Atheist - "Jupiter" (2010)

Pamiętam mniej więcej taką opinię odnośnie powrotu Atheist: "Holendrzy z Pestilence zawiedli nagrywając zachowawczy death metal, ekipa Paula Masvidala odpłynęła stanowczo za daleko, zaś Atheist trafił w punkt". No i coś w tym jest. Dosyć podobnie oddaje ona moje odczucia à propos powrotów tych zespołów - toteż nie muszę się w tym miejscu wysilać nad niesamowicie rozbudowanym wstępem. Żeby nie było, do ideału rodem z najstarszych ich nagrań, omawianemu "Jupiter" dociągnąć się nie udało i trochę zastrzeżeń do niego mam (o czym później), aleee jest to porcja muzyki dużo bardziej przekonująca niż Gnostic (w którym część ówczesnej ekipy Atheist próbowała podejść do tematu "na świeżo") oraz potrafiąca utrzymać dłuższą uwagę niż powrotne albumy Cynic i Pestilence.

Odnoszę wrażenie, że to po prostu drugie podejście do "Engineering The Rule". Technika ta sama, pomysły równie ciekawe, część (nowej) ekipy z Gnostic (Chris Baker i Johnatan Thompson), zamysł na połączenie patentów "Piece Of Time" oraz "Unquestionable Presence" w nowoczesnej oprawie - "Engineering..." jak się patrzy. Na szczęście, są na "Jupiter" dwie rzeczy, które przeważają na korzyść omawianego krążka (i to tak dosyć solidnie): osoba Kelly'ego Scheafera oraz większa zwięzłość materiału. Pierwszy z wymienionych wypada po prostu ciekawiej (pomimo że głos mocno mu poleciał) i - w pewnym stopniu - jest w jego wokalach ta dawna zadziorność. Drugie tyczy się lepszego wykorzystania death-jazzowych patentów i zamknięciem ich w sensowne, przeważnie 4-minutowe utwory. Motoryka, melodie, riffy, dużo technicznych wygibasów to tutaj wszystko jest, a takie "Faux King Christ", "Tortoise The Titan", "Fraudulent Cloth" czy "Second To Sun" zdecydowanie najlepiej dowodzą, że Atheist na swoje star(sz)e lata nie odszedł w upraszczanie i nudne przepisywanie dawnych albumów (czego przykładem ostatni z wymienionych - dysonansów im się wcześniej przecież nie zdarzało przemycać do swojej muzyki).

Tak kolorowo przez całość trwania "Jupiter" niestety jednak nie ma. Najważniejsza wada tego krążka - produkcja. Osobiście uważam, że Atheistowi dużo lepiej pasowałoby bardziej naturalne czy nawet bardziej surowe brzmienie aniżeli tak sterylne i o zbyt głośnej kompresji dynamiki, z jakiego (poniekąd) słynie Jason Suecof. Przez to też w zbyt wielu momentach brakuje mi na tym krążku należytej mocy i takiej "swobody", którą miał nawet "Elements". Za przedobrzonym soundem kryje się kolejna ważna wada - mocno schowany bas. Owszem, czasami daje on o sobie znać (nagrywał Thompson, Tony Choy wówczas się nie zdążył załapać), no ale jak na kapelę formatu Atheist, słowo "czasami" wydaje się być mocno nie na miejscu. Bas powinien tutaj szaleć, a nie robić za tło i niewiele więcej.

Mimo swoich wad, "Jupiter" to kolejny bardzo dobry album w dorobku Atheist, utrzymujący wysoki poziom i przede wszystkim taki, na którego warto było czekać. O dawnym nowatorstwie i przecieraniu szlaków wprawdzie nie ma w jego przypadku mowy, ale mniejsza o to, mix patentów "Piece Of Time" i "Unquestionable..." wyszedł na tej płycie na tyle zgrabnie, że nawet gdyby "Jupiter" byłby 2x dłuższy, dałoby się go równie z łatwością przełknąć co w obecnej formie. Nieczęsta rzecz jak na powrotne albumy!

Ocena: 8,5/10

[English version]

I remember more or less an example opinion about the return of Atheist: "The Dutch from Pestilence failed to record conservative death metal, Paul Masvidal's band sailed way too far, and Atheist hit the point". And there is some truth on that. It quite similarly reflects my feelings about the returns of these bands - so I do not have to strain at this incredibly extensive introduction. Lest it were, to the ideal straight from their oldest recordings, the discussed "Jupiter" is not perfect and I have some reservations about it (more on that later), but it's a portion of music much more convincing than Gnostic (in which part of the Atheist band at that time tried by force to approach the "fresh patterns") and able to maintain longer attention than the return albums Cynic and Pestilence. 

I get the impression that this is just a second take on "Engineering The Rule". The technique is the same, ideas are equally interesting, part of the (new) line-up is from Gnostic (Chris Baker and Johnatan Thompson), the idea of ​​combining patents "Piece Of Time" and "Unquestionable Presence" in a modern setting - "Engineering..." as it looks . Fortunately, there are two things on "Jupiter" that are in favor of this disc (and quite solidly): the person of Kelly Scheafer and the greater brevity of the material. The first of these is much more tolerable (because his voice flew a lot) and his vocals have - in a measure - the old aggressiveness, the second is about making better use of death-jazz patents and closing them into meaningful, usually 4-minute songs. Power, skills, melodies, riffs, a lot of technical twists, it's all here, and such "Faux King Christ", "Tortoise The Titan", "Fraudulent Cloth" or "Second To Sun" definitely prove that Atheist for its old times has not gone into simplifying and boring rewriting of old albums (as exemplified by the last of the mentioned - dissonances they had never smuggled into their music before). 

Unfortunately, there is no such colorfully throughout the all duration of "Jupiter". The most important disadvantage of this disc - production. Personally, I think that Atheist would be much better suited to a more natural or even more raw sound than the sterile and too loud dynamics compression, for which Jason Suecof is (in a way) famous. As a result, in too many moments this album misses the power and the "ease" that even "Elements" had. Everything seems to be fit like from a midi program. Behind the overdone sound there is another important flaw - the deeply hidden bass. Yes, sometimes it makes itself felt (Thompson recorded, Tony Choy didn't catch it then), but for an Atheist band, the word "sometimes" seems to be very out of place. The bass should go crazy here, not only for the background. 

Despite its flaws, "Jupiter" is another very good album in Atheist's discography, maintaining a high level and, above all, one that was worth waiting for. There is no mention of the old innovation, but never mind, the mix of patents from "Piece Of Time" and "Unquestionable..." appeared on this album so neatly that even if "Jupiter" would be 2x longer it would be as easily swallowed as it's in its present form. Not a typical thing for comeback albums!

Rating: 8,5/10

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty