Alarum - "Circle's End" (2020)
Przywyknąć należy, że grupy kręcące się wokół kosmicznego, kombinującego oraz nieprzesadnie ciężkiego stylu przesiąkniętego Cynic są nie mniej oszczędne wydawniczo co swoje guru. Trudno jednak burzyć się takim obrotem spraw - zwłaszcza w kontekście zawodników pokroju Alarum, którzy na bank podchodzą do tematu czysto hobbystycznie. Sypać sensownymi, progresywnymi płytami w dzisiejszych czasach jest cholernie trudno, mając na uwadze ileż dziennie ukazuje się (jałowej) muzyki oraz ileż takie techniczne granie wymaga umiejętności i budżetu na profesjonalną realizację. Cóż, z krążkiem nr 4 panowie z Alarum wybitnie się nie spieszyli. Dopiero po dziewięciu latach i w dodatku solidnych przetasowaniach w składzie (powrócił Scott Young, dołączył drugi gitarzysta John Sanders, a sesyjnie za gary odpowiada Ben Hocking) ukazał się "Circle's End". A zapytacie, czy warto było tyle czekać? A no, trudno jednak tym razem udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Logicznym jest, iż "Circle's End" dzieli sporo cech z "Natural Causes" oraz "Eventuality...". Bardziej zastanawiające, że jak na tyle lat oczekiwań, poziom muzyki na czwórce - delikatnie mówiąc - nie powala, a zespół popadł w patenty bliższe...typowego, progresywnego/technicznego metalu. No właśnie, typowego. Tym razem, Alarum a owszem, biorą co nieco z thrash metalu, późnego Death oraz kosmosów/smętów w typie "Focus" i "Traced In Air", ale momentalnie schodzi to na dalszy plan, gdyż panowie mają tu mocne tendencje do rozmydlania, upychania popisów kosztem spójności oraz udziwniania metalowych fragmentów lżejszymi lub jazzowymi wstawkami, czyli składowych, które tak często przewijają się na najmniej interesujących prog/tech metalowych płytach.
Tam więc gdzie zespół mógłby już odpuścić, gitarzyści prześcigają się w szpanowaniu techniką lub stosują zagrywki oderwane od reszty utworu, a bas nie dodaje niczego intrygującego, natomiast spokojniejszych fragmentów jest stanowczo za dużo, przez co te bardziej agresywne giną w natłoku niemrawych melodii i sennych klimatów. Są jeszcze chętniej niż w przeszłości używane blasty, ale te sprawiają wrażenie umieszczonych na siłę - by stwarzać pozory brutalności. Na ile polepione, wydumane i niepotrzebnie efekciarskie jest to granie, najlepiej (najgorzej?) słychać chociażby w "Thoughts To Measure", "Delta", tytułowym, "Sphere Of Influence" i "Syzygy", które zamulają, nie mogą się rozkręcić i brzmią dość jednorodnie. A zaskakuje to o tyle, że w latach poprzednich, grupa nie miała większych problemów z tego typu skrajnościami, bez względu na dłuższe przerwy wydawnicze.
O dziwo, najciekawiej i bez zarzutów prezentuje się trójca utworów pod postacią "Crystals", "Sand" oraz "War Of Nerves", w których metalu albo nie ma prawie wcale albo gra on rolę na ostatnim planie. Pierwszy wyróżnia się relaksacyjnym klimatem oraz subtelnymi, kobiecymi wokalami (w wykonaniu Shannon Tipene), drugi poszczycić się może świetną, focusową techniką, wysokim, zaciąganym śpiewem oraz plażowymi efektami, a trzeci nawiązywaniem do Atheist oraz - znów - Cynic. Pozostałe z utworów na "Circle's End", wiadomo, da się jakoś przesłuchać, ale brakuje w nich charakteru, sensu w popisach instrumentalnych oraz jakiejkolwiek zaczepności. Druga sprawa, która nie robi mi w przypadku tego wydawnictwa to wokale. Ja wiem, z tym też był problem na pierwszych dwóch krążkach, później temat lekko poprawiono, aczkolwiek progres z "Natural Causes" na czwórce wyparował. Przede wszystkim, brakuje im pazura (w obu wariantach) oraz ich miks jest dziwaczny, jakby przykryty pod resztą instrumentów. Dlatego nawet jeśli więcej jest tu krzyczanych wokali, to marne to pocieszenie, gdyż brzmią one bez wyrazu oraz kiepsko podkreślają te mocniejsze fragmenty.
