers from the ailment of recording instruments too loudly - yeah, loudness war before this term became widely known. Because of this, it's sometimes hard to understand the words without the looking at the booklet (even when Adam sings with a clean voice), the riffs are sometimes illegible and practically nothing has survived from the bass. As for the songs themselves, "Grasp The Air" and "CommunicHate" are also average, and they don't stand out in any particular way - they sound like a typical Alchemist standard.
Overall, "Tripsis" is still worth getting to know. Despite the safer direction of the general development and the less successful production, the sixth longplay of Alchemist contains a lot of interesting, unusual ideas, by which this release also includes songs dripping with genius and on par with what the band presented earlier. Unfortunately, as I have already mentioned, "Tripsis" turned out to be a farewell from Alchemist, because the group disbanded in 2010. However, it must be admitted that they did it with class, because it's rare to come across such a coherent and high-quality discography. Oh, and there was no completely breaking away from the music of these guys, because shortly after the disbandment, a.o. Alchemist leader Adam Agius, to wipe away the tears, founded a new band in a similar style - The Levitation Hex.
Rating: 8/10
Supposedly, the band also planned to record an ep after the release of "Tripsis", but - as we already know - Alchemist decided to split-up. It's not known, however, how much of this material landed on The Levitation Hex recordings, if it ever existed at all.
Komentarze
Prześlij komentarz