Jeśli zatem lubicie różnorakie odmiany progresywnego/technicznego grania, które odrzucają metalowy ciężar lub generalnie macie słabość do późnego Cynic, "Circle's End" powinien trafić w Wasze gusta. U mnie, czwarty longplay Alarum lokuje się jako jedna z ich najsłabszych pozycji w dyskografii. Za sprawą "Natural Causes", Australijczycy potrafili z pomyślunkiem zepchnąć metalowe elementy na dalszy plan i bardzo fajnie wysunąć technikę, melodie oraz pogodny klimat, a tutaj z kolei żaden z powyższych aspektów nie działa. Wobec tego, płyty słucha się z niemałą dawką trudności.
Ocena: 5/10
[English version]
You have to get used to the fact that groups that are fascinated by the cosmic, intriguing and not too heavy style associated with Cynic are just as thrifty in terms of releases as their master. However, it's hard to get upset about this matter - especially in the context of bands like Alarum, who definitely approach the subject purely as a hobby. It's really hard to release sensible, progressive albums these days, considering how much (average) music is released daily and how much such technical music requires skills and a budget for professional production. Well, the gentlemen from Alarum were remarkably in no hurry with album no. 4. Only after nine years and additionally solid line-up changes (Scott Young returned, second guitarist John Sanders joined, and Ben Hocking is responsible for the drums as a session musician) did "Circle's End" appear. And you ask, was it worth waiting so long? Well, it's hard to give a clear answer this time.
It's logical that "Circle's End" shares many features with "Natural Causes" and "Eventuality...". What is more intriguing is that after so many years of waiting, the level of music on the "Circle's End" - to put it mildly - does not impress, and the band has fallen into patterns closer to...typical, progressive/technical metal. Well, typical. This time, Alarum, yes, took something from thrash metal, late Death and cosmic/bleak things like "Focus" and "Traced In Air", but it immediately faded into the background, because the gentlemen have a strong tendency to reduce the heaviness wherever possible, show-off too much and make metal fragments weirder with lighter or jazzy inserts, i.e. elements that so often appear on the least interesting progressive/technical metal albums.
So where the band could have let up, the guitarists outdo each other in showing-off their technique or use patterns that are detached from the rest of the song, and the bass doesn't add anything intriguing, while there are definitely too many calmer fragments, so that the more aggressive ones get lost in melodies and sleepy atmospheres. Blasts are used even more willingly than in the past, but they seem to be forced - to create the appearance of brutality. This inconsistency can be heard best (worst?) in "Thoughts To Measure", "Delta", title track, "Sphere Of Influence" and "Syzygy", which are sluggish, colourless and sound quite monotonous. And this is surprising in so far as in previous years, the group had no major problems with this type of mixes, regardless of the longer breaks in releases.
Surprisingly, the most interesting and flawless are the three tracks in the form of "Crystals", "Sand" and "War Of Nerves", in which metal is either almost absent or plays a role in the background. The first one stands out with its relaxing atmosphere and subtle, female vocals (performed by Shannon Tipene), the second one boasts a great, "Focus"-like technique, high, melodic vocals and beach effects, and the third one refers to Atheist and - again - Cynic. The remaining tracks on "Circle's End", of course, can be listened, but they lack character, sense in instrumental show-offs and any catchiness. The second thing that does not satisfy me in the case of this release is the vocals. I know, this was also a problem on the first two albums, later the topic was slightly improved, although the progress from "Natural Causes" evaporated here. First of all, they lack the power (in both versions) and their mix is weird, as if covered up by the rest of the instruments. Therefore, even if there are more screamed vocals here, it's of little consolation, as they sound expressionless and do not emphasize the stronger fragments well.
So if you like progressive/technical music that rejects the metal heaviness or you generally enjoy late Cynic, "Circle's End" should satisfy your taste. For me, Alarum's fourth longplay is one of their weakest positions in their discography. By "Natural Causes", the Australians were able to thoughtfully push the metal elements into the background and very nicely bring out the technique, melodies and cheerful atmosphere, and here, on the other hand, none of the above aspects work. Therefore, the album is listened to with a considerable dose of difficulty.
Rating: 5/10
Komentarze
Prześlij komentarz